Łatynina jest w Londynie, chodzi na pływalnię i nawet chciała wręczyć Phelpsowi ten 19. medal, już 15. złoty w jego karierze. Ale MKOl ma swoje protokoły oraz etykiety i medal wręczył właściwy człowiek na właściwym miejscu, czyli działacz koszykarski z Libanu. A potem zagrali „Gwiaździsty sztandar" i Phelps pierwszy raz w Londynie poczuł, że emocje biorą nad nim górę. Bo po przegranym złocie w pierwszej sztafecie 4 x 100 m dowolnym złość na pokonanego na ostatniej zmianie Ryana Lochte szybko mu minęła. Po porażce z le Closem też, choć była pierwszą w tej konkurencji w igrzyskach lub mistrzostwach świata od 11 lat. - W sumie i tak świetnie się bawiłem - mówił Phelps po przegranym finiszu, a na ceremonię medalową po tej konkurencji wyszedł gwiżdżąc pod nosem i wyciągnął nogę na podium, żeby się porozciągać przed sztafetą, zanim jeszcze zaczęli wzywać po medale.
Poker i golf
Wciąż jest w Londynie bez indywidualnego złota, ale może reagować na porażki jak chce, bo niczego nie obiecywał. Przyjechał tutaj na pożegnalne tournee. Nie żeby zbierać złoto, bo wie, że za mało przez ostatnie lata zrobił, by się udało. Tyle było pokera, golfa, imprez i podrywów, że czasami na treningi brakowało czasu. Zresztą dwa razy stawiał po Pekinie sprawę jasno: teraz biorę kilka miesięcy przerwy, żeby poużywać, pozarabiać, dopiero potem wrócę do pływania. I wracał, ale po Londynie już nie planuje, choć ma dopiero 27 lat. Mógłby pewnie z tego pożegnania zrobić większy show, choćby z tego pościgu za rekordem Łatyniny. Ale nigdy nie pozwalał z siebie robić sponsorskiego muppeta i tym razem też nie mówił niczego, w co by nie wierzył. Zresztą w Pekinie, gdy już na niego czekał milion dolarów premii od firmy Speedo za zdobycie ośmiu złotych medali i następne miliony od innych sponsorów, tłumaczył, że pieniądze nigdy go do treningów nie napędzały. - Pływam z miłości. Gdybym chciał zarabiać, wybrałbym inny sport.
W basenie znalazł kiedyś spokój i cel w życiu. - To moja bezpieczna przystań. Ściana z każdej strony, wyznaczone tory, czarny pas na dnie pokazujący kierunek - mówi. Wrzucili go tam jako siedmiolatka, bo jego ADHD terroryzowało otoczenie i trzeba mu było znaleźć jakiś sposób, żeby się wyżył. W domu rodzice bez przerwy się kłócili, w końcu ojciec Fred, policjant, odjechał i nigdy nie wrócił. A na pływalni było cicho i był Bob Bowman, trener, z którym Michael przeszedł przez całą karierę. To Bowman nauczył Phelpsa zasady FILO, czyli „first in, last out" - pierwszy na treningu, ostatni przy wyjściu z basenu. To dzięki Bowmanowi komentatorzy mogli mówić potem o Phelpsie, że od czasu Mojżesza żaden człowiek nie panował nad wodą tak jak on. A rywale, że to zupełnie normalny gość, tylko po prostu z innej planety.
Tułów płaszczki, kostki baletnicy
Czy normalny, to sprawa względna. Nikt, kto wytrzymuje katorgę pływania, i innych sportów też, do końca normalny nie jest. A co dopiero Phelps, który te tortury znosił w świetnej formie dłużej niż jakakolwiek gwiazda pływania przed nim. Ian Thorpe, starszy od niego ledwie o trzy lata, siedzi podczas igrzysk na sofie w studiu BBC, bo już dawno temu ogłosił, że czuje się wypalony. Próbował kilku powrotów, ale żaden nie był udany. Nie tak dawne królowe motylka, Otylia Jędrzejczak i Jessicah Schipper, już zapomniały, jak to jest wygrywać. A Phelps dotrwa do końca kariery na podium. Odejdzie jako rekordzista w liczbie medali wszystkich kolorów, rekordzista w liczbie złotych, najwybitniejszy pływak w historii. Urodzony do pływania, bo jak na swoje 193 cm wzrostu ma nieproporcjonalnie długie ręce, nieproporcjonalnie krótkie nogi, tułów jak płaszczka, a wielkie stopy odchylają mu się w kostkach bardziej niż baletnicom. Właściwie każda część ciała odchyla mu się od normy. Jego serce pompuje 30 litrów krwi na minutę, dwa razy więcej niż u przeciętnego człowieka. A poziom zakwaszenia mięśni spada tak szybko, że już 20 minut po wielkim wysiłku Michael jest gotowy do następnego.
Wielu pływaków próbowało go naśladować i robili krok wstecz, bo nie da się pływać jak Phelps, nie będąc Phelpsem. Jego siłą było zawsze to, że się rywalami przesadnie nie interesował. - On nie jest jednym z tych, którzy cały czas sprawdzają, kto, gdzie i jak popłynął, co nowego wymyślił. Mówimy o jego długich rękach i wielkich stopach, ale najważniejsza jest głowa. On pokonywał rywali spokojem. I miał ten talent, że był tym lepszy, im wyższa była stawka - mówiła o nim „Rz" była holenderska gwiazda kraula Inge de Bruijn.
Można, a nawet trzeba dyskutować, czy największego olimpijczyka w historii wybiera się prostą medalową buchalterią. Czy pływacy nie mają najłatwiej przez taką wielość konkurencji, czy naprawdę to, czego dokonywał Phelps, było lepsze, niż długie panowanie Carla Lewisa w lekkiej atletyce, złoto pięciu igrzysk z rzędu wioślarza Steve'a Redgrave'a, przedwojenne złote medale Paavo Nuurmiego i Jessego Owensa, cztery wielkie igrzyska Łatyniny. Ale w Phelpsie najbardziej ujmujące było to, jak po te medale szedł, że tak łatwo go lubić nawet tym, których pokonuje.