Rz: Wciąż pana pytają, co jest bardziej niebezpieczne: skoki czy rajdy terenowe?
Adam Małysz: Tak, a ja odpowiadam, że ani skoki, ani rajdy bezpieczne nie są. Choć jak sobie przypomnę, że na mamucie lądujesz, lecąc z prędkością 140 – 160 km/godz., mając jedynie kask na głowie, to dochodzę do wniosku, że to, co robię teraz, jest bezpieczniejsze. Tu chronią mnie blachy samochodu i stalowa klatka, choć to czasami jest złudne. Wydaje się, że nic ci nie grozi, i przesadzasz. Sztuką jest unikać niebezpiecznych sytuacji. Skoki uprawiałem 27 lat, można więc powiedzieć, że w tamtym fachu byłem doświadczony, a tu jestem nowicjuszem.
Prezes Apoloniusz Tajner chwalił pana umiejętności jako kierowcy. Twierdził, że ma pan siódmy zmysł do kierownicy. Przesadzał?
Nie tylko on tak mówił, ja też uważałem się za bardzo dobrego kierowcę i dopiero jak zacząłem treningi, przekonałem się, jak niewiele umiałem. Może jakiś tam dryg do kierownicy miałem, ale w tym świecie, do którego trafiłem, to stanowczo za mało.
Co jest najtrudniejsze w zawodowym ściganiu?