Naszą ostatnią nadzieję bardzo szybko zgasiły Francuzki. Podobno w drużynowej rywalizacji florecistek mieliśmy największe szanse. Ale już w drugim pojedynku Sylwia Gruchała przegrała 0:5 z Ysaorą Thibus i straconego dystansu nie dało się odrobić do końca.
Polki schodziły z planszy załamane. Małgorzata Wojtkowiak i Martyna Synoradzka nie chciały z nikim rozmawiać, Gruchała - jak zawsze - stanęła przed kamerami.
Zginął żar
- Od igrzysk w Pekinie mierzyłyśmy się z Francuzkami dziewięć razy i tylko raz udało nam się je pokonać. Wierzyłyśmy, że uda się i tym razem, ale to jest sport. Rywalki były lepsze, moja przegrana z Thibus była kluczowa mówiła.
- Gruchała na gorąco szukała przyczyn słabego występu wszystkich szermierzy. Tłumaczyła, że w Pekinie było 16 zawodników, a teraz połowa tego. Unikała odpowiedzi na pytania, czy zakończy karierę, ale wcześniej w wywiadach opowiadała, że nie ma już w sobie takiego żaru jak kiedyś.
- Oczywiście cieszę się, że kibice tak we mnie wierzyli, ale ja nie zapowiadałam walki o złoto, nie jestem tu najlepsza. Przygotowałam się tak, jak potrafiłam - tłumaczyła. Gruchała zapowiadała jednak walkę o złoto wielokrotnie. Przypominała, że brakuje go w jej kolekcji. Mówiła o poukładanym życiu osobistym, co daje jej luz niezbędny do sukcesu.