David Miller

Historia igrzysk olimpijskich i MKOl. Od Aten do Londynu 1894–2012
Aktualizacja: 22.07.2012 16:00 Publikacja: 22.07.2012 16:00
Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak
David Miller
Historia igrzysk olimpijskich i MKOl. Od Aten do Londynu 1894–2012
REBIS
Książka „Historia igrzysk olimpijskich i MKOl. Od Aten do Londynu 1894–2012" jest fascynującą podróżą po arenach sportowych, gabinetach polityków, siedzibach producentów sprzętu sportowego, prywatnych mieszkaniach sportowców.
David Miller, absolwent Uniwersytetu Cambridge, dziennikarz z kilkudziesięcioletnim stażem w „The Times" i „Daily Telegraph", pracujący na wielu igrzyskach olimpijskich, opowiada nam i o pięknie sportu, i o rozmaitych, trawiących go chorobach.
To książka, której nie da się wziąć do pociągu – nie pozwalają na to jej rozmiary i waga. Nie wytrzymuje więc konkurencji z kryminałami najpopularniejszych autorów. Jest jednak równie ciekawa i wiele w niej wątków mogących z powodzeniem stanowić zaczyn scenariusza filmu akcji. Miller pokazuje, jaką drogę przeszedł ruch olimpijski od idealisty, francuskiego barona Pierre'a de Coubertina, twórcy nowożytnych igrzysk, po lata współczesne, pełne korupcji i dopingu.
„W bieżącym roku 1894 i mieście Paryżu, którego radości i niepokoje cały świat dzieli do tego stopnia, że porównuje go do swojego ośrodka nerwowego, zdołaliśmy zebrać międzynarodowych przedstawicieli sportu, jedno-
głośnie opowiadających się za wskrzeszeniem liczącej sobie 2 tysiące lat idei, która obecnie, tak jak w przeszłości, wciąż przyspiesza bicie ludzkiego serca – gdyż zaspokaja jeden z najważniejszych i [...] szlachetnych instynktów. Po wiekach nieobecności helleński olimpizm ponownie pojawił się na świecie. Wznoszę kielich na cześć idei olimpijskiej, która przecięła zamglone wieki jak wszechpotężny promień słońca i wróciła, żeby oświetlić próg XX wieku blaskiem nowej nadziei" – to fragment wystąpienia Pierre'a de Coubertina na kongresie inauguracyjnym MKOl.
Pełen patosu tekst mógłby być wygłoszony i dziś. Słychać zresztą ten sam styl w ustach prominentnych działaczy mówiących o „rodzinie olimpijskiej" (ludzie FIFA używają sformułowania football family), szermujących wzniosłymi hasłami, powołujących się na de Coubertina, a jednocześnie sprzeniewierzających się zasadom, jakie ustanowił.
Taki jest współczesny sport. Pełen hipokryzji, mającej od wielu lat i coraz częściej konkretny wymiar finansowy. Między Coubertinem a obecnym przewodniczącym Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Jacquesem Rogge'em jest sto lat uczciwej walki sportowców i wstydu, jaki robili oni sami, ich trenerzy, sędziowie, przysięgający przed każdymi igrzyskami, że będą bezstronni. Polska też ma swój udział w umacnianiu hipokryzji. Wszak to Polski Komitet Olimpijski poświadczał przez dziesięciolecia PRL amatorski status piłkarzy, którzy w rzeczywistości byli zawodowcami. Moskwa wyznaczała standardy etyczne, a Warszawa, Berlin, Praga, Budapeszt i Sofia robiły to, co postanowiono na Kremlu i w okolicach. Także w sprawach olimpijskich. Kiedy uznano, że należy zbojkotować igrzyska olimpijskie w Los Angeles (1984), nikt nie pytał o zdanie sportowców.
O tym i o dziesiątkach innych spraw. Godnych pięciu kółek olimpijskich i zawstydzających. O igrzyskach w Berlinie (1936), wykorzystanych dla celów propagandowych przez Adolfa Hitlera i o olimpiadzie w Moskwie (1980), w takich samych celach zorganizowanej przez Leonida Breżniewa. O walce z rasizmem, bojkotach, heroizmie i niesprawiedliwości. O korupcji i dopingu.
Ale jaka ta historia by nie była, zawsze na pierwszym planie pozostawał sportowiec. To igrzyska stworzyły legendę Indianina Jima Thorpe'a niesłusznie skrzywdzonego przez nadgorliwych działaczy MKOl (1912), rehabilitowanego wiele lat po śmierci. Pięciokrotnego mistrza olimpijskiego w pływaniu Johnny'ego Weismuellera, który zrobił karierę w Hollywood jako odtwórca roli Tarzana. Sprintera Jesse'a Owensa, któremu Hitler nie chciał podać ręki. Fińskiego biegacza nad biegaczami Paavo Nurmiego, który ma swój pomnik w Helsinkach. Czarnoskórych amerykańskich sprinterów, którzy podczas ceremonii wręczania medali na igrzyskach w Meksyku (1968) stali na podium z wyciągniętymi w górę rękami w czarnych rękawiczkach. Boba Beamona, oddającego „skok w XXI w." (8,90 m).
O tym wszystkim jest ta książka. Na pewno najbardziej wyczerpująca, jaka na temat igrzysk olimpijskich pojawiła się w naszych księgarniach.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Uważam Rze
Rząd teoretycznie zostawia spółkom Skarbu Państwa wolną rękę w kwestii sponsorowania sportu, ale kodeks dobrych...
W środę, 9 kwietnia, w warszawskim hotelu Sheraton Grand odbyła się druga gala plebiscytu Herosi WP, podczas któ...
W krakowskiej Tauron Arenie odbyła się największa w historii lekcja z udziałem niemal 8 tys. uczniów szkół ponad...
Witold Bańka jest jedynym kandydatem na szefa Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Polak może pozostać na st...
Druga gala Herosów odbędzie się w środę 9 kwietnia w Warszawie. W głosowaniu plebiscytu WP SportoweFakty interna...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas