Mam w sobie spokój

Justyna Kowalczyk o trudnym powrocie do treningów i o planach, które są po to, by je zmieniać

Publikacja: 30.09.2012 15:00

Mam w sobie spokój

Foto: ROL

Rz: Nadchodzi nielubiany przez panią październik. Jak go pani niedawno opisała w blogu: harówa, szopka i rozmowy o tyłkach. Brzmi intrygująco.

Justyna Kowalczyk:

Każdego roku to przerabiamy. Sezon jest już blisko, zjeżdżamy się na treningi na lodowcach, w te same miejsca, spotykamy po długiej przerwie i taksujemy. Kto się rozrósł, kto wyszczuplał. Na razie widziałam tylko na zdjęciach. W Nowej Zelandii, gdzie trenowałam na śniegu, nie było, że tak to ujmę, tych tyłków, które mnie najbardziej interesują.

Po wiosennym zabiegu kolana miała pani okazję posmakować spokojniejszego życia. Trudniej się po tym wraca do treningów?

Łatwiej na pewno nie. Wróciłam, to najważniejsze. Wiosna była bardzo trudna. Nie tylko fizycznie. Psychicznie też. Ale się pozbierałam. Wszystko jest na dobrej drodze. Może rzeczywiście łatwiej się pracuje, gdy się wie, ile było do stracenia.

Trener Aleksander Wierietielny zapowiedział, że po sezonie igrzysk w Soczi kończy pracę. A że pani sobie nie wyobraża biegania bez niego...

Nie sądzę, że Soczi będzie dla kogokolwiek z naszej dwójki metą. Choć i takie opcje są brane pod uwagę. Ale jest jeszcze za dużo czasu, żeby wiedzieć coś na pewno. Zostało półtora roku.

Niecałe 500 dni. Zegar w Soczi już odlicza.

I trener, i ja wiemy, że wszystko jest możliwe. Soczi to może być koniec zawodowstwa dla nas obojga. Może być też tak, że jedno z nas odejdzie. Albo i tak, że obydwoje zostaniemy.

Podczas długiej bezczynności po zabiegu ułożyła pani jakiś nowy plan dla siebie?

Plany są po to, żeby je zmieniać. Tego mnie nauczyło moje życie na walizkach i w szalonym tempie. Pędzisz i patrzysz, jak się różne furtki otwierają i zamykają. Niektóre już na zawsze.

Ale wydaje się pani ostatnio spokojniejsza niż kiedyś. Przyszedł taki moment, że lepszym paliwem dla sukcesów stało się nie ciągłe nakręcanie emocji, nerwy, tylko właśnie spokój?

Tak mi się wydaje. Zresztą, to był taki rok, że inaczej niż w pewnym wewnętrznym wyciszeniu przetrwać się go nie dało.

To musiało być skuteczne wyciszenie, skoro pani, dotąd uciekająca od tłumu, podczas letnich przygotowań biegała po Tatrach w szpalerze kibiców i z uśmiechem.

Jakie to było piękne.

Jeszcze niedawno wydawało się nieprawdopodobne.

A jednak. Ludzie się zachowywali wspaniale. W ogóle nie przeszkadzali. Klaskali, dopingowali. Rewelacja. Gdyby była tu naprawdę profesjonalna trasa rolkowa, trenowałabym w Zakopanem jeszcze dłużej. Zawsze mówiłam, że moim najpiękniejszym miesiącem w roku jest kwiecień, bo nic wtedy nie muszę. Ale tegoroczny wrzesień w Polsce, nawet z harówką, był rewelacyjny.

To właśnie biegając po Tatrach, przeciążyła pani rok temu kolano. Nie było strachu przed powrotem?

Nie, bo wróciłam po zabiegu w pełni sprawna. Świetną robotę wykonał doktor Robert Śmigielski, potem jego ludzie z Carolina Medical Center. Oni się przy tym kolanie cały czas pocą, starają. Bez nich bym tak szybko z tego nie wyszła. Naprawiałam nie tylko kolano, ale i bark. I ciągle wymagam serwisowania, bo wszystkie kataklizmy na mnie spadają. Kciuk złamałam, w przedramieniu chrobocze. Zaczęłam się trochę sypać. Ale badania wydolnościowe pokazują, że jest dobrze. Pracować mi się ciągle chce.

Co było nowego w tegorocznych przygotowaniach?

Dłużej byliśmy na śniegu w Nowej Zelandii. Miesiąc, ale przedzielony startami, więc szybko minął. Nowe było też to, że byłam tym razem w Nowej Zelandii z Maćkiem Kreczmerem, który jest już na stałe w moim sztabie jako sparingpartner. Mogłam się z nim pościgać, podpatrzeć, jak sobie radzi ktoś silniejszy ode mnie. To mi bardzo pomaga.

Rywalki jeszcze nie chcą go podkupić?

One Maćka chyba jeszcze nie doceniają. Na razie.

Podoba się pani kalendarz na najbliższy sezon? Wracacie do dalekich podróży. Ostatnio Puchar Świata nie opuszczał Europy, teraz wraca do Kanady.

Akurat do Canmore bardzo lubię podróżować. Mają świetne trasy. Jedziemy tam na dość długo, rezygnujemy z pierwszej części kanadyjskich zawodów, czyli wyjazdu do Quebecu. Będziemy wtedy trenować w Canmore. Szkoda, że nie będzie już w tym sezonie mojej Otepaeae, ale jest sporo rzeczy, które mi się podobają. To, że w La Clusaz będzie tym razem 10 km klasykiem, w Davos sprint klasykiem, że będzie Kanada.

I bardzo mało jest ulicznych sprintów, nie będzie czego omijać. Wypadł Duesseldorf, Mediolan.

Jest sprint w Quebecu, właśnie ten, z którego rezygnujemy.

A zmiany w Tour de Ski? Wyścig będzie o jeden etap i dzień krótszy niż ostatni, poza tym pierwszy raz pobiegniecie przez szwajcarskie Muenstertal, czyli rodzinne strony Dario Colognii, zwycięzcy ostatniego TdS i Pucharu Świata.

Jeśli chodzi o Tour, to im krócej, tym gorzej. Żeby się kiedyś nie skończyło tak, że zostaną trzy etapy, a nadal będą to nazywali Tour de Ski. Ten wyścig ma taką aurę właśnie dlatego, że jest morderczy.

Cologna ma swoje Muenstertal, a pani nie będzie miała w tym sezonie Jakuszyc.

Mam nadzieję, że za rok wrócą. Tak przynajmniej wszyscy mówią. Było jasne od dawna, że na najbliższy sezon polskie zawody muszą wypaść, bo jest zbyt tłoczno w kalendarzu. Choć gdyby to ode mnie zależało, to skreśliłabym np. Falun.

Jeśli rzeczywiście ma pani zamiar zrobić sobie przerwę w bieganiu po Soczi, to ominie pani mistrzostwa świata właśnie w Falun, w 2015.

Kto to dziś przewidzi. W Falun ma być 30 km stylem klasycznym. Moja konkurencja. Kusi... A plany, jak już powiedziałam, są, by je zmieniać.

Najważniejsze są jednak teraz przyszłoroczne MŚ w Val di Fiemme. A co poza nimi? Kolejne zwycięstwo w Tour de Ski? Odzyskanie Kryształowej Kuli?

Jeśli chodzi o kulę, to muszę się najpierw przekonać, jak się będzie układał sezon. Żadne deklaracje nie mają sensu, póki nie zobaczę, co potrafię stylem łyżwowym po zabiegu. Wiadomo, że nastawiamy się teraz głównie na klasyk i w nim powinno być nieźle. Co z łyżwą, to wyjdzie w praniu. I dopiero w środku zimy zadeklaruję, czy jest o co walczyć. Dwa najważniejsze biegi sezonu to 30 km i sprint klasykiem w mistrzostwach świata. Tour de Ski? To zawsze fajny wyścig, jeśli trafię z formą, grzechem by było tego nie wykorzystać.

Będzie jeszcze bardzo ważna próba przedolimpijska w Soczi. Mówi pani o tym miejscu z sentymentem, ale przecież o tamtejszych trasach jeszcze niewiele pani wie.

Nie mamy zielonego pojęcia, jak tam jest. Znam przygotowywane na igrzyska trasy tylko z opowieści. Brzmią miło dla moich uszu i mam nadzieję, że się w tym sezonie potwierdzą. Z sentymentem czy bez, trzeba się będzie po prostu do igrzysk solidnie przygotować. A żeby to zrobić, muszę tych tras dotknąć, sama wszystko posprawdzać. Już się nie mogę doczekać. A im większe baty tam zbiorę w najbliższym sezonie, tym bardziej zmobilizowana będę na igrzyskach.

