Jeszcze nie tak dawno, w charakterystycznym kapeluszu i z cygarem w zębach informował o swojej walce z cukrzycą. - Skopię jej tyłek - mówił tak jak kiedyś o swoich rywalach. Nie wiedział, że przeciwnik jest znacznie groźniejszy. Pod koniec września zdiagnozowano u niego raka wątroby. Były mistrz świata zmarł w miniony poniedziałek w hospicjum w Filadelfii.
"Joe Frazier - byłeś ikoną i pionierem dla ludzi takich jak ja. Inspiracją i miłością" - tak śmierć wybitnego pięściarza skomentowała na Twitterze amerykańska tenisistka Serena Williams.
"Żegnaj przyjacielu. Niech cię Bóg ma w swojej opiece" - to Oscar De La Hoya. Takich wpisów jest mnóstwo. Wypowiadają się mistrzowie boksu, a Floyd Mayweather junior zgłasza chęć pokrycia kosztów pochówku Fraziera. Swoje komentarze wpisują też inne znane osoby, nie tylko te ze świata sportu, co pokazuje jak popularną i jak znaczącą postacią był „Dymiący Joe".
- Świat stracił wielkiego mistrza. Zawsze będę podziwiał Joe'ego. Bardzo współczuję jego rodzinie i najbliższym - tak na wiadomość o śmierci swojego wielkiego rywala, z którym stoczył trzy heroiczne walki zareagował cierpiący od lat na chorobę Parkinsona Muhammad Ali.
To Frazier był pierwszym, który go pokonał. Ich pojedynek z 8 marca 1971 roku uważany jest przez wielu bokserskich fachowców za najlepszy w historii. Bilety na dobre miejsca w nowojorskiej Madison Square Garden kosztowały na czarnym rynku po tysiąc dolarów, a pięściarze mieli zagwarantowane po 2,5 mln. Walkę obejrzało ponad 300 mln ludzi w 30 krajach. Jednym z komentatorów był Burt Lancaster, a Frank Sinatra dzięki akredytacji fotoreportera mógł być bliżej ringu. W pierwszym rzędzie siedzieli członkowie załogi statku kosmicznego Apollo. W ostatniej, 15. rundzie Frazier rzucił rywala na deski swym firmowym lewym sierpowym, ale Ali wstał i dotrwał do gongu. Zwycięstwo Fraziera było jednogłośne.