Kluby często w swoich nazwach lub barwach nawiązywały do polskości. Związki sportowe, oprócz tego, że miały w nazwie przymiotnik „polski", wykorzystywały w swoich herbach godło narodowe, czyli białego orła.
Tęskniono za nim przez 123 lata i teraz umieszczano na koszulkach reprezentantów Polski. Ludzie, którzy budowali wtedy polski sport byli naukowcami, dziennikarzami, wojskowymi, przedsiębiorcami. Pracowali a wolny czas przeznaczali na działalność społeczną, a właściwie, w pionierskim okresie pierwszego dwudziestolecia XX wieku, niemal misyjną. Byli tacy we Lwowie, Krakowie, Warszawie, na Śląsku. Wraz z nastaniem po roku 1945 nowego porządku zostali zapomniani.
Jednym z takich ludzi był Edmund Szyc (spolszczył sobie nazwisko z Schuetz) z Poznania, patriota, uczestnik Powstania Wielkopolskiego. Założył trzy kluby sportowe. W roku 1912 - Wartę w Poznaniu i Polonię w Lesznie, a w 1920 - Polonię w Bydgoszczy (pisze o tym Sławomir Wojciechowski, w monografii „Zapomniane pokolenie. Polonia Bydgoszcz 1920-1949"). Obydwu Poloniom nadano biało-czerwone barwy i tak jest do dziś. W Poznaniu Polacy musieli grać w niemieckich klubach, do czasu powstania Warty polskich nie było.
W niemieckiej Normanii 90 procent sportowców stanowili Polacy, ale za używanie języka polskiego na boisku byli karani przez sędziów. Wystąpili więc z klubu i założyli swój - Posnanię. Razem z Wartą i Ostrovią Ostrów Wielkopolski powołali do życia Związek Polskich Towarzystw Sportowych w Wielkopolsce, którego sekretarzem został właśnie Edmund Szyc. Kiedy w święta Bożego Narodzenia 1918 roku do Poznania przybywał Ignacy Jan Paderewski, Szyc znalazł się w tłumie witającym go na dworcu. Był też pionierem dziennikarstwa sportowego w Poznaniu, przez niemal cały okres międzywojenny korespondentem „Przeglądu Sportowego".
W tej roli, w grudniu 1921 roku znalazł się w Budapeszcie, na pierwszym meczu reprezentacji Polski. Kiedy wybuchła wojna, o jego działalności na rzecz polskiego sportu przypomnieli sobie Niemcy. Spędził kilka lat w Dachau i Mauthausen. Przeżył, ale po wojnie już mało kto słuchał jego wspomnień lub rady. Umierał w roku 1987, w ciszy, bez honorów. Dopiero po przełomie ustrojowym można było nadać jego imię stadionowi Warty i zadbać o zapomniany grób na Junikowie.