Nie zawsze śmieszne dowcipy sportowe

Żarty sportowców i o sportowcach mogą być mniej lub bardziej udane. Często śmieje się z nich tylko sam autor

Publikacja: 31.03.2012 01:01

„Super Express” przygotował fotomontaż z Leo Beenhakkerem trzymającym odcięte głowy Michaela Ballack

„Super Express” przygotował fotomontaż z Leo Beenhakkerem trzymającym odcięte głowy Michaela Ballacka i Joachima Loewa oraz podpisem „Leo, daj nam ich głowy”.

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak pion Piotr Nowak

Często takie żarty są tworzone z potrzeby chwili przez kibiców; kiedyś kolportowane pocztą pantoflową, a dziś wrzucane do internetowych serwisów społecznościowych jak Youtube albo Facebook. Dlatego ich siła rażenia jest też większa.

Nie ma przy tym żadnych tabu, a najlepiej, gdy w tle pojawia się pełna wzajemnych krzywd historia i mnóstwo stereotypów. Dlatego nie ma się co dziwić, że sporo takich żartów usłyszymy przy okazji meczów Polski z Niemcami, Niemców z Holandią czy Niemców z Anglią.

Nasi sąsiedzi zza Odry nieprzypadkowo pojawiają się w tym kontekście tak często, bo II wojna światowa to jeden z ulubionych tematów dowcipów. Nie trzeba wcale daleko szukać, żeby się o tym przekonać. W czasie mistrzostw świata 2006 reprezentacja Polski miała się spotkać z gospodarzami w Dortmundzie. Obie strony przygotowały się do tego spotkania sumiennie. Niemcy wyprodukowali filmik, na którym ktoś odjeżdża ich autem, gdy na chwilę z niego wysiadają w lesie. Polacy odpowiedzieli na to koszulkami z napisem „Cedynia - Grunwald - Dortmund”.

To nie koniec. W ostatnich latach mieliśmy dość okazji, by prowokować Niemców, a na narodowych uprzedzeniach kapitał często próbują zbić media. Nic tak nie podbija sprzedaży w dzień meczu jak wojownicza okładka czasopisma, na której dziennikarze i fotoedytorzy dają wyraz ogólnonarodowym emocjom.

„Super Express” przygotował fotomontaż z Leo Beenhakkerem trzymającym odcięte głowy Michaela Ballacka i Joachima Loewa oraz podpisem „Leo, daj nam ich głowy”. „Fakt” wzywał, by dokopać „trabantom” i oceniał, że gra Niemców jest „powolna i przewidywalna”. Z tych żartów mało kto się śmiał, nawet w Polsce. Rada Etyki Mediów jednoznacznie je potępiła, Beenhakker przepraszał w imieniu swoim i piłkarzy, a Niemcy wygrali 2:0 po golach Lukasa Podolskiego, ale to marna pociecha, że strzelał nam Polak.

Polacy opierali się na stereotypach, które są poręczne przy wymyślaniu dowcipów (nawet tych zbyt ciężkich), ale rzeczywistość czasami je przegania. Wie coś na ten temat autor parodii filmu „Upadek” zatytułowanej „Hitler dowiaduje się, że Niemcy zagrają z Anglią”. Wódz Trzeciej Rzeszy oblężony w swoim bunkrze najpierw cały się trzęsie, a potem wpada we wściekłość, gdy dowiaduje się, że jego rodakom przyjdzie zagrać z Wyspiarzami.

Nie przejmując się chronologią, wspomina rok 1966, przeklina czerwone koszulki rywali (w których wygrali wtedy finał mistrzostw świata), zachwyca się Fabiem Capello i wzywa na pomoc Vanessę Perroncel, która miałaby rozpraszać obrońcę Johna Terry'ego, stojąc za linią bramkową. Perroncel to była partnerka Wayne’a Bridge’a, znana bardziej z romansu z Terry’m.

Filmik został zamieszczony w internecie 24 czerwca 2010 r., a trzy dni później Anglicy śmiali się z niego przez łzy. Po laniu 4:1, które sprawili im Niemcy w 1/8 finału mundialu, stał się wysoce nieaktualny. Anglicy pojechali do domu, a Niemcy kontynuowali swój marsz aż do półfinału, w którym przegrali 0:1 z Hiszpanią.

Dobrze, że nie trafili w tamtym meczu na Holendrów, z którymi mają stare porachunki, jeszcze z czasów II wojny światowej, bo mogłoby skończyć się kilkoma czerwonymi kartkami. Dziś rywalizacja holendersko-niemiecka to już na ogół żarty, ot, choćby plastikowe hełmy a la Wehrmacht w kolorze pomarańczowym z napisem „Teraz przegramy”, ale jeszcze w latach 70. i 80. piłkarze Holandii przy okazji meczów przypominali swoje wojenne doświadczenia.

