Rejs a nie cyrk

Nie trzeba być Wernyhorą, aby wiedzieć – niczego nie ujmując wspaniałym polskim żeglarzom, kapitanom: Baranowskiemu, Jaskule, Jaworskiemu, Gutkowskiemu – że przez najbliższe dziesięciolecia jednak nie pojawi się nikt, kto dorówna Leonidowi Telidze.

Publikacja: 28.05.2012 01:01

Leonid Teliga na „Opty” przed wyruszeniem w wielki rejs

Leonid Teliga na „Opty” przed wyruszeniem w wielki rejs

Foto: PAP/CAF

28 maja 2012 mija 95. rocznica urodzin Leonida Teligi (zm. 1970). Fragment

tekstu z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

. Tam także więcej ilustracji

Jest pierwszym Polakiem, który samotnie okrążył kulę ziemską. Wprawdzie przed nim dokonał tego Władysław Wagner, ale na trzech jachtach i w warunkach, które z „teligowymi" nie wytrzymują porównania.

W armii II Rzeczypospolitej żołnierze i oficerowie mogli rozwijać swe zainteresowania. Leonid Teliga skorzystał z tego skwapliwie, w 1938 roku w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowym w Jastarni zdobył uprawnienia sternika morskiego.

Potem była wojna, niewola sowiecka, na Krymie pływał jako rybak.

Później był PRL, czyli walka inteligencji z ustrojem. Teliga postanowił opłynąć świat wyłącznie własnymi siłami, za własne oszczędności, jako prywatny armator drewnianego jachtu „Opty", zaprojektowanego specjalnie na ten rejs przez inżyniera Leona Tumiłowicza. Maszty i bomy były jeszcze drewniane. Jacht nie miał radiostacji. Gdy budowa dobiegała końca, przybywało „ojców sukcesu" – Ministerstwo Handlu Zagranicznego, Marynarka Wojenna, Polski Związek Żeglarski. Ale prawda jest tam, gdzie jest, a nie tam, gdzie byłoby wygodniej, aby była: Teliga sprzedał mieszkanie, aby wyposażyć „Opty". Rejs rozpoczął się 25 stycznia 1967 roku w Casablance.

Przy wejściu do Kanału Panamskiego miał miejsce nieprzyjemny incydent – amerykańska administracja przez 11 dni nie chciała przepuścić Polaka. To były czasy podziału na Wschód i Zachód. Polska ambasada interweniowała, a prasa światowa wyśmiewała Biały Dom. W końcu go przepuszczono, ale po tym doświadczeniu zmienił przebieg trasy, spodziewał się, że podobne nieprzyjemności spotkają go w Australii, która podobno żeglarstwo kocha najbardziej na świecie, ale na pewno posyła do wszystkich diabłów żeglarzy pływających pod „nieodpowiednią" banderą (Prawda jest tam, gdzie jest...).

Gdy dotarł do Fidżi, po długim oczekiwaniu nadeszło zezwolenie z Australii na pobyt najkrótszy z możliwych „tylko w celu niezbędnych napraw i zaopatrzenia". Ten świat naucza teraz resztę ziemskiego globu demokracji, wolności, praw człowieka i obywatelskich. Śmiechu niewarte, ale splunięcia – tak.

W latach 60. żeglarz zza żelaznej kurtyny był kimś tak niezwykłym, że aż nieprawdopodobnym. O Telidze wszędzie było głośno, nie to, żeby rządy – uchowaj Boże – ale zwyczajni ludzie, jachtsmeni witali go wszędzie entuzjastycznie. Na jego cześć wiwatowała Polonia. Mianowano go członkiem honorowym wszystkich jachtklubów po drodze. Na oceanach rozpoznawały go załogi jachtów i statków handlowych. Ale sielanka nie mogła trwać wiecznie.

Nie wiadomo, co tak naprawdę skłoniło kapitana do odbycia ostatniego etapu rejsu jednym skokiem (spodziewane nieprzyjemności administracyjne, choroba nowotworowa). Na etap z Fidżi do Dakaru, bez zawijania do portów, Teliga zdecydował się świadomie, uprzedzając listownie, że na wiele miesięcy urwie się z nim kontakt. „Opty" wyruszył z wysp Fidżi 29 lipca 1968 roku. Dopiero koło Kapsztadu, do którego z przyczyn politycznych nie wolno mu było zawinąć, nastąpiło przypadkowe spotkanie z jachtem turystycznym należącym do RPA. Teliga, któremu brakowało już podstawowych rzeczy, został obsypany przez załogę jachtu prezentami (świeże kanapki i napoczęta paczka papierosów).

Trasa tego pojedynczego skoku – 13 260 mil do portu w Dakarze – zabrała Telidze 165 dni żeglugi – pobił tym samym rekord samotnej żeglugi oceanicznej należący od 85 lat do Amerykanina Bernarda Gilboya, który w ciągu 163 dni przepłynął 6 tys. mil, próbując dotrzeć z Kalifornii do Australii (znaleziono go na morzu wycieńczonego).

5 kwietnia 1969 roku na Wyspach Kanaryjskich Teliga przeciął kurs, którym w lutym 1967 roku zdążał z Las Palmas na Barbados (Małe Antyle) – okrążenie kuli ziemskiej zabrało mu dwa lata i dwa miesiące.

Zmarł 21 maja 1970 roku, a jego jacht wrócił do kraju na pokładzie statku MS „Orłowo".

Teliga świadomie nie uzależniał się od żadnej instytucji w przygotowaniach do rejsu, nie chciał, aby mu pomagano w trakcie wyprawy. Podkreślał, że nie zamierza niczego udowadniać, zdobywać, z niczym konkurować. Prosił, aby z jego wyprawy nie robiono cyrku. Władze, nie mogąc w inny sposób podłączyć się pod sukces Teligi, sugerowały, że „korzystał z 50-letniego dorobku polskiego żeglarstwa".

28 maja 2012 mija 95. rocznica urodzin Leonida Teligi (zm. 1970). Fragment

tekstu z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Co dalej z WADA i systemem antydopingowym?
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Sport
Najważniejsze sportowe imprezy 2025 roku. Bez igrzysk też będzie ciekawie
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Kogo jeszcze kupi Arabia Saudyjska?
Sport
Sportowcy kontra Andrzej Duda. Prezydent wywołał burzę i podzielił środowisko
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay