Pieśni wojenne Toma Jonesa

Z Warrenem Gatlandem, trenerem reprezentacji Walii w rugby, o przygotowaniach jego drużyny w Polsce rozmawia Łukasz Majchrzyk

Publikacja: 07.08.2011 01:01

Reprezentacja Walii w rugby

Reprezentacja Walii w rugby

Foto: AFP

"Rz": Czemu jedna z najlepszych reprezentacji rugby przygotowywała się do mistrzostw świata w Polsce?

Warren Gatland:

Przyjeżdżałem do Polski już kilka razy, jeszcze kiedy prowadziłem Irlandię i razem z Osami, drużyną angielskiej Premier League. Byłem w Spale już kilka razy. Przede wszystkim jest w samym środku niczego, więc mamy tu spokój. Poza tym warunki były znakomite, a ludzie niezwykle gościnni.

Nie wierzę, że w Walii nie ma tego typu ośrodków

Przyjeżdżając tutaj chcieliśmy uciec przed dziennikarzami i fanami (śmiech). A tak poważnie, to w Walii nie mielibyśmy ani chwili spokoju, bo każdy szczegół naszych przygotowań poddany byłby szczegółowej analizie. Poza tym w Spale macie komorę kriotermiczną, z której chętnie korzystaliśmy.

Przygotowania do mistrzostw świata w rugby powodują tyle kontuzji?

Nie tyle chodzi o kontuzje, co regenerację zawodników. Pracowaliśmy niezwykle ciężko i kiedy wydawało nam się, że następnego dnia nie będziemy w stanie ruszyć nogą ani ręką, to dzięki zabiegom kriotermicznym, mogliśmy znów zasuwać.

Przygotowania do mistrzostw świata w rugby trzeba zaczynać z dużym wyprzedzeniem? W futbolu trenerzy mają najwyżej dwa tygodnie.

Największym problemem w futbolu jest to, że kluby piłkarskie grają tak długo i piłkarze mają bardzo mało wolnego. My, w rugby mamy więcej komfortu. Mogę mieć swoich chłopaków przez dwa miesiące, to naprawdę duży komfort.

Ciężko Nowozelandczykowi być trenerem Walii? Dziennikarz Mark Reason porównał bycie trenerem Walii do roli w filmie Quentina Tarantino, gdzie nikt aktora nie rozumie, a on cały czas ma halucynacje.

Bycie trenerem rugby jest samo w sobie ciekawe. Jesteś jak ryba w akwarium. Ludzie tutaj są bardzo blisko siebie i nie ma gdzie uciekać. Poza tym, muszę powiedzieć same dobre rzeczy o moich zawodnikach: mają dużą wiedzę na temat rugby, lubią dyskutować. Tworzenie zespołu to element zabawy w profesjonalny sport. Najważniejsza jest drużyna, ale dobrze mieć w niej dużą różnorodność. Nie chcę, żeby wszyscy zawodnicy byli tacy sami, nie chcę, żeby byli swoimi klonami. Mogą np. nosić różnokolorowe buty. Tak długo, jak długo wszyscy podporządkowują się drużynie, indywidualizm jest mile widziany.

Jak będą wyglądały mistrzostwa świata? Na pewno w swojej głowie pisze pan scenariusze. Zaczynacie bardzo trudnym spotkaniem z RPA.

To będzie dla nas wielki i trudny mecz – mam tego świadomość, ale to dobrze, że zaczynamy akurat z tym rywalem. Potem będzie teoretycznie łatwiej: Samoa i Fidżi. Główny nasz cel, to awans do ćwierćfinałów, gdzie możemy trafić na Irlandię albo Australię. Oczywiście, gdzieś z tyłu głowy mamy marzenia o zdobyciu mistrzostwa świata, ale tak daleko w przód nie wybiegamy. Po co wywierać na siebie dodatkową presję? Pierwszy krok to wygranie grupy, a potem z każdym kolejnym meczem będziemy coraz szczęśliwsi. Tym bardziej że nie wszystko zależy od nas. W takim turnieju nie można się obyć bez odrobiny szczęścia. Zawsze mogą się przytrafić kontuzje albo kontrowersyjne decyzje sędziów.

