Rok temu Adam Lyczmański wypaczył wynik meczu Wisła – Jagiellonia. Uznał nieprawidłowo strzelonego gola dla Wisły i nie podyktował karnego dla Jagiellonii.
Rozmawiałem z nim po meczu w Szczecinie. Jest przybity, może w jego przypadku problemem nie jest brak umiejętności, tylko mentalność. Sędzia myśli: znowu Wisła, co teraz może mi się przytrafić. Lyczmański solidnie przygotowywał się do sezonu, zrzucił 10 kg wagi, wydawało się, że kłopoty ma za sobą.
Rozumiem, ale on wypaczył wynik i jeszcze weźmie za to 3,6 tys. zł. Chodzi zresztą nie tylko o Lyczmańskiego. Robert Małek popełnia błędy seriami.
Prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiem jego pomyłki. W meczu na Konwiktorskiej Robert Małek stał blisko miejsca, w którym zawodnik Jagiellonii odbił piłkę ręką w polu karnym. Także bramka strzelona przez Daniela Gołębiewskiego była prawidłowa. Oczywiście nie posądzam go o złą wolę, ale mecz mu się nie udał.
Małek, z zawodu policjant, opuszczał boisko pod ochroną. Ten sędzia ma 41 lat i mógłby prowadzić mecze jeszcze przez cztery lata. Jeszcze sporo błędnych decyzji przed nim.
Nigdzie nie jest powiedziane, że sędzią trzeba być do 45. roku życia. Można przestać sędziować wcześniej, jeśli widać, że arbiter straci cechy, które dały mu miejsce w elicie. Nazwisko nie ma żadnego znaczenia. Nawet najbardziej znane nie chroni przed degradacją. Liczą się umiejętności. Jeśli chodzi o sędziów asystentów, to trzy nieudane mecze mogą spowodować wysłanie na urlop.