Korespondencja z Londynu
W te kilkadziesiąt sekund, od kiedy stadion cichnie przed ich startem, aż do szaleństwa za metą, załatwił kilka porachunków. Z Yohanem Blake'em, który mimo wielkich zapowiedzi nie był w stanie dotrzymać mu kroku. Ze starterem, bo strzelał ten sam człowiek co rok temu podczas mistrzostw świata, gdy Bolt odpadł po falstarcie. Z Carlem Lewisem, bo Bolt jest pierwszym, który obronił olimpijskie złoto na 100 m na bieżni, a nie jak Lewis, po dyskwalifikacji Bena Johnsona. Z tymi wszystkimi ekspertami, którzy mu powtarzali przez ostatnie dni, że nie ma szans na złoto, a może i na srebro.Tylko rekord świata się ostał, ale 9,63 to drugi wynik w historii, o sześć setnych sekundy lepszy od tego z pekińskiego finału. O pięć słabszy od rekordu.
Simon Barnes, publicysta „Timesa", najważniejszą regułę sprintu wyłożył kiedyś, cytując powiedzenie z wyścigów: „Tanie konie wiedzą, że są tanie". Bolt wygrał ten bieg, zanim jeszcze stanął na starcie. Już od półfinału, w którym się przespacerował do zwycięstwa, było jasne, że wyolbrzymialiśmy jego problemy. I rywale też to wiedzieli. Stanęło w blokach pięciu najszybszych ludzi z tabeli wszech czasów, ale Bolt przybiegł na metę z przewagą niepozostawiającą żadnych wątpliwości. O drugie miejsce walczyli Blake z Justinem Gatlinem. Wygrał Jamajczyk. Mówiąc inaczej, biegacz z drobną dopingową wpadką wygrał z biegaczem po dwóch wpadkach i czteroletniej dyskwalifikacji. Tym bardziej szkoda Tysona Gaya, który znów przegrał z nerwami. Podium uciekło mu o jedną setną sekundy, a w drodze do szatni płakał tak, że od patrzenia wszystko bolało.
Były amerykańskie łzy, ale było i szczęście: Sanya Richards wreszcie dogoniła złoto na 400 m. W tej samej konkurencji wśród mężczyzn finał dopiero dziś wieczorem, ale najważniejszy moment już za nami: przebiegł na protezach Oscar Pistorius. Eliminacje przebrnął bez problemu (odpadł w nich z powodu kontuzji obrońca tytułu LaShawn Merritt), choć mało się nie rozpłakał na starcie, w półfinale przybiegł ostatni, a zwycięzca Kirani James podszedł do niego i poprosił, by się wymienili numerami startowymi. Pistorius pobiegnie jeszcze w sztafecie. A za dwa tygodnie będzie w Warszawie na memoriale Kamili Skolimowskiej.