Anglicy zorientowali się pierwsi. W roku 1922 uznali, że kameralne korty przy Worple Road nie wytrzymają próby czasu i pora się przeprowadzić. Teren przy Church Road wyglądał obiecująco. Wokół były pola i wiejski krajobraz dalekich przedmieść Londynu. Dziś wokół słynnego Wimbledonu miasto coraz mocniej zaciska pętlę, lecz władze The All England Clubu kontrolują sytuację i wciąż mają trochę wolnego miejsca.
Amerykanie zaczęli w Newport, na Rhode Island. Potem przez 60 lat z małymi wyjątkami międzynarodowe mistrzostwa USA grano na Forest Hills. Mimo kilku modyfikacji The West Side Tennis Club nadal był za ciasny. To dlatego w roku 1978 nowojorski wielki szlem powędrował kilkanaście mil na północ, do dzielnicy Queens. Wypatrzone przez prezesa federacji z okna samolotu tereny wysypiska śmieci, a potem wystawy Expo, nadawały się idealnie. Dziś, jeśli idzie o rozmach, US Open na Flushing Meadows nie ma sobie równych.
Australijczycy długo nie mogli wybrać stałego miejsca, ich turniej odwiedził sześć miast. Do Melbourne wrócił w roku 1972 i wygląda, że jest to powrót na zawsze. Federacja i miasto zainwestowały w tereny odkupione od kolei, blisko centrum, a jednak trochę na uboczu.
Francuzi zdecydowanie zaspali. Za późno zauważyli, że ich Roland Garros, zbudowany w roku 1928 dla czwórki muszkieterów, zdobywających Puchar Davisa w boju z Amerykanami, zrobił się nagle za ciasny. Nadrabiają teraz stracony czas. Po roku 2016 paryskie korty, oparte dotąd o ścianę Lasku Bulońskiego i okolice Porte d’Auteil, powiększą swój stan posiadania. Niestety, stanie się tak częściowo kosztem ogrodu botanicznego, założonego w roku 1761, a na pewno kosztem mieszkańców dzielnicy, którzy już teraz turnieju i tenisa mają serdecznie dość.
Nowy duży kort dla 5 tys. widzów, rozsuwany dach nad centralnym, nowe centrum prasowe i powiększenie do