Wim van Hanegem wprost mówił o tym, jak bardzo nienawidzi Niemców, a Ruud Gullit przywoływał łzy starszego pokolenia po zwycięstwie w finale mistrzostw Europy 1988.

Ale to było 24 lata temu, a główni aktorzy tego widowiska to dziś stateczni panowie, którzy pewnie by swoich słów nie powtórzyli. Niemcy i Holandia mają doskonałe relacje, a gwiazdy reprezentacji pomarańczowych grają w Bundeslidze: Arjen Robben w Bayernie, Klaas-Jan Huntelaar w Schalke.

Mogłoby się wobec tego wydawać, że w dzisiejszym sporcie nie ma już żadnych uprzedzeń i w zjednoczonej Europie żarty nie wywołują specjalnych emocji. Nic bardziej mylnego. Sportowy dowcip i prowokacja mają się dobrze i jak dawniej jednych śmieszą, a innych oburzają.

Po ostatnim wyroku Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie, który orzekł, że Alberto Contador jednak zażywał clenbuterol, wojna na dowcipy odżyła na nowo, tym razem na froncie hiszpańsko-francuskim.

Zaczęli Francuzi, którzy pośrednio mogą się czuć ofiarami Contadora – w końcu brał zakazane środki podczas Tour de France 2010 (choć pewnie nie on jeden). Najpierw wysłali zagończyka Yannicka Noaha. – Jak z dnia na dzień jeden kraj może tak zdominować światowy sport? Czyżby udało im się odkryć jakąś nieznaną metodę dopingu? – pytał w wywiadzie udzielonym dziennikowi „Le Monde”.

To prawda, że jeśli ktoś dziś myśli o dopingu w sporcie, ma skojarzenia z Hiszpanią. Afera Puerto ze słynnym doktorem Eufemiano Fuentesem, operacja Galgo (obława hiszpańskiej policji na osoby zamieszane w doping) czy wreszcie przypadek Contadora pozostawiły ślady. Hiszpanie zaczęli być postrzegani jak kiedyś pływaczki z NRD faszerowane sterydami i będące przedmiotem nieustannych żartów z powodu swoich męskich kształtów.

Do tego doszły wielkie sukcesy hiszpańskich sportowców, którzy w krótkim czasie zdominowali piłkę nożną (mistrzostwo Europy i świata oraz sukcesy Barcelony), koszykówkę, tenis czy kolarstwo. Nic dziwnego, że wreszcie ktoś zapytał o źródła tego sukcesu, zwłaszcza po wypowiedzi hiszpańskiego ministra sportu, że kraj ma problem z dopingiem.

Co innego jednak mówić ze skruchą samemu, a co innego poddać się z pokorą czyimś żartom. Francuska telewizja Canal+ wyemitowała program satyryczny kpiący z hiszpańskiego dopingu. Głównym bohaterem jest tenisista Rafael Nadal (słynący z muskulatury), który najpierw zażywa doping, a potem sika do baku i na tym „paliwie” przekracza dozwoloną prędkość. Potem wielką strzykawką podpisuje list w obronie Contadora (trochę mniejszymi posługują się Iker Casillas i Pau Gasol).

Francuzi śmiali się wniebogłosy, a Hiszpanie poczerwienieli z wściekłości i zastanawiają się nad pozwaniem telewizji do sądu. Piłkarze Sevilli ostatnio wyszli na mecz w koszulkach z napisem: „Wolność, Równość, Wyższość” (pierwsze dwa słowa zapisane po francusku, ostatnie po hiszpańsku).

Wydaje się, że taka forma protestu jest dużo właściwsza niż sala sądowa, bo nigdy do końca wiadomo, jakie poczucie humoru ma sędzia.

Często takie żarty są tworzone z potrzeby chwili przez kibiców; kiedyś kolportowane pocztą pantoflową, a dziś wrzucane do internetowych serwisów społecznościowych jak Youtube albo Facebook. Dlatego ich siła rażenia jest też większa.

Nie ma przy tym żadnych tabu, a najlepiej, gdy w tle pojawia się pełna wzajemnych krzywd historia i mnóstwo stereotypów. Dlatego nie ma się co dziwić, że sporo takich żartów usłyszymy przy okazji meczów Polski z Niemcami, Niemców z Holandią czy Niemców z Anglią.

Pozostało 92% artykułu
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?