Jak to się robi w Azji

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Korei Płd. są jeszcze jednym pokazem azjatyckiej sprawności i pracowitości

Aktualizacja: 04.09.2011 11:33 Publikacja: 04.09.2011 01:01

Jak to się robi w Azji

Foto: ROL

Korespondencja z Daegu

Miną i ślad w sercach po wizycie w Daegu zostanie raczej niewielki. Pokazują co wiemy: Korea jest po azjatycku barwna, ale Koreańczycy pragmatyczni, traktuje rzeczy prosto: zrobić imprezę, zarobić na niej i szybko posprzątać

Na początku był stadion. Powiedzmy prawdę, raczej brzydki, gdy porównać z takimi cackami architektury jak pekińskie „Ptasie gniazdo". Duży, dla ponad 65 tysięcy widzów, zbudowany w 2001 roku z myślą o piłkarskich mistrzostwach świata. Widział w 2008 roku cztery mecze.

W Daegu Koreańczycy zorganizowali także Uniwersjadę. W końcu zrobili mistrzostwa świata w lekkiej atletyce, choć nie mają porządnych lekkoatletów nawet na mistrzostwa Azji. Ale mają zapał i zmysł organizacyjny, które nie potrzebują wielkich wyników sportowych, by impreza skończyła się sukcesem. Stadion nie może stać pusty, tym bardziej, że ten olimpijski w Seulu mocno się postarzał.

Miasto niewiele wie o mistrzostwach. Coś wie, bo na autobusach są zachęty do oglądania zawodów, na słupach transparenty, im bliżej stadionu, tym więcej, lecz w centrum szybko nikną w gęstwinie neonów i reklam.

Fotografia strażaka

Jeden z brytyjskich dziennikarzy opisał, jak były rekordzista świata na 100 m Amerykanin Maurice Greene przyleciał w roli komentatora Eurosportu na lotnisko w Daegu i po skończonym kursie taksówką dał kierowcy na pamiątkę zdjęcie z autografem. Stropiony kierowca, nie bardzo wiedział o co chodzi, więc na wszelki wypadek też dał Greenowi swoją fotografię, sprzed 20 lat, gdy był strażakiem.

Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) dało Korei te mistrzostwa by podbijać swą dyscypliną nowe rynki, ale chyba źle trafiło. Najważniejszym lekkoatletą koreańskim wciąż pozostaje Sohn Kee-chung, który w 1936 roku wygrał w Berlinie bieg maratoński w barwach okupanta, Japonii. Na podium stało wtedy nawet dwóch Koreańczyków, brąz zdobył Nam Sung-yong. Ale tylko Sohn (startujący wówczas pod nazwiskiem Son Kitei) trzymał w rękach małe dębowe drzewko, którym zasłaniał wschodzące słońce, japońskie godło na piersiach.

Czternaście lat później cesarstwa Japonii w Korei nie było, a patriota Sohn Kee-chung został trenerem pierwszej reprezentacji biegaczy biegających w barwach narodowych. Do śmierci w 2002 roku był sportową ikoną kraju. Wychował zwycięzców maratonu w Bostonie, wniósł przy brawach 80 tys. ludzi na stadion znicz olimpijski podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Seulu.

Drzewko, które trzymał na podium w Berlinie przetrwało, rośnie w Seulu do dziś, ale lekkoatletyka koreańska raczej nie wytrzymała próby lat. W Korei kochają baseball i golf, i jeszcze europejską piłkę nożną, a o bieganiu, skakaniu i rzucaniu przeciętny Koreańczyk nie ma pojęcia. Jak ma je mieć, skoro w 13. mistrzostwach świata (licząc z bieżącymi) Korea Płd. nie zdobyła żadnego medalu, dwa dni przed końcem tej imprezy najważniejsze zyski gospodarzy są takie, że dziesięcioboista Kim Kun-Woo był 17., a skoczek w dal Kim Deokhyeon awansował do finału, ale w nim nie wystartował.

