"Rz": Jaka rola na Tour de France najbardziej panu odpowiada: kibica, zawodnika czy obecna – eksperta Eurosportu?
Richard Virenque
: Moja jedyna rola to pasja. Jestem pasjonatem kolarstwa. I Touru. Jeśli masz pasję, łatwo ci w każdej roli, bo masz do czynienia z czymś, co lubisz. Dla mnie Tour de France to magia. Nawet teraz, gdy już nie uprawiam kolarstwa. Ludzie, których tu codziennie spotykam, dodają mi sił, zachęcają. Rozmawiamy o kolarzach, taktyce, trasie, różnych scenariuszach wyścigu – to niezapomniane chwile.
Trudniej przygotować się do wyścigu jako kolarzowi czy jako ekspertowi?
Trudniej kolarzowi. Dla mnie udział w wyścigu wiązał się z wielką presją. Ścigałem się, by pokazać, że jestem dobry, by wygrywać, a nie chować się w peletonie. Prawie w każdym starcie w Tour de France albo zdobywałem koszulkę najlepszego górala, albo wygrywałem etapy, względnie stawałem na podium klasyfikacji generalnej. Teraz nie odczuwam presji. Może nie są to wakacje, ale komentowanie wyścigu jest łatwe. Mówię przecież o tym, co dobrze znam.