Dla zdrowia, przyjemności i po zwycięstwo

Irena Szewińska - siedmiokrotna medalistka olimpijska, członek MKOl

Publikacja: 13.09.2011 01:04

Dla zdrowia, przyjemności i po zwycięstwo

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Rz: Czy festiwal w Krynicy może zwiększyć zainteresowanie biegami w Polsce?

Irena Szewińska: Mam nadzieję i między innymi dlatego tutaj jestem. To jest bardzo ładna i potrzebna impreza, na szczęście, niejedyna w naszym kraju. Uważam, że biegi są znakomitą formą spędzania wolnego czasu i pewnego rodzaju stylem życia. W programie festiwalu jest tak dużo biegów, że każdy może znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.

W ostatnich latach można odnieść wrażenie, że biegacze długodystansowi, zwłaszcza maratończycy, to jest inna kategoria lekkoatletów. Czy w czasach pani startów było podobnie?

Kiedy ja startowałam, w Polsce nie było maratończyków klasy światowej. Przełomu dokonała Wanda Panfil, zdobywając mistrzostwo świata w roku 1991 w Tokio, co zresztą widziałam na własne oczy. Ale popularność biegów maratońskich jest wynikiem starań miast, organizujących je bez żadnego związku z mistrzostwami i igrzyskami olimpijskimi. Maratony w Nowym Jorku, Bostonie, Londynie, Paryżu czy Berlinie są wydarzeniami samymi w sobie, a ich zwycięzcy popularnością nie ustępują mistrzom olimpijskim. Na taki status trzeba pracować i może kiedyś Warszawa stanie się takim miastem na maratońskiej mapie świata.

Największe maratony organizują wielkie miasta. Ale przecież i w mniejszych startują setki i tysiące osób, w większości niemających szans zrobienia karier. Trenują, jeżdżą, płacą, biorą urlopy. Po co to robią?

Pewnie w każdym człowieku siedzi bakcyl rywalizacji, choćby nawet z samym sobą, z przeciwnościami losu. Bieg maratoński jest znacznie trudniejszą próbą niż sprint czy większość innych dyscyplin sportu. Jest to też jedyna konkurencja, w której biegacze profesjonalni rywalizują z amatorami. Ci lepsi startują z pierwszej linii, ale za to raz – dwa razy w roku, a dla wielu amatorów jest to sposób na życie. Urywanie sekund z rekordów życiowych, satysfakcja z ukończenia, mimo świadomości, że nie pojedzie się na igrzyska olimpijskie. To jest piękne, bo wymaga od sportowca amatora wewnętrznej dyscypliny, przygotowań, czyli dbania o zdrowie, sylwetkę, zdrowy sposób bycia.

Jaki najdłuższy dystans pani pokonała?

Powiem szczerze: mnie biegi dłuższe niż czterysta metrów nużyły. Kiedy byłam czynną sportsmenką ćwiczyłam wyłącznie sprinty. Sto, dwieście, trzysta metrów, Przerwa i od nowa. W sumie i tak pokonywałam na zajęciach wiele kilometrów, ale była to suma sprintów. Dziś, kiedy wychodzę na spacer do Puszczy Kampinoskiej, wolę potruchtać, przejść się, znowu potruchtać, ale nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby nawet wolno i po lesie przebiec kilka kilometrów bez przerwy.

Czy można porównać przygotowanie do startu sprintera i maratończyka?

Pod względem treningu na pewno nie. Mój bieg trwał najdłużej niecałą minutę, a maratończyk jest na trasie ponad dwie godziny. W tym czasie przeżywa różne stany z załamaniem fizycznym i psychicznym włącznie, co zresztą czasami zmusza go do zejścia z trasy. W przypadku sprintera to się raczej nie zdarza. Każdy sportowiec podchodzi do startu inaczej. Ja mobilizowałam się zawsze przed najważniejszymi zawodami i na nich uzyskiwałam najlepsze wyniki. Byłam zdenerwowana do wystrzału startera. Potem nogi niosły mnie same i pewnie dlatego kibice mnie lubili, bo rzadko zawodziłam. Kiedy wiedziałam, że w jakichś zawodach krajowych koleżanki są słabsze, oczywiście myślałam o zwycięstwie, bo w tym celu wychodziłam na bieżnie. Ale biegłam tak, aby wygrać, a nie pobić rekord. Maratończyk jest w zupełnie innej sytuacji, bo walczy nie tylko z przeciwnikami, ale i samym sobą.

Czy jakiś bieg maratoński szczególnie pani zapamiętała?

Widziałam ich wiele, ale największe wrażenie wywarł na mnie bieg, rozegrany podczas igrzysk olimpijskich, na historycznej trasie z Maratonu do Aten. Pamiętam oczywiście zwycięstwo Bikili Abebe na igrzyskach w Tokio, ale to była moja pierwsza olimpiada, pierwsze medale, więc siłą rzeczy myślałam głównie o tym i nie zazdrościłam Abebe zwycięstwa. Należeliśmy do tej samej rodziny olimpijczyków.

Rz: Czy festiwal w Krynicy może zwiększyć zainteresowanie biegami w Polsce?

Irena Szewińska: Mam nadzieję i między innymi dlatego tutaj jestem. To jest bardzo ładna i potrzebna impreza, na szczęście, niejedyna w naszym kraju. Uważam, że biegi są znakomitą formą spędzania wolnego czasu i pewnego rodzaju stylem życia. W programie festiwalu jest tak dużo biegów, że każdy może znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta