Potem była wojna, niewola sowiecka, na Krymie pływał jako rybak.
Później był PRL, czyli walka inteligencji z ustrojem. Teliga postanowił opłynąć świat wyłącznie własnymi siłami, za własne oszczędności, jako prywatny armator drewnianego jachtu „Opty", zaprojektowanego specjalnie na ten rejs przez inżyniera Leona Tumiłowicza. Maszty i bomy były jeszcze drewniane. Jacht nie miał radiostacji. Gdy budowa dobiegała końca, przybywało „ojców sukcesu" – Ministerstwo Handlu Zagranicznego, Marynarka Wojenna, Polski Związek Żeglarski. Ale prawda jest tam, gdzie jest, a nie tam, gdzie byłoby wygodniej, aby była: Teliga sprzedał mieszkanie, aby wyposażyć „Opty". Rejs rozpoczął się 25 stycznia 1967 roku w Casablance.
Przy wejściu do Kanału Panamskiego miał miejsce nieprzyjemny incydent – amerykańska administracja przez 11 dni nie chciała przepuścić Polaka. To były czasy podziału na Wschód i Zachód. Polska ambasada interweniowała, a prasa światowa wyśmiewała Biały Dom. W końcu go przepuszczono, ale po tym doświadczeniu zmienił przebieg trasy, spodziewał się, że podobne nieprzyjemności spotkają go w Australii, która podobno żeglarstwo kocha najbardziej na świecie, ale na pewno posyła do wszystkich diabłów żeglarzy pływających pod „nieodpowiednią" banderą (Prawda jest tam, gdzie jest...).
Gdy dotarł do Fidżi, po długim oczekiwaniu nadeszło zezwolenie z Australii na pobyt najkrótszy z możliwych „tylko w celu niezbędnych napraw i zaopatrzenia". Ten świat naucza teraz resztę ziemskiego globu demokracji, wolności, praw człowieka i obywatelskich. Śmiechu niewarte, ale splunięcia – tak.
W latach 60. żeglarz zza żelaznej kurtyny był kimś tak niezwykłym, że aż nieprawdopodobnym. O Telidze wszędzie było głośno, nie to, żeby rządy – uchowaj Boże – ale zwyczajni ludzie, jachtsmeni witali go wszędzie entuzjastycznie. Na jego cześć wiwatowała Polonia. Mianowano go członkiem honorowym wszystkich jachtklubów po drodze. Na oceanach rozpoznawały go załogi jachtów i statków handlowych. Ale sielanka nie mogła trwać wiecznie.
Nie wiadomo, co tak naprawdę skłoniło kapitana do odbycia ostatniego etapu rejsu jednym skokiem (spodziewane nieprzyjemności administracyjne, choroba nowotworowa). Na etap z Fidżi do Dakaru, bez zawijania do portów, Teliga zdecydował się świadomie, uprzedzając listownie, że na wiele miesięcy urwie się z nim kontakt. „Opty" wyruszył z wysp Fidżi 29 lipca 1968 roku. Dopiero koło Kapsztadu, do którego z przyczyn politycznych nie wolno mu było zawinąć, nastąpiło przypadkowe spotkanie z jachtem turystycznym należącym do RPA. Teliga, któremu brakowało już podstawowych rzeczy, został obsypany przez załogę jachtu prezentami (świeże kanapki i napoczęta paczka papierosów).