Według „The Sunday Telegraph" osadzony w kolonii karnej oligarcha i przeciwnik Kremla Michaił Chodorkowski wysłał list, w którym wezwał, by władze brytyjskie zabroniły wjazdu na igrzyska olimpijskie 308 wysokim urzędnikom rosyjskim i działaczom putinowskich organizacji. Wśród nich są wicepremier Władysław Surkow, lider prokremlowskiego ugrupowania młodzieżowego Nasi Wasilij Jakiemienko, prokurator generalny Jurij Czajka i szef Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow, a także prokuratorzy i sędziowie, w tym ci, którzy zajmowali się bezpośrednio sprawą Chodorkowskiego.

Na liście nie znalazł się co prawda prezydent Rosji Władimir Putin, ale Chodorkowski chce, by brytyjski premier David Cameron podczas spotkania w Londynie wezwał go do porzucenia autokratycznego stylu rządów. „Jeśli tylko by zechciał, to właśnie Putin może pchnąć rosyjskie społeczeństwo na drogę ku demokracji i reformom. Ale otaczając się potakiwaczami, nieczęsto słyszy wezwania do zmian. To rola dla innych przywódców światowych" – napisał, podkreślając, że „zdecydowanie wzywa Camerona, by powiedział prawdę Putinowi, że Rosja nie przeżyje na samych paliwach (czyli sprzedaży ropy i gazu – przyp. red.) i że dni zdolności do utrzymywania „sterowanej demokracji" są policzone".

„The Sunday Telegraph" dowodzi, że list otrzymał za pośrednictwem adwokatów uwięzionego oligarchy. Ale minęło niewiele czasu od jego publikacji, gdy w wywiadzie dla Radia Echo Moskwy adwokat Chodorkowskiego Jurij Szmidt stwierdził, iż autorem na pewno nie jest jego klient. – Jestem absolutnie przekonany, że Chodorkowski takiej listy nie mógł stworzyć. To jakiś celowy błąd lub otwarta prowokacja – powiedział. – Byłem tydzień temu u Michaiła Borysowicza w kolonii (karnej – przyp. red.). On zazwyczaj omawia ze mną podobne sprawy, zwłaszcza jeśli chodzi o długą listę złożoną z 308 osób – podkreślił. Jego zdaniem były szef Jukosu nie dawał ostatnio żadnego wywiadu „The Sunday Telegraph".

– Już dwaj adwokaci Chodorkowskiego twierdzą, że on tego nie napisał, a ja im wierzę – powiedział „Rz" Lew Ponomariow, rosyjski opozycjonista, działacz ruchu praw człowieka. – Być może to po prostu prowokacja, ale nie wiadomo, kto mógł ją przeprowadzić. U nas rozmaitych prowokacji mamy naprawdę wiele – podkreślił Ponomariow. Z drugiej strony jednak brytyjska gazeta na pewno sprawdzała, czy list jest prawdziwy. Musiała dostać go od osób godnych zaufania.

Jak wskazuje Ponomariow, istnieje już obszerny spis wysoko postawionych Rosjan, zwany „listą Magnickiego". Siergiej Magnicki (Sergei Magnitsky), rosyjski adwokat reprezentujący brytyjską firmę konsultingową Hermitage Capital Management, został aresztowany po tym, jak oskarżył przedstawicieli władz o malwersacje. Zmarł w areszcie w 2009 r., a za granicą uznano, że władze celowo doprowadziły do jego śmierci. Rosyjska opozycja stworzyła listę osób jej zdaniem odpowiedzialnych za zgon adwokata. Stany Zjednoczone zabroniły wjazdu 60 osobom z tej listy, a w Kongresie podjęto prace nad ustawą w tej sprawie. O zakaz wjazdu urzędników z „listy Magnickiego" apelowali w Unii Europejskiej i USA czołowi opozycyjni liderzy: Michaił Kasjanow, Garri Kasparow i Borys Niemcow.

– Tylko taki zakaz zmusiłby rządzącą Rosją partię biurokratów do zastanowienia się nad tym, co robią. Pytanie tylko, czy Zachód naprawdę interesuje się demokracją i prawami człowieka w naszym kraju... – wskazuje Ponomariow. I dodaje, że wyraźnie widać stosowanie podwójnych standardów, gdy politycy europejscy głoszą, iż nie pojadą na Ukrainę na mecze mistrzostw Euro 2012. – Tam nie chcą jechać, bo Ukraina jest za mało demokratyczna, ale naszych polityków będą przyjmować i ściskać im ręce – mówi.