Oprócz Marit Bjoergen i Therese Johaug pojawi się jakaś poważna rywalka?

Od Charlotte Kalli już należałoby tego wymagać, ale na pewno będzie dużo czajenia się przed mistrzostwami świata. Myślę, że Kikkan Randall może pójść naprawdę mocno. Powinna być dużo lepsza w długich biegach, ale zobaczymy, czy na tyle dobra, żeby je kończyć na podium.

Polska kadra kobiet ma nowego trenera, Ivana Hudaca, który prowadził do sukcesów Petrę Majdić. Wreszcie będzie o co walczyć w sztafecie?

Mam nadzieję, że to się poukłada na tyle dobrze, by walczyć o piąte, w porywach czwarte miejsce. Tylko na razie jakoś sypnęło u dziewczyn kontuzjami.

Po igrzyskach w Londynie każdy ma swój pomysł, jak zmieniać polski sport. Pani też?

Zaczęłabym od zawodników i trenerów. Może to nie zabrzmi fajnie, ale ani nie jesteśmy krajem wyjątkowo bogatym, ani sport nie może mieć w budżecie pierwszeństwa przed wieloma potrzebami. Dlatego trzeba się skupić na tym, co każdy daje z siebie na co dzień. Nie ma cudów. Jak się zaciśnie zęby, na wiele lat, to wyniki muszą przyjść.

Czyli głównym problemem jest jednak mentalność?

Nie ma co uogólniać, ale bywa niestety tak, że postawę roszczeniową nasi sportowcy przyjmują za wcześnie. Pokaż, a dopiero potem wymagaj. Tak jak to kiedyś robili Robert Sycz i Tomasz Kucharski, jak w Londynie zrobiły Julia Michalska i Magdalena Fularczyk.

Sezon już za niecałe dwa miesiące. Tęskni pani?

Troszeczkę. Trzeba tylko przetrwać październik.

To jak to jest z tym porównywaniem pup? Jest jakaś reguła?

Kto jest w październiku wychudzony i biega znakomicie, ten wystrzeli na początku sezonu, a potem go zobaczymy może dopiero w marcu. Tak wynika z naszych doświadczeń. Wolę rozpędzać się z umiarem i być mocna wtedy, kiedy to się najbardziej liczy.

Opinia dla „Rz"

Aleksander Wierietielny, trener Justyny Kowalczyk

Myślę o tym, żeby zakończyć pracę po sezonie igrzysk w Soczi, bo Justyna na pewno zrobi sobie po nim przerwę. A jak ona przerwie, to ja już chyba nie wrócę. Nie to, że mi się nie chce. Po prostu czuję, że to już będzie ponad moje siły. Presja sukcesów wyniszcza. A ja muszę karmić zawodniczkę swoją energią. Jak trener flaczeje, to ona razem z nim. Poza tym Justyna w tym roku po zabiegu kolana leżała 15 dni i już mówiła, że trudno wrócić.

To ja nie wierzę, że wróci po roku przerwy. Przeniosłem się z Wałbrzycha do Poronina, dom pięknie wykończony, będzie się przy czym krzątać. To tyle planów, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na razie pracujemy pełną parą, motywacji nam nigdy nie brakowało. Letnie zgrupowania się udały, jesteśmy właśnie po badaniach.  5 października jedziemy na lodowiec w Austrii, tam już Justyna i Maciej Kreczmer muszą ćwiczyć mniej intensywnie, bo nie wytrzymają do końca sezonu, padną w połowie. Przed nami jeszcze zgrupowanie w Muonio w Finlandii i 24 listopada w Gaellivare zaczynamy sezon.

—piw

Sport
Wielki sport w 2025 roku. Co dalej z WADA i systemem antydopingowym?
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Sport
Najważniejsze sportowe imprezy 2025 roku. Bez igrzysk też będzie ciekawie
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Kogo jeszcze kupi Arabia Saudyjska?
Sport
Sportowcy kontra Andrzej Duda. Prezydent wywołał burzę i podzielił środowisko
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay