Snooker: mistrzostwa świata w Sheffield

Wiosna to dla snookera najważniejsza pora. To podsumowanie sezonu z wielkim finałem – mistrzostwami świata w The Crucible Theatre w Sheffield. Tam, gdzie barowy sport świetnie łączy się z emocjami widzów – jak na scenie

Publikacja: 29.04.2012 14:24

Kacper Filipiak

Kacper Filipiak

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Mistrzostwa rozgrywane są po raz 75. Dobra okazja, by zauważyć, że snooker, jeden z ostatnich brytyjskich sportów, które jeszcze zachowały klimat oficerskiej rozrywki z czasów kolonialnych, stał się także zabawą, która daje poważne pieniądze. World Snooker Tour, największy cykl zawodowy, ma pulę nagród sięgającą 6 mln funtów szterlingów, wkrótce będzie to 8 mln.

Mistrz świata dostanie w tym roku czek na ćwierć miliona funtów, finalista połowę tej sumy, przegrany w pierwszej rundzie fazy telewizyjnej (1/16 finału) 12 tysięcy. Jak na pracę pod dachem, przerywaną dość często odpoczynkiem w wygodnym fotelu, ze szklaneczką wody w ręku – raczej dobrze.

Snookerowe mistrzostwa świata to, jak twierdzą znawcy tematu, przede wszystkim jednak „maraton umysłu". Żaden inny turniej nie jest grany tak długo, w żadnym innym mozół nie jest tak dosłowny. Pierwsza runda: do 10 wygranych frejmów, czyli ramek. Potem ta liczba rośnie, by w finale sięgnąć 18, czy jak kto woli, oznacza walkę wedle reguły „best of 35". Oglądanie dwóch facetów w kamizelkach poruszających się niezbyt szybko przy wielkim zielonym stole nie byłoby nadmiernie pasjonujące, gdyby nie telewizja.

Dzięki kamerom można zajrzeć w oczy grającym, dzięki grafice komputerowej szybko odczytać możliwości i ryzyko zagrań. Snooker wygrał dzięki telewizji, nikt nie ma wątpliwości, złapał drugi oddech po złotych latach 80., także dzięki precyzyjnej machinie marketingowej i promocyjnej, którą kilka lat temu uruchomili działacze. Nie szukali daleko, spojrzeli na wielkie sporty indywidualne i wiedzieli co robić: uporządkować system rozgrywek, otworzyć się na świat (zwłaszcza Azję), znaleźć sponsorów, zapewnić masowy przekaz telewizyjny (dziś to umowa z BBC) i kreować gwiazdy.

Z tym ostatnim było i jest najtrudniej, bo snooker od zawsze lubił złych chłopców. Przymykano na to oko, gdy sport sponsorowały browary lub destylarnie whisky, ewentualnie firmy papierosowe. Dziś, gdy o mecenasa trudno, dobry wizerunek jest wart więcej. Źli chłopcy jednak przetrwali, i tak naprawdę też stanowią o przyciągającej sile snookera, a barwna kariera trzykrotnego mistrza świata Ronnie'ego O'Sullivana pokazuje jak blisko jest od geniuszu do zatracenia i utraty motywacji. Nie trzeba wiele szukać, pierwsze dni tegorocznych mistrzostw to tylko w połowie opis pięknych zagrań, nieoczekiwanych zwycięstw i porażek oraz opowieści jak Stephen Hendry (7-krotny mistrz) zdobył 147 punktów w jednym podejściu, czyli zrobił maksymalnego brejka po raz 88. w historii snookera, 11. w karierze Szkota i trzeci w murach Crucible Theatre. Druga połowa jest całkiem inna.

Tworzą ją cytaty z Marka Williamsa (mistrz świata 2000 i 2003), który pisze na twitterze, że nienawidzi Crucible Theatre i dając kultowemu miejscu mało eleganckie przymiotniki, życzy mistrzostwom przenosin do Chin. Są w niej oskarżenia Marka Allena, że jego chiński rywal Cao Yupeng oszukiwał. Są słowa największej chińskiej sławy Dinga Junhui, że stronnicza publiczność pomogła wygrać jego rywalowi, a nadto, że stoły były nierówne, co wypaczało sens rywalizacji z Ryanem Dayem. To nie są najgorsze z możliwych problemów sportu, który walczy także od lat z nielegalnymi zakładami, ustawianymi wynikami, a nawet dopingiem.

To, że tytularnym sponsorem mistrzostw świata jest dziś duża internetowa firma bukmacherska tylko dodaje tym wydarzeniom pikanterii. Jednak snooker wygrywa. Dla Brytyjczyków jest wciąż ich ulubioną narodową zabawą, niezależnie od tego, czy innych bawi tak samo, czy mniej. Oni wiedzą, że zgrabne wbijanie bil w łuzy może być przepustką do świata sławy, nawet jeśli jest się synem kierowcy ciężarówki z Bristolu, jak ubiegłoroczny finalista Judd Trump, lub byłym barmanem, który z walijskiego pubu przeniósł się na snookerowe salony, jak tegoroczny zdolny debiutant Jamie Jones z wioski Cimla.

Brytyjczycy widzą siebie w takich życiorysach, a także w upadkach i wzlotach starszych mistrzów, którzy nie chcą szybko zejść ze sceny. W tej walce pokoleń też jest urok snookera, niedostępny w sportach bardziej fizycznych. Dziś nawet sędziowanie meczów jest powodem do sławy, udana kariera pani Michaeli Tubb (będzie sędziować finał), tylko to potwierdza. Pani Michaela, Szkotka, poza tym, że atrakcyjna dojrzała kobieta, zapracowała na swą pozycję kompetencją, wytrwałością i wiarą w siebie. Grała kiedyś w bilard, ale przebijała się przez życie także jako przedstawicielka handlowa firmy produkującej bieliznę i akcesoria erotyczne. Dziś ma 44 lata i twierdzi, że odważne sesje jeszcze przed nią.

Ważne jest także miejsce mistrzostw. Teatr w centrum Sheffield jest naprawdę teatrem. Budynek powstał w 1971 roku na potrzeby kultury, od 1977 roku odkryto je dla snookera (a także dla tenisa stołowego i squasha). „Crucible" to po angielsku próba lub tygiel. Oba tłumaczenia wydają adekwatne. Tygiel emocji, próba charakterów, widz nie siedzi dalej, niż 20 m od stołu z łuzami, albo od aktora. Sala liczy 980 miejsc. Umowa z organizacją World Snooker na razie obowiązuje do 2015 roku.

W snookerowym „Teatrze marzeń" miał szansę zjawić się Polak, 17-letni Kacper Filipiak. Przed rokiem amatorski mistrz Europy, wielka nadzieja snookerzystów znad Wisły. Na fali sukcesu odważnie ruszył w świat. Pojechał trenować do dobrej akademii w Gloucester, dostał kartę zawodowca, wkrótce pokonał w jednoramkowym meczu drużynowym czterokrotnego (na razie) mistrza świata Johna Higginsa, tak samo zwyciężył Marco Fu.

W indywidualnych turniejach nie zdołał jednak wygrać żadnego spotkania, zakończył sezon porażką 2-10 z Davidem Morrisem w pierwszej rundzie eliminacji do mistrzostw świata. Mierzy się teraz z trudną rzeczywistością – brakiem funduszy na ciąg dalszy kariery i utratą statusu profesjonalisty. Nadzieja jednak wciąż się tli. W drugiej połowie maja zaczyna się w Sheffield tzw. szkoła kwalifikacyjna, czyli cykl 3 turniejów, których półfinaliści zdobędą na dwa lata miejsce w World Snooker Tour. Kacper Filipiak jeszcze walczy.

Mistrzostwa rozgrywane są po raz 75. Dobra okazja, by zauważyć, że snooker, jeden z ostatnich brytyjskich sportów, które jeszcze zachowały klimat oficerskiej rozrywki z czasów kolonialnych, stał się także zabawą, która daje poważne pieniądze. World Snooker Tour, największy cykl zawodowy, ma pulę nagród sięgającą 6 mln funtów szterlingów, wkrótce będzie to 8 mln.

Mistrz świata dostanie w tym roku czek na ćwierć miliona funtów, finalista połowę tej sumy, przegrany w pierwszej rundzie fazy telewizyjnej (1/16 finału) 12 tysięcy. Jak na pracę pod dachem, przerywaną dość często odpoczynkiem w wygodnym fotelu, ze szklaneczką wody w ręku – raczej dobrze.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta