Wolał być czerwony

Odeszła kubańska legenda. Teofilo Stevenson, trzykrotny mistrz olimpijski wagi ciężkiej, nie żyje. Miał 60 lat

Publikacja: 14.06.2012 02:44

Teofilo Stevenson był wiernym żołnierzem Fidela Castro. Dopiero pod koniec życia chciał jeździć po ś

Teofilo Stevenson był wiernym żołnierzem Fidela Castro. Dopiero pod koniec życia chciał jeździć po świecie, by trochę zarobić

Foto: AFP

Kiedy był najlepszy na świecie, proponowano mu pięć milionów dolarów za walkę z Muhammadem Alim. Ale on nie chciał uciekać z Kuby. Mówił, że świat stworzony przez Fidela Castro jest najlepszym ze światów i nie poświęci go dla pieniędzy.

– Wolę być czerwony niż bogaty – mówił dla „Sports Illustrated" po igrzyskach w Montrealu (1976), gdzie po raz drugi nie miał sobie równych. Nie zostało mu to zapomniane, po zakończeniu wspaniałej kariery miał dom i honorowe stanowiska, został między innymi prezesem związku bokserskiego na Kubie.

Prawy prosty

Kiedy po mistrzostwach świata w Houston (1999), które Kubańczycy opuszczali w atmosferze skandalu (nie przystąpili do kilku finałów, twierdząc, że są oszukiwani) Stevenson uderzył w Miami pracownika lotniska. Gdy wrócił do domu twierdził, że zrobił to w obronie Fidela i sprawa przycichła.

Wysoki (190 cm), harmonijnie zbudowany, miał nokautujące uderzenie. Jego prawy prosty rzucał na deski największych siłaczy. O sile jego ciosu mogą coś powiedzieć zarówno Ludwik Denderys, jak i Grzegorz Skrzecz. Pierwszy przegrał z nim przez nokaut na igrzyskach w Monachium (1972), drugi w Moskwie (1980). Skrzecz nie padł wprawdzie na deski, ale został wyliczony na stojąco. – Bił jak łomem – mówi po latach. Był przy tym świetnie wyszkolony technicznie. To zasługa radzieckiej myśli trenerskiej, którą zaszczepił na Kubie Andriej Czerwonienko. Legendarny Alcides Sagarra tylko kontynuował to dzieło.

Wierność rewolucji

W Moskwie Stevenson zdobył trzecie olimpijskie złoto. Wyrównał tym samym rekord Węgra Laszlo Pappa, który wcześniej trzykrotnie wygrywał bokserskie turnieje na igrzyskach. Później w ślady Stevensona poszedł jego rodak Felix Savon, dziś trener na Kubie. On też pozostał wierny rewolucyjnym hasłom i tak jak Teofilo odrzucał wszelkie propozycja podpisania zawodowego kontraktu.

Stevenson pierwszy olimpijski sukces odniósł w Monachium. Do historii przeszło wtedy jego wspaniałe zwycięstwo nad Duanem Bobickiem, który miał kontynuować amerykańską legendę w najcięższej kategorii. Mający polskie korzenie Bobick miał jednak pecha, bo na drodze stanął mu ten niesamowity Kubańczyk.

Cień w Bydgoszczy

Kolejne igrzyska i mistrzostwa świata Stevenson wygrywał z łatwością, choć pojawiały się głosy, że najtrudniej mu o sukcesy u siebie. W Europie też znajdował pogromców. Dwukrotnie pokonał go między innymi Rosjanin Igor Wysocki, a na mistrzostwach Armii Zaprzyjaźnionych w Płowdiw znokautował go zupełnie nieznany Koreańczyk.

W 1982 roku na mistrzostwach świata w Monachium odpadł już w pierwszej rundzie pokonany przez późniejszego zawodowego czempiona organizacji WBO Włocha Francesco Damianiego. Wydawało się, że to już koniec wielkiego Stevensona. Na igrzyska do Los Angeles (1984) nie pojechał, bo Kuba i inne kraje socjalistyczne na czele ze Związkiem Radzieckim zbojkotowały tę imprezę. Turniej Przyjaźni zorganizowany w tym samym terminie w Hawanie wygrał tylko dzięki przychylności sędziów i lekarza zawodów, który poddał jego rywala, reprezentującego ZSRR Walerego Abadżiana, będącego w finałowym pojedynku zawodnikiem wyraźnie lepszym.

Kiedy rok później przyjechał do Bydgoszczy na Spartakiadę Armii Zaprzyjaźnionych, był już cieniem tego pięściarza, którego bał się cały świat. Przegrał decydującą walkę z Rosjaninem Wiaczesławem Jakowlewem, a ja, podobnie jak wielu, już w niego zwątpiłem. Napisałem, że „Teofilo odchodzi do rezerwy".

Po garść dolarów

Ale on pokazał tym wszystkim, którzy go skreślili, że nie mają racji. Wrócił w wielkim stylu i wygrał mistrzostwa świata w 1986 roku w Reno, nokautując między innymi dwumetrowego Niemca z NRD Uli Kadena, a w finale Amerykanina Aleksa Garcię. Po tym sukcesie mógł już odejść, miał następcę. Felix Savon na tych samych mistrzostwach w Newadzie wygrał rywalizację w kategorii do 91 kg.

Nigdy nie poznamy odpowiedzi na pytanie, które wtedy zadawano bardzo często: czy byłby zawodowym mistrzem świata, gdyby zdecydował się jednak na ucieczkę z Kuby, do czego go namawiano. Kiedy on nokautował rywali na amatorskich ringach, zawodowcy mieli Joe Fraziera, George Foremana i Muhammada Alego, a później Larry'ego Holmesa. Każdy w nich był wspaniałym pięściarzem, ale Teofilo miał wystarczająco mocne argumenty, by podjąć taką rywalizację.

Był z pewnością najbardziej rozpoznawalnym kubańskim sportowcem, legendą boksu. Ostatnio gotów był przyjechać do Polski, pokazać się tym, którzy go jeszcze pamiętają, i tym, którzy słyszeli o jego bokserskich podbojach. Chciał zarobić trochę dolarów, bo majątku się przecież nie dorobił.

Pytanie bez odpowiedzi

Dużo pił i to go wykończyło. Zmarł na zawał serca. Kto wie, może zrozumiał, że źle zrobił, zostając na Kubie, mógł przecież zaryzykować i poszukać szansy, by zmierzyć się z Alim. Na pewno zarobiłby fortunę, ale czy byłby szczęśliwy? Tego też nigdy się nie dowiemy.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku