Była pani w formie na złoty medal?
Anita Włodarczyk:
Tak, chwilę przed dekoracją rozmawiałam z trenerem Tatiany Łysenko, który powiedział mi, że w spalonym rzucie byłam lepsza od jego zawodniczki. Moim zdaniem było powyżej 78 metrów, ale niestety wyszło poza promień. Zbyt obszernie zakręciłam, dobrze technicznie, ale byłam trochę przesunięta i młot mi uciekł. Nie zdążyłam dostawić prawej nogi. Ale pozbierałam się i w dwóch ostatnich próbach trafiałam już tam, gdzie trzeba. Kiedy rano się obudziłam, nie mogłam doczekać się konkursu. Nie znałam takiego uczucia, teraz już wiem, że to zawsze będzie dobry znak. Chciałam wyjść z pokoju, nie siedzieć sama z myślami. Spotkałam się z rodzicami i bratem, byłam bardzo spokojna. Emocje puściły dopiero po konkursie.