Grały Karolina Woźniacka i Jelena Janković. Miesiąc temu Dunka wygrała bez straty seta. Cztery wcześniejsze pojedynki tej pary zakończyły się jednak jej porażkami. Liderka rankingu na początku w Charleston nie imponowała formą. Można było odnieść wrażenie, że kryzys, o którym wspominał jej tata coach, jeszcze nie minął. Z kolei Serbka, nr 1 tenisa pań przed trzema laty, tryskała energią i humorem. Podkreślała, że wyleczyła kontuzje, a Andrei Pavel, jej nowy trener, uczy ją większej agresji, ataków przy siatce, podcinania bekhendu i różnicowania długości zagrań.
Już po kilkunastu minutach meczu można się było przekonać, jak posłuszną osobą jest Serbka. Na ciemnozielonym korcie ziemnym próbowała wcielać w życie taktyczne pomysły opiekuna. Niestety, wykonanie wyglądało tak kiepsko, że punkty łatwo trafiały do Dunki. Kiedy zirytowana Janković wróciła do swej tradycyjnej gry – biegania i walki na linii końcowej – wróciły też emocje.
Mecz, a potem turniej wygrała Woźniacka, która pokazała raz jeszcze, że witalnością, sprawnością i regularnym przerzucaniem piłki może zamęczyć każdą rywalkę.
Pod koniec roku 2008 identycznie mówiono o Janković. Serbka postanowiła wtedy, że mocniej popracuje nad przygotowaniem atletycznym, a hiszpański trener Ricardo Sanchez pomoże jej zdobyć pierwszy tytuł w wielkim szlemie. Skończyło się serią kontuzji, stratą pozycji liderki i utratą pewności uderzeń. Mimo trenerskich roszad i poszukiwań nowego stylu Serbka wciąż nie przypomina siebie sprzed lat.
Opiekunowie Woźniackiej nie kryją, że przebieg kariery Rafaela Nadala każe im wprowadzać korekty do gry Dunki. Chodzi o uniknięcie kontuzji i przedłużenie dominacji. Są to te same pomysły, o jakich mówi Serbka, zachwalając współpracę z nowym trenerem. Ale Karolina z demonstrowaniem posłuszeństwa się nie spieszy, eksperymentuje tylko w meczach mniej ważnych albo gdy ma sporą przewagę.