Metro po pożarze

Ale mistrzostwa są jak trzeba. Przepis na logistykę Koreańczycy wzięli od Niemców z Berlina (byli dwa lata temu i wszystko pilnie notowali), swoje potrzeby określiło ściśle IAAF i pozostało wykonać.

W kwestii organizacji transportu dali radę bez trudu. Deagu ma 2,5 mln mieszkańców. W mieście są dwie odnowione po ataku terrorystycznym i tragicznym pożarze w 2003 roku (zginęło 198 osób, 147 było rannych) linie metra oraz setki linii autobusowych.

Stadion postawiono z dala od centrum, kierunek– na południowy zachód, trochę dziwi, że żadna z linii metra nie ma przystanku obok. Ludzie dojeżdżają do najbliższej stacji Green Park, stąd posiadacze biletów na zawody oraz ludzie ze służbowymi akredytacjami jadą za darmo wahadłowymi autobusami przed bramy. Drugim przystankiem dla kibiców jest skrzyżowanie linii metra w samym centrum, przy stacji Banwoldang, której nazwa upamiętnia powstanie w okolicy pierwszego centrum handlowego w mieście.

Sposób na frekwencję

Widzowie na stadionie są, choć gospodarze zapełnili trybuny po części sposobem. Dwie wielkie górne trybuny, te pod samymi połaciami dachu, zakryli ogromnymi płachtami materiału, przez co nie razi widok pustych krzesełek. Pozostałe luki wypełniają w dużej części dzieciakami ze szkół, a te z radości krzyczą wniebogłosy gdy trzeba i nie trzeba. Wieczorem jest lepiej, choć nie tak, jak było choćby w Berlinie. Biegnie Bolt – jest krzyk i frekwencja. Nie ma Bolta – trzeba liczyć na zmierzch i spryt kamerzystów telewizyjnych.

Mistrzostwa są jedną z wielu atrakcji lata, które Koreańczyk odwiedzić może, ale nie musi. Miejscowi sponsorzy chyba nie bardzo uwierzyli w potęgę królowej sportu i nie stworzyli przed stadionem typowych miasteczek promujących towary, usługi czy kulturę regionu. Berlin, Barcelona, Helsinki, Osaka – tam mistrzostwa to była świetna okazja dla reklamy, w Daegu stoją przed bramami cztery białe namioty.

W pierwszym swoje trójkołowce (do jazdy na stojąco) oraz błyszczące motocykle prezentuje miejscowa policja. W drugim kursy ratownictwa medycznego na czterech gumowych torsach manekinów prowadzi miejscowa służba ratownicza. Są chętni, bo Koreańczycy dbają o zdrowie. W trzecim jest punkt darmowego masażu głowy i szyi – tu kolejka jest największa, ale można też napić się zimnej zielonej herbaty i poczekać. W czwartym grupa wolontariuszy informuje jak walczyć z AIDS i zbiera funduszę na tę walkę. Tu pusto.

Nebiolo w gablocie

Więcej energii Koreańczycy włożyli w przekonanie dziennikarzy, że są w pięknym i wartościowym kraju. Jak zawsze na swój sposób: zorganizowali dla chętnych wycieczki do Pyongchang na tereny igrzysk zimowych 2018, w okolice Daegu z naciskiem na wystawę EXPO oraz zrobili „Medical Tour", by pokazać jak świetnie wykonują badania diagnostyczne, wszczepiają włosy, wykonują operacje plastyczne, leczą choroby skórne i korzystają z dobrodziejstw zielarstwa.

Obok stadionu jest Muzeum Sportu, ale wystawa odrobinę rozczarowuje – to głównie eksponaty z Uniwersjady. Większość to prezenty od ekip uczestniczących w zawodach. Polska dała nieśmiertelną parę lalek w strojach ludowych, Holandia talerz z wizerunkiem wiatraka, Czesi krawat. Ogólnie – im uboższa nacja, tym chyba prezent bardziej zdobny. W osobnej gablocie stoi biografia twórcy mistrzostw świata – Włocha Primio Nebiolo z dedykacją bohatera. Na ścianie dużo flag na tradycyjnych bębnach. Atrakcja – na kartce papieru można zrobić sobie pieczątkę. Pusto, choć wstęp wolny. Recepcjonistka wita gości z podejrzliwie wielkim zapałem.

Na stadionie jest bezpiecznie. Stalowe płoty i kontrole osobiste to dziś norma każdej wielkiej imprezy sportowej. Koreańczycy dodali do policji i ochroniarzy jeszcze wojsko. Kilka wozów pancernych stoi dyskretnie w bramach. Żołnierze są uzbrojeni po zęby, w kamizelkach kuloodpornych, ale pokazują się rzadko, by nie płoszyć ludzi. Nad głowami od czasu do czasu śmignie F-16 czy F-18, ale do północnej granicy daleko, więc ten hałas nikogo nie wzrusza. Pod wieczór siły ochroniarzy słabną, kontrole też. Już nawet nie trzeba otwierać plecaka, a urządzenia, które rano żwawo piszczały wyczuwając komórkę, nagle milkną. Chyba wyłączone.

Trzy enklawy

Podczas mistrzostw jak zawsze świat wielkiego sportu dzieli się na trzy enkalwy. Pierwszą tworzy „Rodzina IAAF", czyli działacze (w większości rzeczywiście z rodzinami) i sponsorzy. Dla nich jest program VIP-owski, gdzieś daleko od stadionu w hotelach klasy lux. Druga grupa to sportowcy i trenerzy, zamknięci za kolejnym drucianym wysokim płotem w wiosce. W koreańskim wydaniu „Athletes Village" to kawał osiedla mieszkaniowego, blokowisko 20-piętrowych wieżowców na skraju miasta, przy stacji Yulha. Największą atrakcją dla sportowców wydaje się jazda na rowerze. Daegu ma setki kilometrów porządnych ścieżek, to był dobry pomysł, by dać młodym ludziom rowery. Obok jest także wioska dla mediów, już bez takiej ochrony i zasieków. I bez rowerów. Większość mieszka jednak w hotelach i motelach bliżej centrum i korzysta z atrakcji miasta, jeśli, jak większość Europejczyków, nie spędza nocy na pracy. Różnica czasu robi swoje. Trzy enklawy stykają się służbowo, potrzebują się, ale tak naprawdę spotykają rzadko, najczęściej w „strefie mieszanej", po większym sukcesie, co w tym roku Polakom było pisane rzadko.

Wyjścia w miasto, poznawanie Azji od kuchni trzeba robić na własną rękę. Często podczas tych wyjść spotkać można starsze panie, które nieśmiało zagadną, potem wręczą z ukłonem torebkę z ziołową solą kąpielową, notes, z nimi zbiór modlitw lub karteczką nawołującą do nawrócenia. Czerwone neonowe krzyże dobrze widać nocą w Daegu, jeden też jest blisko stadionu.

Z okazji mistrzostw centrum chrześcijańskie nasiliło akcję promocyjną i to jest jedna z najbardziej widocznych akcji w mieście przypisanych nieoczekiwanie do wielkiej lekkiej atletyki. Wysłanniczki są przy stadionie, w restauracjach, centrach handlowych i dworcach. Główna baza stoi naprzeciwko bramy do wioski sportowców. Trudno nie zauważyć. Można wpaść, napić się czystej wody, porozmawiać, dostać kolejny notes i zioła.

Jeśli to siły dobra, to są i siły zła. Obok pani z modlitewnikami na lotnisku stoi elegancki młody człowiek w dobrym garniturze i wciska gościom złote wizytówki oraz długopisy z zaproszeniem do miejscowego kasyna. Witajcie w Daegu,.

Korespondencja z Daegu

Miną i ślad w sercach po wizycie w Daegu zostanie raczej niewielki. Pokazują co wiemy: Korea jest po azjatycku barwna, ale Koreańczycy pragmatyczni, traktuje rzeczy prosto: zrobić imprezę, zarobić na niej i szybko posprzątać

Pozostało 98% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni