Tenis w Indiach nie jest sportem milionów. Kiedyś świat usłyszał wprawdzie o braciach Armitrajach, zwłaszcza o Vijayu Armitraju, rywalu Jimmy'ego Connorsa, Bjoerna Borga i Wojciecha Fibaka, a w ostatnich latach bardziej medialną, niż sportową karierę zrobiła Sania Mirza, sławna także jako żona popularnego pakistańskiego krykiecisty, ale to wyjątki. Deblistom z Kalkuty i Madrasu jednak się udało – znaleźli niszę, w której potężny serwis Bhupathiego oraz szybkie ręce Paesa sprawdziły się wyjątkowo dobrze.
Nie byli wybitnymi singlistami. Bhupathi dotarł do 217. miejsca rankingu i tej granicy już nie przekroczył. Paes, doskonały junior (tytuły w Wimbledonie i US Open), wygrał jeden turniej seniorski, w 1998 roku na trawie w Newport. Zdobył także brązowy medal olimpijski w Atlancie (1996) – wówczas pierwszy indywidualny medal igrzysk dla Indii po 44 latach czekania. Może też śmiało mówić, że jest jednym z nielicznych, którzy mają dodatni bilans meczów z Pete'em Samprasem. Grali raz, wygrał.
W deblu stworzyli parę niemal doskonałą. Pierwszy wspólny tytuł wielkoszlemowy zdobyli w 1990 na wimbledońskich trawnikach, ale szczyt osiągnęli w 1999 roku, gdy wygrali turnieje na kortach Roland Garros i Wimbledonu oraz grali w finałach Australian Open i US Open. Dorobili się przydomka „Hinduski Ekspres", stali się popularni i majętni. Już wtedy Bollywood kusiło Paesa, ale odmawiał gry w filmach tłumacząc się brakiem czasu.
Sukces nie scementował pary, wręcz przeciwnie. Od 2000 roku hinduskie media przynosiły kolejne informacje o nieporozumieniach i kłótniach. Chodziło o różne sprawy, jaka była decydująca, nie wiadomo. Może to był przede wszystkim konflikt ego.
W tej parze, tym złym, ale i trochę bardziej popularnym był Leander Paes – rocznik 1973. Mówiono na niego – deblowy John McEnroe. Żywiołowy, złośliwy, bardziej niezależny. Syn brązowego medalisty olimpijskiego w hokeju na trawie i reprezentacyjnej koszykarki, prawnuk bengalskiego poety Michaela Madhusudana Dutta.