Korespondencja z Krynicy
Starsze małżeństwa lub damy w wieku balzakowskim, które przyjechały do krynickich wód, najpierw z zainteresowaniem przyglądały się osobom z pierwszych stron gazet, a po dwóch dniach przyszły podziwiać sportowców.
Podziw jest słowem właściwym, pasującym do sytuacji, bo trudno nie mieć szacunku dla tych wszystkich kobiet i mężczyzn – nastoletnich i na emeryturze – którzy odważyli się podjąć ryzyko startu w biegach na niezwykle trudnych trasach, w dodatku w temperaturze, jakiej spodziewaliśmy się w lipcu.
Instytut Studiów Wschodnich zorganizował festiwal po raz drugi. Pobite zostały ubiegłoroczne rekordy uczestnictwa. Wtedy startowało półtora tysiąca biegaczy, teraz nieco ponad trzy tysiące. Brali udział w ultramaratonie na 100 kilometrów, maratonie, biegu na dziesięć kilometrów, biegu na Jaworzynę, biegach deptaka krynickiego (dla dzieci i kobiet).
Bieg na dziesięć kilometrów nosił nazwę Życiowa Dziesiątka Taurona, ponieważ jego trasa prowadziła tylko w dół i każdy miał szansę poprawić rekord życiowy. Z kolei bieg na Jaworzynę, mimo że odbywał się na trasie 2,6 kilometra, prowadził pod górę i był morderczy.