A to w latach 60. działało na naszą wyobraźnię. Nie przeszkadzało nam nawet to, że w reprezentacji Anglii, która w roku 1966 zdobyła tytuł mistrza świata, nie znalazł się ani jeden gracz Chelsea. Wprawdzie pod względem liczby zdobytych tytułów daleko jej do Manchesteru United i Liverpoolu, ale to był zawsze klub, o którym się mówiło. Na przełomie wieków (ale tych sto lat temu) miała bramkarza, który nazywał się William Foulke, a nosił przezwisko Fat, czyli Tłuścioch. Mierzył blisko dwa metry, a ważył dobre 150 kg. Kilka lat temu, kiedy byłem w sklepie na Stamford Bridge i szukałem jakiegoś T-shirtu, młoda Polka przy stoisku powiedziała mi: - Niech pan weźmie Fata. Kwadrans temu był tu John Terry i kupił kilka dla przyjaciół.
Nie dziwię się. Na koszulce znajduje się zdjęcie drużyny Chelsea sprzed stu lat, na którym Foulke przerasta partnerów o głowę. Wszyscy go lubili, był jednym z pierwszych symboli klubu. Zagrał nawet w reprezentacji Anglii.
Z Bayernem miałem większy problem. W moim pokoleniu stosunek do wszystkiego co niemieckie wyznaczały doświadczenia wojenne rodziców. Zmienił to dopiero Franz Beckenbauer, więc można powiedzieć, że jego dokonania na polu ocieplania wizerunku Niemca były dla Polaków równie ważne jak polityczne decyzje i gesty kanclerza Willy'ego Brandta.
Dziś to już nie ma znaczenia. W Warszawie można zobaczyć chłopców w koszulkach Chelsea, Bayernu i Borussii Dortmund. Jeśli się uda, to Franz Beckenbauer 6 czerwca będzie odsłaniał pomnik Kazimierza Deyny. O sympatiach lub niechęci do klubów decydują ludzie: piłkarze na boisku, trenerzy na ławce i konferencjach prasowych, właściciele. Siłą rzeczy, to się zmienia.
Mój dzisiejszy stosunek do Chelsea najlepiej oddali kibice Manchesteru, którzy podczas finału Ligi Mistrzów w Moskwie (2008) wywiesili transparent o treści: „Bilet na mecz - 3 tys., Szewczenko - 30 mln, Abramowicz - 11 mld, zwycięstwo Manchesteru - bezcenne". Ale kiedy John Terry pośliznął się podczas wykonywania rzutu karnego po tamtym finale, co zadecydowało o porażce Chelsea, byłem razem z nim, chociaż do MU mi bliżej.