Młody Paweł Fajdek jest w trójce najmocniejszych w tym sezonie, a jego trener Czesław Cybulski zna się na wychowywaniu mistrzów jak mało kto, nawet jeśli gorzej mu potem wychodzi zatrzymywanie ich przy sobie, jak było i z Szymonem Ziółkowskim, i z Anitą Włodarczyk.
Królowa lekkoatletyka zaczyna w Pekinie podróż w nieznane. Dawno już nie miała przed igrzyskami takiego spokoju od dopingowych afer.
Wyłapano wprawdzie w ostatnim czasie sporą grupę, ale niemal same płotki, nie licząc nieuleczalnego oszusta Roberta Fazekasa, dyskobola z Węgier.
Nie wiadomo, czy można w ogóle jeszcze przelicytować to, co się działo w Pekinie i rok później w mistrzostwach świata w Berlinie, gdy Usain Bolt dawał rekordowe spektakle. Jeśli pływanie, gdzie o rekordy świata łatwiej, po kosmicznych igrzyskach 2008 jest teraz może nie przyziemne, ale jednak bardziej ziemskie, to w lekkoatletyce powinno to być jeszcze bardziej widoczne.
Ten czas, ta chwila
Dawny Bolt gdzieś przepadł, obecny jest zagadką. Dał show podczas ceremonii otwarcia, ale trudno było oprzeć się wrażeniu, że zmusza się do uśmiechu. Był atrakcją wioski olimpijskiej przed igrzyskami, ale teraz trudno go w niej spotkać. Zdążył jeszcze w wywiadzie dla „Guardiana" zapowiedzieć, że „To jest ten czas i to jest ta chwila, gdy zostawię w tyle innych sportowców", potem zamilkł.
Żeby zostawić w tyle resztę, nie musi bić rekordu świata, wystarczy, że obroni tytuł na 100 i 200 m, bo to się jeszcze nikomu nie udało. Ale zwłaszcza w niedzielnym wieczornym finale na 100 metrów może mieć ogromne problemy. Rok temu stracił mistrzostwo świata na rzecz Yohana Blake'a przez falstart. Wyjście z bloków to jedyna rzecz, w której Usain jest na bieżni zupełnie zwyczajny. Ale już tej wiosny przegrywał z Blakiem – niskim i muskularnym, ramiona ma niewiele szczuplejsze od ud Bolta – również w normalnych okolicznościach. A jest jeszcze Tyson Gay, jedyny oprócz Bolta, który przebiegł setkę w czasie poniżej 9,7.