To będzie pana drugi turniej, za pierwszym razem prowadził pan Irlandię. Teraz mistrzostwa odbywają się w Nowej Zelandii, w pana ojczyźnie.

Tak, rzeczywiście to będzie dla mnie szczególny turniej, tym bardziej że dwa spotkania zagramy w moim rodzinnym mieście Hamilton. Mam nadzieję, że dzięki temu publiczność będzie nas traktowała trochę jak swoich i będzie nas dopingować. Poprzednim razem byłem na mistrzostwach w 1999 roku, kiedy dopiero zaczynała się profesjonalizacja dyscypliny. Ciężko te turnieje ze sobą porównywać. Przez te dwanaście lat zmienili się nawet zawodnicy: są więksi, silniejsi. A sam turniej? We wrześniu pogoda w Nowej Zelandii powinna być dobra, a dodatkowo liczę na wspaniałą atmosferę. To narodowy sport w naszym kraju, ludzie mają bzika na punkcie rugby. Na wyspy przyjedzie pewnie wielu ludzi, którzy będą mieli okazję zobaczyć ten piękny kraj i poznać naszą gościnność.

To wielkie wydarzenie dla waszego kraju?

Tak, po igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata w piłce nożnej to trzecia największa sportowa impreza na świecie. Nowa Zelandia spodziewa się dodatkowo 85 tys. turystów, więc będzie to też ogromna korzyść dla gospodarki. Sprzedanych zostało grubo ponad milion biletów. Ostatnio we Francji publiczność była fantastyczna. Może u nas nie ma tak dużych stadionów jak tam, ale atmosfera na pewno będzie wspaniała. Poza tym, sami zawodnicy są ogromnie zmotywowani, bo szansę na występ mają tylko raz na cztery lata.

Na pewno gospodarze liczą na zwycięstwo w turnieju. Kto jeszcze będzie się liczył?

Tak, All Blacks są na pewno największym faworytem, zwłaszcza że zagrają przed własną publicznością. Na mistrzostwo świata czekają od 1987 roku, więc będą bardzo zdeterminowani. Na pewno groźna będzie drużyna RPA. Francja kiedyś pokonała Nową Zelandię, więc może tym razem też sprawi niespodziankę. Zresztą, jedyne, co można z całą pewnością powiedzieć o Francji, to to, że nie wiadomo, jak zagra. Być może krzykną „allez!" i zostaną mistrzami świata? Groźna będzie też Anglia. Jeśli przyjdzie nam zagrać z Anglią, to musimy ją pokonać, bo to nasz taki historyczny rywal. Kibice żartują, że możemy przegrywać ze wszystkimi, dopóki ogrywamy Anglię.

Wróćmy jeszcze do gospodarzy. Europejczyka bardzo kręci słynny taniec waszej reprezentacji „haka". Podobno jest kilka różnych sposobów jego tańczenia?

Dużo więcej, sposobów tańczenia haka są setki. Niemal każda szkoła ma swoją wersję tego tańca.

To niesamowity widok, kiedy 15 wielkich facetów tańczy taki wojenny taniec. Właściwie nie ma na niego dobrej odpowiedzi.

Ten taniec to jak rzucenie rywalowi wyzwania, pokazanie, że się nie cofnę i nie odejdę. Jestem tu i musisz mnie pokonać. Też tańczyłem haka jako mały chłopiec. To jest element radości z tej gry. Ten taniec znaczy: szanuj mnie, bo rzucam ci wyzwanie.

Walijczycy też mają swój przedmeczowy rytuał?

Nie, w tym momencie nie mamy żadnego. Kilku zawodników mówi po walijsku, więc przed meczem w ten sposób dodają sobie animuszu. Co najwyżej, możemy sobie pośpiewać trochę Toma Jonesa.

To zburzyłoby wizerunek twardzieli... Rugbiści to spokojni ludzie?

Twardy i odważny musisz być na boisku, bo zderzasz się z wielkimi facetami, ale poza tym ta gra uczy cię dyscypliny i posłuszeństwa drużynie. Wspaniałą rzeczą w rugby jest to, że rywalizujesz tylko na boisku, a po meczu idziesz na piwo. Z kibicami jest tak samo. Siedzą obok siebie i razem przeżywają mecz. Dlaczego tak nie ma w futbolu? Tam walka niestety często przenosi się na trybuny.

Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie