Reklama
Rozwiń

Nabraliśmy pewności siebie

Marcin Możdżonek, kapitan reprezentacji Polski siatkarzy, o trenerach kadry, rywalach i igrzyskach w Londynie

Aktualizacja: 14.12.2011 00:39 Publikacja: 14.12.2011 00:38

Marcin Możdżonek, urodzony 9 lutego 1985 r. w Olsztynie. Reprezentacyjny środkowy – 211 cm wzrostu.

Marcin Możdżonek, urodzony 9 lutego 1985 r. w Olsztynie. Reprezentacyjny środkowy – 211 cm wzrostu. Zawodnik Skry Bełchatów. Mistrz świata juniorów (2003), mistrz Europy seniorów (2009). Wychowanek AZS Olsztyn. Debiutował 1 czerwca 2007 roku w meczu Polska – Argentyna

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Lorenzo Bernardi, słynny włoski siatkarz, dziś trener Jastrzębskiego Węgla, mówi, że Polska to główny kandydat do olimpijskiego złota. Nie przesadza?

Marcin Możdżonek: W Londynie nie będzie faworyta. Nie jest nim Brazylia ani Rosja. Siedem – osiem drużyn, w tym Polska, może walczyć o najwyższe cele. Najważniejsze, że wróciliśmy z Japonii z wiarą, że możemy pokonać każdego. Oczywiście, jeśli zagramy tak, jak potrafimy, i wyeliminujemy braki, które znamy.

Jakie to są braki?

Przestoje w grze wynikające ze spadku koncentracji. Dlatego przegraliśmy z Iranem, Brazylią i Rosją. Nie wystarczy znakomicie grać w siatkówkę, najważniejsza jest głowa. Bez silnej psychiki wielkie sukcesy są niemożliwe. Andrea Anastasi powtarza: Nie musicie wcale tak atakować jak Bułgarzy, blokować jak Rosjanie czy rozbijać rywali zagrywką jak Włosi. Naprawdę nie trzeba być perfekcyjnym, by wygrywać – mówi nasz trener i życie przyznaje mu rację.

Kiedy uwierzyliście, że naprawdę jesteście mocni. W finałach Ligi Światowej, podczas mistrzostw Europy czy w Pucharze Świata?

Dopiero ten ostatni turniej pozwolił nam poznać swoją wartość. 11 meczów w 15 dni, to dawka mordercza, ale niepozostawiająca wątpliwości, na co kogo stać. W Japonii nabraliśmy pewności siebie. Wcześniej nam jej brakowało.

Gdy wsiadaliśmy do samolotu lecącego do Azji, wcale nie byłem pewny, że znajdziemy się na podium i wywalczymy olimpijski awans. Miałem świadomość, jak trudne czeka nas zadanie.

Przed meczem z Włochami w Tokio wydawało się, że rywale mają przewagę psychologiczną, wcześniej z nimi przegrywaliście. I nagle role się odwróciły, skąd ta przemiana?

Wiedzieliśmy, że jesteśmy lepsi. Nawet wtedy, gdy Włosi prowadzili 2:0 w setach, rozbijając nas zagrywką. Naszą siłą jest równy skład. Zmiennicy nie są gorsi od tych, którzy zaczynają. I potwierdzili to w tym meczu.

Mówi się, że dzięki dobrej atmosferze w zespole gracie tak skutecznie. Na czym to polega?

Nie oszukujmy się, nie jesteśmy grupą przyjaciół, która poza boiskiem nie może bez siebie żyć i każdy skoczy za drugim w ogień. Tak nie jest, ale najważniejsze, że łączy nas wspólny cel.

Kiedy Anastasi podaje wam wyjściowy skład?

Dopiero przed meczem. Niczego nie wyjaśnia, tylko informuje.

A jak tłumaczył swoją decyzję, że to pan będzie kapitanem?

Nie tłumaczył. Pytałem dlaczego, ale odpowiedział krótko, że tak postanowił, nic więcej.

Zaczynał pan u Raula Lozano, później był w drużynie Daniela Castellaniego, która zdobyła mistrzostwo Europy. Teraz jest kapitanem w zespole Anastasiego. Jest coś, co ich łączy?

Nie widzę wspólnych cech. Castellani był nauczycielem, dbał o szczegóły, długo nad nimi pracowaliśmy. A przy tym rozmawiał, tłumaczył. Miał przy tym duże zaufanie do zawodników. Anastasi jest inny, nie dyskutuje. Raczej motywuje, zagrzewa do walki. Jest bardziej selekcjonerem, który szuka wykonawców do realizacji określonego celu, niż trenerem, ale nie ulega wątpliwości, że ktoś taki bardzo się przydał polskiej reprezentacji.

Pamięta pan przegrany mecz z Włochami na igrzyskach w Pekinie? Anastasi był wtedy po drugiej stronie, to on zamknął nam drogę do strefy medalowej...

Takie mecze śnią się do końca życia, nie chciałbym już nigdy przeżyć czegoś podobnego.

Co pan pomyślał, gdy okazało się, że właśnie Anastasi zastąpi Castellaniego?

Niewiele o nim wiedziałem. Opowiadali mi o nim koledzy ze Skry, Stephane Antiga i Miguel Angel Falasca. Opinie były krańcowo różne.

Jakie były pierwsze odczucia, gdy zetknął się pan z nim osobiście?

Postawił na mnie w Lidze Światowej, choć grałem słabo. I w pewnym momencie odstawił, bo nie spełniałem jego wymagań. Nie było łatwo wrócić do podstawowego składu. Taki właśnie jest Anastasi. U niego nie ma sentymentów, bierze do drużyny tylko najlepszych. Nikt nie może być pewny swego miejsca w kadrze na Londyn. Oczywiście nie wymieni całej drużyny, ale zmiany są możliwe.

Castellani też pięknie zaczął pracę z reprezentacją, ale już rok później na mistrzostwach świata we Włoszech poniósł klęskę. Co się wtedy stało?

Nie jest łatwo odpowiadać na takie pytania. Moim zdaniem nie byliśmy przygotowani do tej imprezy, nie było atmosfery, coś po drodze uciekło. Mam nadzieję, że Anastasi na to nie pozwoli. On wie, kiedy krzyknąć, a kiedy poklepać po plecach. W momentach kryzysowych zachowuje spokój. A jak jest nerwowo, to wkracza Andrea Gardini, kiedyś wielki gracz, teraz asystent Anastasiego. To jego bufor bezpieczeństwa.

Został pan najlepszym blokującym Pucharu Świata, ale na pewno ma pan swoich faworytów na tej pozycji?

Nie było go w Japonii, ale to nie zmienia faktu, że wśród środkowych nie ma sobie równych. To Kubańczyk Roberlandy Simon.

A którego z atakujących najtrudniej zablokować?

Mógłbym wymienić kilku, ale zostanę przy najsławniejszym. Serb Ivan Miljković od lat jest profesorem w tym fachu, nikt nie atakuje tak mądrze, nie widzi tyle, co on. I co najbardziej istotne, najlepszy jest wtedy, kiedy to najbardziej potrzebne drużynie.

Z kim chciałby pan zagrać w Londynie o złoto?

Z Rosjanami. I oczywiście wygrać. W sytuacjach kryzysowych to nie są wcale tacy twardziele, jak choćby Serbowie. Można ich złamać.

Lorenzo Bernardi, słynny włoski siatkarz, dziś trener Jastrzębskiego Węgla, mówi, że Polska to główny kandydat do olimpijskiego złota. Nie przesadza?

Marcin Możdżonek: W Londynie nie będzie faworyta. Nie jest nim Brazylia ani Rosja. Siedem – osiem drużyn, w tym Polska, może walczyć o najwyższe cele. Najważniejsze, że wróciliśmy z Japonii z wiarą, że możemy pokonać każdego. Oczywiście, jeśli zagramy tak, jak potrafimy, i wyeliminujemy braki, które znamy.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku