Często takie żarty są tworzone z potrzeby chwili przez kibiców; kiedyś kolportowane pocztą pantoflową, a dziś wrzucane do internetowych serwisów społecznościowych jak Youtube albo Facebook. Dlatego ich siła rażenia jest też większa.
Nie ma przy tym żadnych tabu, a najlepiej, gdy w tle pojawia się pełna wzajemnych krzywd historia i mnóstwo stereotypów. Dlatego nie ma się co dziwić, że sporo takich żartów usłyszymy przy okazji meczów Polski z Niemcami, Niemców z Holandią czy Niemców z Anglią.
Nasi sąsiedzi zza Odry nieprzypadkowo pojawiają się w tym kontekście tak często, bo II wojna światowa to jeden z ulubionych tematów dowcipów. Nie trzeba wcale daleko szukać, żeby się o tym przekonać. W czasie mistrzostw świata 2006 reprezentacja Polski miała się spotkać z gospodarzami w Dortmundzie. Obie strony przygotowały się do tego spotkania sumiennie. Niemcy wyprodukowali filmik, na którym ktoś odjeżdża ich autem, gdy na chwilę z niego wysiadają w lesie. Polacy odpowiedzieli na to koszulkami z napisem „Cedynia - Grunwald - Dortmund”.
To nie koniec. W ostatnich latach mieliśmy dość okazji, by prowokować Niemców, a na narodowych uprzedzeniach kapitał często próbują zbić media. Nic tak nie podbija sprzedaży w dzień meczu jak wojownicza okładka czasopisma, na której dziennikarze i fotoedytorzy dają wyraz ogólnonarodowym emocjom.
„Super Express” przygotował fotomontaż z Leo Beenhakkerem trzymającym odcięte głowy Michaela Ballacka i Joachima Loewa oraz podpisem „Leo, daj nam ich głowy”. „Fakt” wzywał, by dokopać „trabantom” i oceniał, że gra Niemców jest „powolna i przewidywalna”. Z tych żartów mało kto się śmiał, nawet w Polsce. Rada Etyki Mediów jednoznacznie je potępiła, Beenhakker przepraszał w imieniu swoim i piłkarzy, a Niemcy wygrali 2:0 po golach Lukasa Podolskiego, ale to marna pociecha, że strzelał nam Polak.