Reklama

Vettelowi jeszcze sporo brakuje do Schumachera

Dla każdego młodego niemieckiego kierowcy wyścigowego porównanie z Michaelem Schumacherem to jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo

Publikacja: 16.10.2011 01:01

Vettelowi jeszcze sporo brakuje do Schumachera

Foto: AFP

Siedmiokrotny mistrz świata i zwycięzca 91 wyścigów to wzór do naśladowania. Każdy co zdolniejszy kartingowiec czy kierowca niższych serii wyścigowych urodzony w Niemczech jest automatycznie porównywany do Schumachera. Po pierwszym zwycięstwie w Formule 1 Vettela ochrzczono „Baby Schumim”, choć jemu ten przydomek nie przypadł do gustu. – Porównania do Schumachera mnie śmieszą – mówił przyszły mistrz świata. – Dobrze się znamy, to miły i twardo stąpający po ziemi facet. Trudno będzie powtórzyć jego osiągnięcia.

Porównania nie mają sensu także z powodów charakterologicznych. W latach 90. o wiele bardziej pobłażliwie podchodzono do zachowania kierowców na torze. „Schumi” pobierał nauki u mistrza ostrych zagrywek Ayrtona Senny i gdy kilka razy nadział się na torze na nieustępliwego Brazylijczyka, sam nabrał brutalnych nawyków. W walce o pozycję nie wahał się wyrzucić z toru nikogo – nawet swojego rodaka Heinza Haralda Frentzena czy własnego brata Ralfa. Dwukrotnie w decydujących wyścigach sezonu doprowadzał do kolizji z kierowcami, którzy walczyli z nim o tytuł. W taki sposób zdobył swoje pierwsze mistrzostwo świata, gdy w Adelajdzie zderzył się w 1994 roku z Damonem Hillem. Trzy lata później próbował wyrzucić z toru Jacques'a Villeneuve'a, ale sam skończył na poboczu. Sędziowie odebrali mu wówczas wszystkie wywalczone w sezonie 1997 punkty i pozbawili tytułu wicemistrza świata.

Obecnie kierowcy Formuły 1 nie mogą już jeździć w tak ostrym stylu, o czym raz po raz przekonuje się karany za przeróżne wybryki Lewis Hamilton. – Chyba nie chodzi o to, żebyśmy spychali się na trawę! – krzyczał przez radio podczas zeszłorocznej GP Belgii przerażony Vettel, przyparty do krawędzi toru przez broniącego się Roberta Kubicę. Schumacher tylko wzruszyłby ramionami – za czasów jego świetności nie takie numery uchodziły na sucho.

Bardziej rygorystyczne podejście sędziów do zachowań na torze wymusiło mniej agresywny styl jazdy, a podejście godne wyścigowego rozrabiaki nie jest już kluczem do sukcesów. Powiedzenie „mili faceci nie zostają mistrzami świata” straciło trochę na znaczeniu. Vettel jest po prostu zawodnikiem innej generacji. Lubi pożartować z dziennikarzami (uwielbia brytyjski humor, z Monty Pythonem na czele), a drogę do F1 miał utorowaną dzięki opiece firm, które zapewniały mu stabilną przyszłość – najpierw BMW, potem Red Bulla. „Schumi” reprezentował za młodu barwy Mercedesa, ale niemiecki koncern nie był wówczas obecny w F1 i za pierwszy start przyszłego mistrza świata trzeba było zapłacić ekipie Jordan 100 tys. dolarów.

Potem Schumacher musiał sobie radzić sam, walcząc ostro o miejsce wśród takich rywali, jak Senna, Alain Prost, Nigel Mansell czy Nelson Piquet. Swoje pierwsze mistrzostwo świata zdobył w samochodzie, który nie był najszybszy w stawce – w tragicznych okolicznościach, bo po śmierci Senny w trzecim wyścigu sezonu – za kierownicą słabszego benettona zdołał pokonać dysponującego mocniejszym williamsem Damona Hilla. I to mimo dyskwalifikacji w dwóch wyścigach i zakazu startów w dwóch kolejnych.

Reklama
Reklama

Lata sukcesów z zespołem Ferrari o wiele bardziej przypominają to, czego teraz dokonuje Vettel. Była to bezprecedensowa dominacja zawodnika, za którym stało doskonałe zaplecze techniczne i strategiczne. Wcześniej Schumacher udowodnił jednak, że potrafi zdobywać tytuły nawet w słabszym aucie, a w Ferrari ciężko pracował na powrót zespołu do mistrzowskiej formy. Vettel musi się jeszcze starać, co zresztą podkreślił wieloletni współpracownik „Schumiego” Ross Brawn, który stał za jego siedmioma mistrzowskimi tytułami.

– Ciekawe, jak zachowa się Sebastian, kiedy nie będzie miał do dyspozycji najlepszego samochodu i będzie musiał pomóc w przygotowaniu takiego – powiedział obecny szef Mercedes GP. – Może to się stanie samo, może Sebastian poczuje takie samo wyzwanie jak Michael. Zdobył dwa mistrzowskie tytuły i co dalej? Gdzie szukać motywacji? Dla Michaela motywacją było przejście do Ferrari i osiąganie tam sukcesów.

Prawdziwą wartość Vettela jako mistrza świata zweryfikuje dopiero sezon, w którym jego samochód będzie wolniejszy od reszty. Na razie młody Niemiec może jednak skupić się na świętowaniu kolejnego tytułu. – Wypiliśmy kilka drinków w barze karaoke – opowiadał o pierwszej nocy w roli podwójnego mistrza świata. – Śpiewaliśmy piosenki Beatlesów, potem dołączył Michael [Schumacher] i od jego przyjścia poczułem się gorzej, bo zacząłem mieszać drinki i nie była to najlepsza strategia.

Jak się okazuje, także pod względem imprezowania Vettel mógłby się czegoś nauczyć od swojego starszego kolegi. Świętowanie szóstego tytułu Schumachera na torze Suzuka w 2003 roku skończyło się przewróconą lodówką i wyrzuconym przez okno telewizorem, a podpity mistrz odziany w rozchełstaną koszulę Toyoty, z cygarem w zębach, zamiast swoim ferrari próbował wyjechać na tor wózkiem widłowym.

Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama