Szkoda, że gospodarze Pucharu Świata zmierzą się ze swoimi największymi rywalami już teraz, bo to spotkanie godne finału. W Australii i Nowej Zelandii o tym doskonale wiedzą, dlatego denerwują się, że dla jednej z tych drużyn zabraknie tam miejsca. Zwyciężyć w finale – to byłoby najpiękniejsze, ale skoro nie da się inaczej, to trzeba upokorzyć rywala już w niedzielę.
Jedni i drudzy w ciągu ponad stu lat pojedynków zapisali bogaty rozdział przykrości wyrządzanych sąsiadom. Historia nie rozstrzyga jednoznacznie, kto jest faworytem tego meczu: Australijczycy wygrali do tej pory oba spotkania z Nową Zelandią w Pucharze Świata (1991 i 2003). To oni mają o jeden Puchar Świata zdobyty więcej i teraz nie wahają się o tym przypominać.
Nie mówią jednak głośno o tym, że półfinał będzie rozgrywany na Eden Park, gdzie nie zwyciężyli od 1986 roku. Co więcej, po raz drugi w historii turniej odbywa się w Nowej Zelandii, a poprzednio mistrzem zostali tam gospodarze.
Jedni i drudzy dogryzają sobie, jak mogą, ale to nic nowego.
Z australijskiego "The Daily Telegraph" można sobie wyciąć laleczkę voodoo z podobizną zawodnika All Blacks Sonny'ego Billa Williamsa.