Marzenie krojczego z Mszany Dolnej

Bieg Siedmiu Dolin to najtrudniejsza konkurencja festiwalu. 100 kilometrów po górach. Ultramaraton, do którego biegacze wystartowali o trzeciej w nocy

Publikacja: 13.09.2011 01:04

Marzenie krojczego z Mszany Dolnej

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Krynica jeszcze spała, uwijali się tylko organizatorzy, którzy sprzątali stoiska, plansze, czyli to wszystko, co związane było z Forum Ekonomicznym. Ich miejsce zajęły reklamy festiwalu biegowego.

236 zawodników ustawiło się na linii startu na deptaku. W czapkach, z latarkami-czołówkami, plecakami z pożywieniem, skarpetami lub butami na zmianę, większość w długich spodniach. Mieli do pokonania 100 kilometrów po szlakach turystycznych Beskidu Sądeckiego. Przez Jaworzynę Krynicką, Runek, Łabowską Halę, w dół do Rytra, w górę na Eliaszówkę, w dół do Piwnicznej, dalej do Łomnicy, Wierchomli, Szczawnika, znowu na Runek i do Krynicy. Przejść to trudno, a co dopiero przebiec. Limit czasu na przebiegnięcie to 19 godzin. Zwycięzca Jan Wydra z Mszany Dolnej pokonał tę trasę w 9 godzin 35 minut.

Kiedy w południe wbiegał na metę, wzbudził najpierw zdziwienie. Nie spodziewano się zwycięzcy tak wcześnie. Po chwili udzielał pierwszych wywiadów, przyjmował gratulacje od Grzegorza Kołodki i nie sprawiał wrażenia człowieka, który po takim wysiłku nie wie, gdzie jest. Dobrze wiedział, chociaż taki dystans pokonał pierwszy raz w życiu.

Najważniejsze jest to, co dźwiga się w plecakach. Ja miałem batony, żele, magnez w fiolkach. Jan Wydra zwycięzca ultramaratonu

– Przygotowywałem się do tego startu przez kilka tygodni – mówił „Rz" kilkanaście minut po minięciu mety. – Trenowałem bez przerwy przez pięć, cztery i trzy godziny. Każdego dnia inaczej. Kiedy w ciągu pięciu godzin pokonałem około 50 kilometrów, uznałem, że nie jest źle i mogę spróbować. Tym bardziej że tydzień temu wygrałem maraton Gorce, od Krościenka do Nowego Targu.

Jan Wydra ma 36 lat i pracuje jako krojczy w wytwórni ocieplanych butów dziecięcych w Mszanie Dolnej. Z domu do pracy ma trzy kilometry, ale nie biega – dojeżdża rowerem. Ćwiczy od dwunastu lat, najpierw duathlon (jazda rowerem i bieg), w którym należał do czołówki Polski. Ale zawodów było mało i zaczął uprawiać biegi górskie.

Jest zawodnikiem Miejskiego Ośrodka Kultury w Mszanie Dolnej, który rozsławiają biegacze górscy i długodystansowi. Jest wśród nich reprezentant Polski w maratonie Jan Wójcik. Burmistrz wręczył niedawno kilku z nich, w tym oczywiście Wydrze, medale honorowe, co było bardzo miłe, tyle że sportowcom bardziej by się przydały koperty z zawartością. Bo w gminie liczącej 6 tys. mieszkańców nie ma za dużo chętnych do finansowania klubu. Biegacze jeżdżą więc na zawody głównie za swoje, a to oznacza, że nie biorą udziału w wielu takich, w których by chcieli.

Trener Jana Wydry i prezes sekcji Włodzimierz Łyżnicki mówi, że jest bardzo wdzięczny miastu, ale gdyby przeznaczało na biegaczy więcej, to on by się na pewno nie obraził. Może po tym sukcesie coś się zmieni? Bieg Siedmiu Dolin w Krynicy stanowił eliminację do najsłynniejszego na świecie ultramaratonu na Mont Blanc.

– W tak długim biegu na trudnym terenie dzieje się wiele – opowiada zwycięzca. – Najpierw szarpnęli dwaj zawodnicy z Ukrainy i Białorusi, lekko ubrani, bez plecaczków. Ostro poszli, ale byli w ogóle nieprzygotowani. Kiedy im zabrakło sił, okazało się, że nie mają nic, żeby sobie pomóc. Na punktach żywieniowych mieliśmy rodzynki i herbatę, ale najważniejsze jest to, co dźwiga się w plecakach. Ja miałem batony, żele, magnez w fiolkach. Na siedemdziesiątym kilometrze zaczęły mnie łapać skurcze łydek. Łyknąłem wtedy trochę magnezu i problemy minęły. Miałem bardzo dobre buty Salomona. Przebiegłem w nich cały dystans, zmieniałem tylko skarpetki. Pod Wierchomlą, na bardzo stromym zboczu nie mogłem już biec, musiałem podejść. A kiedy zbliżałem się do mety, widziałem coraz więcej kibiców, zapomniałem o wysiłku. Czuję się bardzo dobrze, ale nie zamierzam startować jutro w maratonie. Teraz przez tydzień będę dochodził do siebie, a potem znowu gdzieś pobiegnę.

Żona Jana Wydry – Sabina, młodsza od niego o siedem lat, też biega. Ich czteroletni syn Kacper jest na to skazany. Wydra najdalej wyjechał do Aten, gdzie na historycznej trasie maratonu zajął jedenaste miejsce, ale pierwsze za biegaczami z Afryki. Marzy o wzięciu udziału w słynnym górskim biegu na Alasce. Ale jak to zrobić, sam przelot kosztuje około pięciu tysięcy złotych. To mniej więcej tyle, ile wynosi budżet sekcji Biegów Górskich i Długodystansowych MOK. A przecież w MOK są jeszcze grupy śpiewacze Mszanicanki i Słomcanki oraz parę innych kółek zainteresowań.

Krynica jeszcze spała, uwijali się tylko organizatorzy, którzy sprzątali stoiska, plansze, czyli to wszystko, co związane było z Forum Ekonomicznym. Ich miejsce zajęły reklamy festiwalu biegowego.

236 zawodników ustawiło się na linii startu na deptaku. W czapkach, z latarkami-czołówkami, plecakami z pożywieniem, skarpetami lub butami na zmianę, większość w długich spodniach. Mieli do pokonania 100 kilometrów po szlakach turystycznych Beskidu Sądeckiego. Przez Jaworzynę Krynicką, Runek, Łabowską Halę, w dół do Rytra, w górę na Eliaszówkę, w dół do Piwnicznej, dalej do Łomnicy, Wierchomli, Szczawnika, znowu na Runek i do Krynicy. Przejść to trudno, a co dopiero przebiec. Limit czasu na przebiegnięcie to 19 godzin. Zwycięzca Jan Wydra z Mszany Dolnej pokonał tę trasę w 9 godzin 35 minut.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta