Kołdra na wietrze

Jelena Isinbajewa bez złota w tyczce, Anna Rogowska bez choćby jednej udanej próby. Dziś o medal walczy Piotr Małachowski

Aktualizacja: 07.08.2012 02:32 Publikacja: 07.08.2012 02:30

Kołdra na wietrze

Foto: ROL

Po takim konkursie właściwie należałoby świętować głównie to, że nikomu nic się nie stało, a złoto dać każdej z tych trzech, które najdłużej wytrzymały torturowanie wiatrem, zimnem i przerwami na inne konkurencje. Przez ponad 2,5 godziny tyczkarki dobrnęły ledwie do 4,80 m, walka o medale rozstrzygnęła się pięć centymetrów niżej, a nieudanych albo niedokończonych podejść było tyle, że można by obdzielić kilka konkursów. Ale tylko Anna Rogowska nie przeskoczyła żadnej wysokości.

– Cztery lata pracowałam z myślą o tym dniu, ale nie poradziłam sobie w takich warunkach. Obiecywali, że stadion zaprojektują tak, by wiatr nie przeszkadzał. No to obiecali. Najbardziej mi to przypominało zawody w Paryżu w 2009, kiedy Swietłana Fieofanowa złamała rękę przy upadku – mówiła Rogowska, która trzy razy strąciła poprzeczkę przy 4,45. Konkurs dłużył się strasznie. Gdy tylko nabierał rozpędu, kazano zawodniczkom się ubierać, oddając scenę innym.

Felix Sanchez z Dominikany po ośmiu latach został ponownie mistrzem olimpijskim na 400 m przez płotki, całował wyciągnięte zza pazuchy zdjęcie babci, zalewał się łzami na podium. Kirani James z Grenady w pięknym stylu biegł po złoto na 400 m.

A one ciągle walczyły. Za granicą 4,70 zostały we trzy: Jelena Isinbajewa, która tym razem swój wigwam przy skoczni robiła z kołdry, pod jaką śpią olimpijczycy w wiosce, Amerykanka Jennifer Suhr, dawniej znana jako Stuczynski, i Kubanka Yarisley Silva, której w gronie kandydatek do medalu przed konkursem nie widziano.

Isinbajewa, mistrzyni z Aten i Pekinu, konkurs zaczęła od zrzutki przy 4,55, potem jakoś zapanowała nad nerwami, ale tylko na dwie próby, ostatnia udana była na 4,70. Potem USA i Kuba rozstrzygały sprawę między sobą, a Rosja nieoczekiwanie postanowiła się nie mieszać. Wygrała Suhr.

Dziś od 20.45 Piotr Małachowski, wicemistrz z Pekinu, walczy w finale rzutu dyskiem. W kwalifikacjach miał siódmy wynik, 64,55. Najdalej rzucił broniący tytułu Estończyk Gerd Kanter, 66,39.

–  Słabo, myślałem, że 65 m przekroczę bez problemu. Ale tu chodziło tylko o awans. Trochę się spiąłem. Mam nadzieję, że w finale będzie dużo lepiej. Oglądałem złoty medal Tomka Majewskiego. Nie przymierzałem, żeby nie zapeszyć. Ale chyba by mi pasował – mówi Małachowski.

Między rzutami dyskoboli będą dziś półfinały biegu na 800 m, od godz. 20.55, z Adamem Kszczotem i Marcinem Lewandowskim. W eliminacjach było nerwowo, a nawet blisko łez, bo Lewandowski był przekonany, że odpadł. Przepraszał za metą, tłumaczył, że zupełnie nie rozumie, dlaczego nagle odcięło mu prąd, bo uważał, że jest świetnie przygotowany. Ostatecznie awansował, bo uwzględniono polski protest: Mohammed Al.-Azemi z Kuwejtu w pewnym momencie zaczepił Polaka. Adam Kszczot dostał się do półfinału bez protestów, ale też było gorąco, bo na finiszowych metrach osłabł i rozglądając się na boki, ledwo upilnował miejsca dającego awans.

– Tylko cztery pytania. Nieważne od kogo, po czterech odchodzę – zapowiedział Kszczot. Zaczynamy się bać. Mamy nadzieję, że rywale też.

—Paweł Wilkowicz z Londynu

Po takim konkursie właściwie należałoby świętować głównie to, że nikomu nic się nie stało, a złoto dać każdej z tych trzech, które najdłużej wytrzymały torturowanie wiatrem, zimnem i przerwami na inne konkurencje. Przez ponad 2,5 godziny tyczkarki dobrnęły ledwie do 4,80 m, walka o medale rozstrzygnęła się pięć centymetrów niżej, a nieudanych albo niedokończonych podejść było tyle, że można by obdzielić kilka konkursów. Ale tylko Anna Rogowska nie przeskoczyła żadnej wysokości.

Pozostało 83% artykułu
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
Cykl Partnerski
Przejście do nowej energetyki musi być bezpieczne
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Sport
Jagiellonii i Legii sen o Wrocławiu
Sport
Tadej Pogacar silny jak nigdy