Rosyjskie miliardy ratują AS Monaco

AS Monaco po chudych latach podnosi się z kolan za rosyjskie pieniądze

Publikacja: 09.06.2012 01:01

Rosyjskie miliardy ratują AS Monaco

Foto: AFP

Osiem lat temu byli na szczycie. Na stadionie w Gelsenkirchen grali w finale Ligi Mistrzów z FC Porto i pewnie zdobyliby tytuł, gdyby akurat nie wschodziła gwiazda Jose Mourinho. Wtedy przegrali 0:3, ale był to i tak największy sukces w historii klubu z małego księstwa.

Trenował ich Didier Deschamps, a w składzie było kilku piłkarzy, którzy wyruszali stamtąd do większych lub mniejszych karier: Ludovic Giuly, Jerome Rothen, Dado Prso czy Sebastien Squillaci.

Dziś z tej chwały nie zostało niemal nic, jeśli nie liczyć charakterystycznego stadionu Ludwika II (na który i tak mało kto przychodzi) oraz charakterystycznych, biało-czerwonych strojów. Kilka lat niemądrej polityki transferowej, zmian szkoleniowców (od 2005 roku było ich już ośmiu) i bałaganu we władzach zapoczątkowanego odejściem prezesa Jean-Louis Campora. Od tego czasu próbowało go zastąpić aż czterech ludzi. To wystarczyło, by AS Monaco znalazło się w drugiej lidze.

Spadli z hukiem, po 35 latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, siedmiu tytułach mistrza Francji i pięciu Pucharach Francji. Zajęli ostatnie miejsce w Ligue 1 i podzielili los FC Nantes, które tą samą drogą podążyło kilka lat wcześniej.

Tak się kończy życie ponad stan. Przed spadkiem nie uchroniła ich chyba najliczniejsza kadra zawodników w całej lidze. W ostatnim sezonie gry w Ligue 1 trenerzy mogli wybierać spośród aż 34 piłkarzy. Ilość niestety, nie przeszła w jakość.

Reformy po spadku zaczęły się właśnie od wietrzenia szatni. Z klubem pożegnało się aż 23 zawodników, a w ich miejsce przyszło tylko 12. Pozostałe wolne miejsca zajęli wychowankowie ze szkółki piłkarskiej. Było taniej, ale niekoniecznie lepiej.

Do drużyny wrócił Ludovic Giuly, ale Monaco, pod wodzą Laurenta Banide'a zaczęło sezon fatalnie i wydawało się, że upadek może mieć ciąg dalszy – aż do trzeciej ligi. W końcu upadali nie tacy jak klub z Lazurowego Wybrzeża.

Ostatnio kłopoty dosięgły Villareal, Sampdorię Genua czy Glasgow Rangers – drużyny, bez których wielu kibiców nie wyobrażało sobie futbolu w ostatnich latach. Wydawało się, że Monaco czeka czarny scenariusz.

Ratowania legendy podjął się Marco Simone, w przeszłości znakomity napastnik Monaco, a obecnie trener na dorobku, który nie miał nic do stracenia. Pod jego wodzą klub z księstwa zaczął się powoli piąć w górę, ale i tak byłby skazany najwyżej na przeciętność, gdyby nagle nie uśmiechnęło się do niego szczęście.

To szczęście nazywa się geografia i znakomity klimat. Lazurowe Wybrzeże to od wielu lat ulubione miejsce zamieszkania rosyjskich miliarderów. Jeden z nich, Dmitrij Rybołowlew postanowił pójść za przykładem swoich bardziej znanych kolegów Romana Abramowicza czy Michaiła Prochorowa i zainwestować w sport.

Ten potentat branży chemicznej od lat mieszka w Monte Carlo i nic dziwnego, że zainteresował się właśnie Monaco. To idealny obiekt do zainwestowania w niego milionów dolarów: z tradycjami, dobrym stadionem i marką, która może przyciągnąć znanych zawodników.

Jeśli tylko Rybołowlew będzie dobrze płacił, może szybko zbudować wielką drużynę. W zimie, jeszcze zanim zrobiło się głośno o wielkich pieniądzach Monaco próbowało ściągnąć do siebie gwiazdę Legii Miroslava Radovicia.

Wtedy Serb, którego żona spodziewała się dziecka, nie zdecydował się na przeprowadzkę (warszawski klub też nie bardzo chciał sprzedawać jednego z najlepszych piłkarzy). Dziś Radović już taki oporny zapewne by nie był.

Monaco niedawno ogłosiło, że jego trenerem od przyszłego sezonu będzie Claudio Ranieri, w przeszłości szkoleniowiec m.in. Valencii, Juventusu Turyn czy Interu Mediolan. Ostatnio jego gwiazda trochę przygasła, ale to wciąż szkoleniowiec z najwyższej europejskiej półki.

Do kompletu dodawani są powoli odpowiedni zawodnicy. Na dzień dobry z nowym klubem sprowadził za 7,5 mln euro reprezentanta Maroka Nabila Dżirara z Club Brugge. Takich pieniędzy drugoligowe kluby na co dzień nie płacą. Wysokości kontraktu można się tylko domyślać. Dżirar to tylko początek listy zakupów. Do klubu trafił niedawno obrońca Andrea Raggi z Bolonii.

W następnym sezonie Ligue 2 Monaco będzie zdecydowanym faworytem rozgrywek i, jeśli nie zdarzy się kataklizm, awansuje do francuskiej ekstraklasy. A tam miliardy Rybołowlewa będą jeszcze skuteczniej przemawiać do wyobraźni piłkarzy. Nad Monaco wreszcie świeci słońce.

Osiem lat temu byli na szczycie. Na stadionie w Gelsenkirchen grali w finale Ligi Mistrzów z FC Porto i pewnie zdobyliby tytuł, gdyby akurat nie wschodziła gwiazda Jose Mourinho. Wtedy przegrali 0:3, ale był to i tak największy sukces w historii klubu z małego księstwa.

Trenował ich Didier Deschamps, a w składzie było kilku piłkarzy, którzy wyruszali stamtąd do większych lub mniejszych karier: Ludovic Giuly, Jerome Rothen, Dado Prso czy Sebastien Squillaci.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie