Kiedyś była stara willa w cieniu stadionu, dziś jest budynek w ośrodku za miastem, tam, gdzie kilka lat temu Pep Guardiola przeniósł treningi pierwszej drużyny. Pięć pięter, dużo szkła, mur koloru bordo. Żaden przepych, po prostu elegancki biurowiec.
Jest tu więcej miejsca niż w starej La Masii. I inny duch. Nie ma widoku na Camp Nou, nie ma skarpetek suszących się na parapetach, nie ma spacerów do pobliskiej szkoły. Ale wreszcie wszyscy pomieszczą się w jednej jadalni i nie trzeba się tak gnieść w pokojach.
Guardiola już wcześniej wymusił, by młode drużyny grały i trenowały pod miastem, tam, gdzie pierwszy zespół. Wszystko ma być jak we Włoszech, zgodnie z tradycją "il ritiro", odcinania piłkarzy od świata. Guardiola grał w Serie A krótko, ale wrócił z Brescii zakochany, zdarza mu się nawet mówić po hiszpańsku z włoskim akcentem. Taki ośrodek to był jeden z warunków, które postawił szefom. Tylko tu może mieć, tak jak lubi, totalną kontrolę.
Gdy tylko usłyszy od któregoś z trenerów, że pojawił się nowy talent, przychodzi mu się przyjrzeć. Czasami zabiera na rozmowę na osobności. W soboty, gdy nie ma wyjazdowego meczu, a w ośrodku treningowym młodzi grają od rana, wpada tu z dziećmi. Jego mały Marius kopie piłkę, a on patrzy. Wie, jak to działa na tych, którzy przyjechali tu z całego świata (ostatniego lata La Masia przejęła z innych szkółek, od Korei Południowej przez USA po wszystkie zakątki Hiszpanii, 70 nowych uczniów), by usłyszeć któregoś dnia, że mogą jechać na mecz z pierwszą drużyną.
Tak jak to wcześniej usłyszeli Pedro czy Thiago Alcantara, a w tym sezonie Isaac Cuenca, świetnie zastępujący kontuzjowanego Davida Villę czy Cristian Tello, który od przyszłego sezonu będzie już na stałe w pierwszej drużynie. W kolejce czekają następni. Gerard Deulofeu, który ma być nowym Messim. Jean Marie Dongou, szesnastoletni Kameruńczyk, wielki jak szafa, który przyszedł tu dzięki Fundacji Samuela Eto'o i niedługo ma przerosnąć mistrza.
Ta fabryka pracuje na kilka zmian i na razie nie zwalnia. W tym sezonie miała swoją galę, gdy pewna już awansu Barca rozbiła w meczu Ligi Mistrzów BATE Borysów 4:0, mając w składzie kilku chłopaków z drużyny B.
Dla klubu to złoty interes. Największe talenty przepychają się w drzwiach, by się tu dostać. Piłkarze, na których kiedyś trzeba byłoby wydać miliony, są do wzięcia za darmo. No, prawie za darmo. Większość z nich na podpisanie pierwszego kontraktu przychodzi z menedżerem, któremu trzeba za to dobrze zapłacić.