Formuła 1: przed Grand Prix Włoch

Sebastian Vettel ma już drugi z rzędu mistrzowski tytuł w kieszeni, ale fanatycznych włoskich kibiców, którzy jak co roku szturmują tor Monza na obrzeżach Mediolanu, interesuje tylko jedno: Ferrari

Publikacja: 08.09.2011 21:05

Sebastian Vettel

Sebastian Vettel

Foto: AFP

Korespondencja z Monzy

Rok temu Fernando Alonso dał fanom włoskiego zespołu to, co cenią najbardziej - osiemnaste w historii zwycięstwo dla Ferrari w ojczyźnie słynnej ekipy. Teraz szanse Hiszpana na mistrzowski tytuł są czysto iluzoryczne, ale fanatycy Scuderii, których uwielbienie dla rodzimego teamu ma wymiar niemalże religijny, nie zwracają na to większej uwagi. Dla nich liczy się tylko kolejny sukces Ferrari na najszybszym torze w kalendarzu, który jest areną zmagań kierowców F1 od samego początku wyścigowych mistrzostw świata, czyli od 1950 roku.

Historia Monzy jest jeszcze dłuższa: wyścigi na wytyczonej w Parku Królewskim piekielnie szybkiej pętli rozgrywane są od 1922 roku. Przez niemal sto lat włoski tor był areną wielu spektakularnych triumfów, ale i tragicznych wydarzeń.

Dwunastokrotnie zawody o Grand Prix Włoch rozstrzygały o losach mistrzowskiego tytułu, dwa razy w dramatycznych okolicznościach.

W 1961 roku koronę zapewnił sobie jeżdżący w Ferrari Amerykanin Phil Hill, lecz sukces miał bardzo gorzki smak: jego rywal w walce o tytuł i zespołowy kolega Wolfgang von Trips po kolizji z jednym z rywali wpadł w tłum kibiców. Zginęło 14 widzów i sam kierowca. Siedemnaście lat później rodak Hilla, Mario Andretti, został drugim i jak na razie ostatnim mistrzem świata F1 pochodzącym z USA.

Kierowca Lotusa zapewnił sobie tytuł w zatrważająco podobnych okolicznościach. W wyniku karambolu tuż po starcie w szpitalu zmarł jego zespołowy kolega Ronnie Peterson, z którym Andretti walczył o tytuł.

Obecnie bezpieczeństwo w Formule 1 stoi na niewyobrażalnym jeszcze kilkanaście lat temu poziomie i na szczęście groźne kontuzje, nie mówiąc już o tak tragicznych zdarzeniach jak śmierć kierowcy, pozostają już tylko mrocznym wspomnieniem. Mimo upływu lat i poprawy bezpieczeństwa zawody na Monzy nie straciły swojego klimatu. Nigdzie indziej zawodnik nie rozpędza swojego samochodu do prędkości 350 km/h. Próżno też szukać na innych torach takiej atmosfery, która już od czwartku – dnia wolnego od jazdy, w którym zespoły i kierowcy w spokoju przygotowują się do pełnego wrażeń weekendu – przypomina wielkie sportowe święto. Choć w stawce startuje 12 zespołów i 24 kierowców, liczy się tylko jedna ekipa i jej przedstawiciele.

W czwartkowe popołudnie organizatorzy otwierają dla kibiców aleję serwisową, dzięki czemu fani mogą z bliska przyjrzeć się pracy mechaników przy samochodach i treningom zmiany kół. Czerwona powódź fanów Ferrari całkowicie blokuje przejście na wprost garaży włoskiej ekipy i trudno oprzeć się wrażeniu, że na torach w Stambule czy Szanghaju przez cały wyścigowy weekend zmagania kierowców obserwuje mniejszy tłum niż ten, który w czwartek przygląda się przygotowaniom do wyścigu w świątyni szybkości.

Sporej spostrzegawczości wymaga wyłowienie z tłumu choćby jednej osoby, która nie ma na sobie czerwonego koloru. Koszulki i flagi nie wszystkim wystarczają: grupka fanów Ferrari założyła wściekle czerwone peruki i niestrudzenie wyśpiewywała przed garażem hasła zagrzewające do boju ich ukochany zespół i jego lidera, Fernando Alonso.

– Monza jest wyjątkowa – przyznaje idol włoskich kibiców. – W każdy weekend dajemy z siebie sto procent, ale tutaj przykładamy się szczególnie. Panuje tu specyficzna atmosfera i wszyscy są bardzo zmotywowani, poczynając od mechaników i inżynierów. Oczywiście wygrana rok temu dla Ferrari była niesamowitym przeżyciem, biorąc pod uwagę całą pasję we Włoszech, którą ludzie darzą zespół.

Taki jest cel na weekend: dobrze sobie poradzić i cieszyć się wyścigiem.

Niewielu kibiców na Monzy obchodzi fakt, że już za dwa wyścigi lider punktacji Sebastian Vettel może zapewnić sobie drugi z rzędu mistrzowski tytuł. Przewaga kierowcy Red Bulla jest wciąż ogromna: drugi w punktacji zespołowy kolega Mark Webber traci 92 punkty do Niemca, czyli nieco mniej niż warte są cztery zwycięstwa. Australijczyk w tym sezonie nie stanął jeszcze ani razu na najwyższym stopniu podium, jego najlepsze wyniki to dwa drugie miejsca.

Duet Red Bulla obawia się startu na Monzy, ale fanatyzm włoskich kibiców nie ma tu nic do rzeczy. Samochody Vettela i Webbera najlepiej czują się na szybkich łukach, a tor pod Mediolanem składa się praktycznie z samych prostych, przeciętych trzema dość wolnymi szykanami. Napędzane silnikami Renault auta mistrzowskiej ekipy cierpią na niedostatek mocy w porównaniu z rywalami korzystającymi z motorów Ferrari czy Mercedesa. Fakt, że Monza nie jest idealnym terenem łowieckim dla Czerwonych Byków, potwierdza statystyka. Nawet w poprzednich dwóch latach, kiedy dominacja Red Bulla zaczynała być już wyraźnie widoczna, kierowcy austriackiej ekipy ani razu nie stanęli tutaj na podium.

Najlepszy wynik to czwarta lokata Vettela z zeszłego roku - kto wie, czy nie byłby jeszcze niżej, gdyby Lewis Hamilton już na pierwszym zakręcie nie pożegnał się z wyścigiem po kolizji z Felipe Massą. Anglik też nie ma szczęścia do Monzy: dwa lata temu rozbił swojego McLarena na ostatnim okrążeniu, tracąc trzecią pozycję.

Tłumy kibiców Ferrari mają zatem podstawy do optymizmu. Alonso głośno tego nie mówi, ale apetyt na drugie z rzędu zwycięstwo przed włoską publicznością ma ogromny. Teraz, kiedy walka o mistrzostwo jest już praktycznie przegrana, pozostaje starać się o triumfy w pojedynczych wyścigach. Bardziej odpowiedniego miejsca niż legendarna Monza nie da się chyba znaleźć.

O wiele bardziej zacięta walka toczy się w serii towarzyszącej wybranym wyścigom Formuły 1, czyli Porsche Supercup. Kuba Giermaziak z polskiej ekipy Verva Racing Team w trzech ostatnich wyścigach zdobył 62 punkty na 66 możliwych i w klasyfikacji sezonu jest już trzeci, ze stratą 11 punktów do broniącego tytułu Rene Rasta i czterech do drugiego w zestawieniu Seana Edwardsa.

– Zaczęliśmy się mocno liczyć w mistrzostwach – zauważył polski kierowca, którego poza Monzą czekają w tym sezonie jeszcze dwa starty w Abu Zabi. – Tutaj celujemy w podium, choć będzie bardzo ciężko, bo nie jest to mój ulubiony tor.

Korespondencja z Monzy

Rok temu Fernando Alonso dał fanom włoskiego zespołu to, co cenią najbardziej - osiemnaste w historii zwycięstwo dla Ferrari w ojczyźnie słynnej ekipy. Teraz szanse Hiszpana na mistrzowski tytuł są czysto iluzoryczne, ale fanatycy Scuderii, których uwielbienie dla rodzimego teamu ma wymiar niemalże religijny, nie zwracają na to większej uwagi. Dla nich liczy się tylko kolejny sukces Ferrari na najszybszym torze w kalendarzu, który jest areną zmagań kierowców F1 od samego początku wyścigowych mistrzostw świata, czyli od 1950 roku.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?