Przyzwyczaił już, że robi wszystko inaczej niż koledzy z kadry, więc może to mu po prostu było pisane: w ten weekend w Moskwie wystartował w Pucharze Świata jako jedyny Polak. Bo pozostali kajakarze olimpijczycy są skupieni na przygotowaniach. A dla niego to był dopiero pierwszy start w tym sezonie.
Mistrz świata i Europy w sprincie na 200 m, zdaniem wielu pewny kandydat do medalu w Londynie, leczył przez ostatnie tygodnie mięsień dłoni. W Moskwie wrócił od razu tam, gdzie jest od miesięcy jego miejsce – na podium. Choć jeszcze nie na pierwsze miejsce. – Trzecie jest bardzo dobre, zwłaszcza że czas był dobry. Zwycięzca, Cesar de Cesare z Ekwadoru, powiedział za metą, że ma jednego faworyta w Londynie: Piotrka. Bo po ledwie dwóch tygodniach treningu, a wcześniej miesięcznej przerwie na leczenie przegrał z nim tylko o trzy dziesiąte sekundy. A Cesar mówi, że jest w pełnym gazie – opowiada „Rz" trener Siemionowskiego i kadry sprinterów Mariusz Słowiński.
Wiosło skrojone na miarę
Siemionowski, zbudowany jak gladiator, wiosłujący potężnym, zrobionym na miarę wiosłem, pewny siebie, zapowiadający od dawna, że do Londynu jedzie po złoto, w kwietniu dostał cios od losu. – To było tuż przed próbą krajową, byliśmy na ostatnim treningu przed zawodami, robiliśmy test na 200 m. Piotrek pojechał tak mocno, że zbił mięsień między kciukiem a palcem wskazującym. Długo nie mógł po tym trzymać wiosła. Jeździł do Warszawy do doktora Roberta Śmigielskiego na zastrzyki z komórek macierzystych. Zostawały nam treningi biegowe i siłowe, musieliśmy Piotra wycofywać z kolejnych Pucharów Świata, również tego w Poznaniu. Dopiero od dwóch tygodni trenujemy na sto procent. Najpoważniejszą próbą przed igrzyskami będą mistrzostwa Europy w Zagrzebiu, pod koniec czerwca.
Nic na kredyt
W czasie gdy Siemionowski się leczył, w środowisku kajakarskim zaczęły się dyskusje, czy należy trzymać dla niego miejsce w reprezentacji olimpijskiej bez względu na wszystko, czy też jednak zorganizować krajowe eliminacje, w których mistrz ścigałby się z coraz lepszym Denisem Ambroziakiem.
W kajakarstwie kwalifikacje olimpijskie zdobywa się nie na osobę, ale na osadę, i w sezonie olimpijskim zawsze wybuchają kłótnie, bo każdy mocny klub chciałby wepchnąć do kajaków jak najwięcej swoich zawodników. A Siemionowski długo walczył o niezależność od związku i prawo do indywidualnych treningów, co mu zwolenników wśród działaczy nie przysporzyło.
– Ten konflikt został trochę nakręcony przez działaczy, trenerów innych zawodników. Denis to bardzo zdolny młody chłopak. Ale zawody Pucharu Świata pokazują, że jeszcze nie wytrzymuje presji. To na razie wciąż materiał do obrobienia – mówi Słowiński. – Zresztą nie ma mowy, by Piotr coś dostawał na kredyt. On prowiedział jasno: jak nie będę gotowy na 100 procent, to nie ma sensu jechać do Londynu. Niech wtedy na igrzyska jedzie Denis.