Kiedy po 149 dniach sporu między klubami i zawodnikami amerykańskiej zawodowej ligi koszykówki doszło do porozumienia, kibice odetchnęli z ulgą. Spór toczył się o zasady podziału zysków z ligi.
Jednym z autorów porozumienia był szef związku zawodowego zawodników NBA – Derek Fisher. Niektórzy podczas rozmów zarzucali mu, że nie grał uczciwie i za plecami zawodników po cichu dogadywał się z szefami ligi – Davidem Sternem i Adamem Silverem, którym miał obiecać, że przekona graczy do zaakceptowania podziału zysków 50-50. Fisher odparł te zarzuty, nazywając je absurdalnymi. Po tych oskarżeniach nie wstał nawet na moment od stołu negocjacyjnego i dalej walczył z NBA, jednocześnie manewrując między kolegami, z których jedni chcieli wracać na parkiet (np. Kobe Bryant), a drudzy (wśród nich Paul Pierce) zajmowali nieprzejednaną postawę.
Fisher ma już doświadczenie w godzeniu ognia z wodą. Bryant i Shaquille O'Neal dali mu w Los Angeles Lakers taką szkołę, że negocjacje z właścicielami nie są w stanie go przerazić.
Nie wiadomo do końca, co kryją tajemnice szatni Lakers z tamtego okresu, ale można przypuszczać, że to Fisher najbardziej pomagał oddzielać od siebie dwa wielkie ego, gotowe rozsadzić od środka drużynę. Obaj gwiazdorzy byli wtedy u szczytu karier i nie mieli ochoty dzielić się władzą.
Za te umiejętności dyplomatyczne docenił go Bryant, który nazwał go „Obamą". W roku 2007, kiedy gwiazdor sfrustrowany porażkami i brakiem nowych transferów groził poważnie odejściem, to Fisher był jednym z pierwszych, których ściągnięto w trybie awaryjnym do budowania nowej drużyny. Bez niego i jego dyplomacji nie byłoby trzech mistrzowskich lat 2000 – 2002. Potem nie byłoby dwóch tytułów z lat 2009 – 2010.