– O tym, że Tomek z nim walczy, zadecydowały gabaryty McBride'a – mówi Ziggy Rozalski, współpromotor i przyjaciel Adamka. – Kevin przypomina Kliczków, jest wielki jak oni, takie przetarcie przed wrześniową walką z jednym z ukraińskich braci na pewno się mu przyda.
Ale McBride tak naprawdę w niczym nie przypomina Kliczków. Jest duży, to fakt, ale o dwie klasy słabszy. Reprezentant Irlandii na igrzyska olimpijskie w Barcelonie (1992) opowiada wprawdzie, że będzie pierwszym irlandzkim mistrzem świata wagi ciężkiej, ale to tylko gadanie.
McBride na zawodowych ringach wygrał 35 pojedynków (29 przed czasem), 8 walk przegrał (6 przed czasem) i jedną, w debiucie, w 1992 roku zremisował. Mieszka w Brockton w stanie Massachusetts. Jeszcze wczoraj był w Bostonie, do Newark przyjedzie dziś na konferencję, a później zaprasza kilku dziennikarzy z Polski na swój trening do Nowego Jorku, w dzielnicy Queens.
Cztery lata temu w nowojorskiej Madison Square Garden McBride zmierzył się z Andrzejem Gołotą w walce, której stawką było mistrzostwo Ameryki Północnej i przegrał w szóstej rundzie. W pierwszym starciu jednak niewiele brakowało, by to Gołota został znokautowany.
McBride trafił mocnym prawym i Polak był zamroczony. Po tej porażce Irlandczyk trzy lata nie walczył. Wrócił w ubiegłym roku, wziął udział w angielskim turnieju Prizefighter i w półfinale uległ, niesłusznie, Mattowi Skeltonowi, którego miał na deskach w pierwszej rundzie.
Na taki szczęśliwy cios jak przed laty z Gołotą czy w ubiegłym roku ze Skeltonem McBride liczy też w walce z Adamkiem. To chyba jego ostatnia szansa, by zaznaczyć swoją obecność w zawodowym boksie, ale mało prawdopodobne, by ten cel osiągnął. Adamek jest za szybki i zbyt dużo ma do stracenia, by pozwolił sobie na błąd.