Ja takiej wiosny jeszcze w życiu nie miałem. Kontuzje, kartki, kuriozalnie tracone bramki, gole w ostatnich minutach, spadek z pierwszego miejsca, powrót na nie. Każdy ma swoje nerwy, ja też. Już okres przygotowawczy był eksperymentem, bo runda rewanżowa była bardzo krótka. Do tego doszła podła pogoda, która nam zostawiła boiska w fatalnym stanie. Na naszym stadionie też. A byle jakie boisko, to byle jaka gra, i to bardzo było w tym sezonie widać. Zwłaszcza jeśli chodzi o taktykę. Bo do dobrej taktyki potrzebna jest dobra murawa. Czy Barcelona zostałaby Barceloną grając na łące w pipidówie?
Do tych wszystkich problemów doszły zawirowania organizacyjne w klubie, spory między właścicielami.
Na to nawet nie miałem czasu zwracać uwagi, bo się zajmowałem problemami w szatni. Było jasne, że transferów nie zrobimy, więc się pochylałem nad każdym, żeby wycisnąć z tego co mamy jak najwięcej.
Miał pan też swoją aferę podsłuchową, gdy dziennikarze?„Weszło" nagrali i upublicznili pana rozmowę z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i ostre słowa na temat niektórych piłkarzy. To nie był jeden z największych wiosną problemów w szatni Śląska?
Tego potwierdzić nie mogę. Ale przynajmniej się dowiedziałem, że trzeba być ostrożniejszym, bo w waszym zawodzie są też hieny, które czekają tylko na padlinę. Tak, pozwoliłem sobie nazwać jednego z piłkarzy bałwanem, to był pewnie błąd, ale ja też mam swoje nerwy, a on, mając piłkę pod bramką przeciwnika, oddał mu ją za darmo i tak się zaczęła kontra, przez którą straciliśmy zwycięstwo.
Mówiono, że atmosfera popsuła się na tyle, iż pan nawet po mistrzostwie rozstanie się ze Śląskiem. Plotki?
Mam jeszcze rok kontraktu. Nie dostałem sygnału od właścicieli klubu, że to się zmieni. Wiem, że parę osób, którym nie pasuję, kopie dołki i wolałoby widzieć na moim miejscu kogoś innego. A nie zapomnę, że jedynym, który mnie naprawdę wspierał wiosną, był prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Za to teraz – telefon pełen gratulacji. Tylko teraz to mnie jakoś mniej interesuje. Telefon odłożyłem. Przepraszam, jeśli się ktoś nie mógł dodzwonić.
Powtarza pan często: mogę pracować tylko na swoich warunkach albo nie pracować wcale. Czyli w Śląsku takie warunki pan ma?
Od roku tak. W mojej gestii są sprawy sportowe, ja o nich decyduję ze swoim sztabem. Bywa w tym sztabie gorąco. Potem podejmuję decyzje i za nie odpowiadam.
Nie żal panu, że żadnego piłkarza Śląska nie będzie na Euro 2012? Sebastian Mila ponoć nie był w formie.
Powiem tak: jakbym drużynę na turniej budował, to patrzyłbym nie wyłącznie na formę, ale na umiejętności. A nawet więcej: jak piłkarz ma zniżkę formy, byłoby to dla mnie wyzwaniem, żeby go na czas podnieść. Boję się, że wpadniemy w pułapkę, że cały czas tylko Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek, w jakiej oni są formie. A superforma to też dla trenera zmartwienie, bo ją można szybko stracić. Trochę się też dziwię, że trener odrzucił Przemka Kaźmierczaka, bo gra toporny futbol. No, jak ktoś chce robić drużynę z samych Messich, to gratuluję.
Jaka będzie przyszłość Śląska?
Narobiliśmy dużo kłopotów, bo teraz z prezesami negocjują sami mistrzowie Polski i przecież nie powiedzą: mnie wystarcza taka pensja, jaką miałem. Nasi szefowie muszą zadecydować, w którą stronę idziemy, jaki będzie budżet i jakie ambicje. Nie pasuje ten trener? To na dywanik go, zwolnić i następny do golenia, proszę. Nie pasuje jeden, drugi czy dziesiąty piłkarz? To samo. Wykładamy kilka milionów, kupujemy piłkarzy, do roboty. I daj Bóg, do Ligi Mistrzów.