Ostatni raz Sławomir Szmal zagrał w spotkaniu Ligi Mistrzów przeciw Fuechse Berlin na początku grudnia. W pierwszej połowie nie bronił najlepiej. Po przerwie zmienił go Marcus Cleverly i Vive Targi Kielce wygrało 32:29.
Nie każdy wiedział, że Szmal grał w tym meczu z opuchniętym, bolącym kolanem i że z bólem zmaga się od dłuższego czasu. Kilkanaście dni później sprawa wyszła na jaw i lewe kolano Szmala stało się jednym z najważniejszych tematów w polskim sporcie. Najlepszy polski bramkarz musiał się poddać operacji, a kibice zastanawiają się, jak wpłynie to na szanse drużyny Bogdana Wenty w styczniowych mistrzostwach Europy w Serbii. Sprawa jest więcej niż poważna, bo ten turniej to przecież równocześnie kwalifikacja olimpijska. Dotychczas podobnych dylematów w Polsce nie było.
Mogło zabraknąć Mariusza Jurasika, Bartosza Jureckiego, Marcina Lijewskiego, nawet Grzegorza Tkaczyka, który po igrzyskach olimpijskich w Pekinie postanowił zadbać o zdrowie. Ale nie Szmala. On zawsze był. Jak trener Wenta – przy wszystkich sukcesach i we wszystkich trudnych momentach reprezentacji Polski, począwszy od wicemistrzostwa świata w 2007 roku. I nigdy nie zawiódł. Można było dyskutować o obsadzie każdej pozycji na boisku z wyjątkiem bramki, a zmiennicy Szmala: Marcin Wichary, Adam Malcher czy Piotr Wyszomirski, liczyli co najwyżej na epizody w kadrze (choć nieraz w ważnych momentach).
Teraz będą musieli sobie poradzić bez niego. Razem z dramatycznymi meczami polskiej kadry Szmal (nazywany Kasą) wykuwał swoją pozycję, a przy okazji doprowadzał przeciwników interwencjami do rozpaczy. Gdy trzeba było, bronił w sytuacjach sam na sam, jak na ME 2010 z Islandią, odbijał rzuty karne jak choćby ze Szwecją na ostatnim mundialu czy w meczu o trzecie miejsce dwa lata wcześniej, zatrzymywał strzały z dalszej odległości, z bliska, a nawet dobitki. Nic dziwnego, że jego popularność rosła razem z sukcesami kadry. Końcowe mecze na mistrzostwach świata w Chorwacji oglądało już po 7 – 8 milionów widzów.
To wtedy Szmal wygłosił swoje najsłynniejsze zdanie. Odpowiadając na pytanie dziennikarza, w jaki sposób będzie świętował brązowy medal, rzucił: – Będę pił alkohol. I natychmiast pobiegł się bawić z kolegami. To wyznanie weszło do legendy polskiej reprezentacji, na równi z jednostką czasu jedną Wentą czy rzutem Siódmiaka.