Złapać pana w Polsce to raczej trudna sprawa...
Przemysław Miarczyński:
Aktualizacja: 30.05.2012 01:11 Publikacja: 30.05.2012 01:11
Przemysław Miarczyński to siedmiokrotny medalista MŚ
Foto: EAST NEWS
Złapać pana w Polsce to raczej trudna sprawa...
Przemysław Miarczyński:
Tak. Ostatnio w windsurfingu sezon wcale się nie kończy. W grudniu były mistrzostwa świata, w lutym mistrzostwa Europy, podczas których zdobyłem złoty medal, w marcu kolejne mistrzostwa świata. Do tego regaty Pucharu Świata. Mam co robić, ale to jest czas przygotowań do igrzysk, więc niekiedy pływam treningowo.
Gdzie pan będzie podróżował przed igrzyskami?
Tylko między Sopotem i Weymouth. Mam od 2 czerwca Puchar Świata na akwenie igrzysk. Wracam na dziesięć dni do Polski, potem znów wyjazd, powrót i 15 lipca podróż już na olimpiadę, bo wtedy jest losowanie sprzętu. Dwa tygodnie są potrzebne na rozpakowanie, opływanie, przyzwyczajenie się i ewentualne zmiany. Pierwszy wyścig 31 lipca, ostatni 8 sierpnia, wszystkiego dziewięć dni, 11 wyścigów i będzie wiadomo, kto wygrał.
Kto wygra, pan?
Wszystkim dookoła i sobie powtarzam: oczekuję medalu, oczywiście złotego. To moje czwarte igrzyska, wiem, że będę czuć presję, to pewnie ostatnia w historii szansa na medal olimpijski w windsurfingu, ale z drugiej strony wiem, o co chodzi, będzie mi łatwiej. Mam motywację.
Za panem chwila niepewności w kwestii nominacji, rywalizacja z Piotrem Myszką o miejsce na igrzyskach z wielu powodów była trudna, mówiło się nawet, że może się skończyć w sądzie. Jak dziś jest między wami?
Nic się nie zmieniło: na wodzie walczymy, na lądzie walka się kończy. Piotr będzie do końca ze mną trenować w Weymouth, lepszego partnera trudno znaleźć.
Właściwie czemu nie zdobył pan medalu olimpijskiego wcześniej? Co poszło źle np. w Pekinie? Był pan tam jednym z faworytów.
W Pekinie chyba trochę za późno zacząłem pływać na akwenie igrzysk, wprowadziliśmy też pewne zmiany systemu treningowego – może to zadecydowało. No i pogoda, wiadomo, że ja jestem trochę za ciężki na słabe wiatry.
W Weymouth będzie pogoda dla pana?
Będzie normalnie, jak powieje słabo, to przez jeden, dwa dni, a nie dziesięć. O medale będą walczyć zawodnicy bardziej uniwersalni.
Ilu ma pan naprawdę groźnych rywali do złota?
Takich, których medal nikogo nie zdziwi, jest sześciu, góra siedmiu.
Jak się pan przygotowuje? Drobiazgowo czy raczej puszczając wiele spraw na żywioł?
Lubię i staram się dbać o szczegóły. Myślę o diecie i przygotowaniu fizycznym. Teraz już nie zabieram rodziny na regaty. Mam dwoje dzieci, młodszy syn ma rok, niekiedy budzi się o dziwnych porach. Umówiliśmy się z żoną, że da mi się wyspać.
Pomaga panu psycholog?
Nie, ale przydałby mi się do tego, by mnie powstrzymywać przed chęcią startu na desce z latawcem. Bo mnie korci.
No właśnie, zgodnie z zapowiedzią Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej w igrzyskach Rio de Janeiro zamiast windsurfingowej klasy RS: X ma być kitesurfing, czyli ta deska z latawcem.
Czy to dobry pomysł?
Z polskiego punktu widzenia decyzja jest trochę nierozsądna. Za szybka. Mamy w windsurfingu świetnych zawodników i trenerów, teraz będą musieli się przestawić, nabrać doświadczenia. Stracimy przewagę. Najpierw kitesurfing powinien być klasą pokazową, dopiero po Rio ewentualnie wejść do programu igrzysk.
Co ta zmiana oznacza dla pana?
Mam nadzieję, że szybko zdołam się przystosować. Zamierzam zaraz po igrzyskach w Londynie spróbować pływać z latawcem. Myślę, że weryfikacja, czy to zajęcie dla mnie czy nie, zajmie rok, maksymalnie dwa. Technika jest inna, ale jest takie powiedzenie, że kitesurfer amator różni się od zawodowca tygodniem treningu. Dlatego mam plan, żeby w połowie sierpnia pojechać na pierwsze zawody.
Wielu tak zrobi. Czy będziecie mocnymi przeciwnikami dla tych, którzy ćwiczą z latawcem od lat?
Na pewno konkurencja gwałtownie wzrośnie. Kitesurferzy są na razie mniej profesjonalni, nie mają trenerów na motorówkach, pełnego zaplecza, filmowania treningów. Przewaga windsurferów polega na tym, że mamy gotowy system przygotowań do wielkich imprez, wiemy, o ile więcej energii trzeba w nie włożyć, wiemy, że to nie amatorstwo. Dziś każdy 40-latek może sobie pływać z latawcem, ale to nie znaczy, że tak będzie z wyczynem w 2016 roku. W klasie RS:X osiem lat temu nie wyobrażano sobie pływania przy 7 stopniach w skali Beauforta, dziś to normalne.
Jak pan przekona żonę, żeby nadal wyjeżdżać daleko od rodziny i poznawać nową klasę?
Nie muszę jej przekonywać. Mam wyrozumiałą żonę, ona pierwsza powiedziała, że przesiadka na nową deskę to supersprawa.
Ma pan plan B, na wypadek gdyby coś poszło nie tak?
Chciałbym pływać jak najdłużej. Większość żeglarzy z klas olimpijskich przenosi się z czasem na większe łódki, przyłącza do teamów, ale to chyba nie dla mnie. Raczej jestem indywidualistą. Więc pewnie zostanie szkolenie windsurfingu, a może kitesurfingu.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Złapać pana w Polsce to raczej trudna sprawa...
Przemysław Miarczyński:
Przewodniczące Komisji Zawodniczej PKOl i Rady Fair Play PKOl - Agnieszka Kobus-Zawojska i Hanna Wawrowska - zło...
Była pływaczka Kirsty Coventry stanie na czele Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), ale dopiero czas...
Kirsty Coventry, czyli protegowana Thomasa Bacha, wygrała wybory na przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu O...
20 marca w Costa Navarino poznamy dziesiątego przewodniczącego w 131-letniej historii Międzynarodowego Komitetu...
Przesłanki i czynniki efektywnego wdrażania projektów OZE przez JST uwzględniające kwestie ekonomiczne, środowiskowe i społeczne.
Kandydatów na nowego przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) więcej łączy, niż dzieli. C...
W salonach dealerskich sieci Suzuki w całej Polsce ruszyły pokazy premierowych motocykli Suzuki DR-Z4S i DR-Z4SM. Nowe maszyny będzie można zobaczyć w miastach praktycznie w całej Polsce.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas