Dziś mija 100. rocznica urodzin Jadwigi Jędrzejowskiej. Fragment tekstu z archiwum "Rzeczpospolitej"
Podczas bankietu z okazji 40-lecia jednego z poznańskich klubów zaproszono ją do prezydium, by przemówiła. Wzięła wtedy kieliszek i podniosła do góry: "No to... wypijmy". Lubiła także dobrze zjeść, gustowała zwłaszcza w ciastkach. W swojej książce wspomina, że w trakcie kariery ważyła koło 75 kg.
Szalała zwłaszcza u szczytu sławy. W Budapeszcie potrafiła zdjąć buty i grać boso na mokrym korcie, jednak zawsze zakładała konwencjonalną plisowaną spódnicę w kremowym odcieniu. Była tak popularna, że w 1937 r. uchwała związku lawn-tennisowego przyznała jej tytuł, choć nie startowała w mistrzostwach Polski z powodu złamanego palca. Dostała też Nagrodę Państwową na wniosek... Polskiego Związku Lekkoatletyki. Występowała w reklamach: z plakatów zachęcała do używania mydła Palmolive, które sprawdza się na korcie pełnym słońca.
W międzywojennych gazetach wprost pisano, że jest za gruba. Krytykowano też marną taktykę, rzadziej mocny forehand. Sukcesy przyszły, gdy Jędrzejowska zaczęła pracować z angielskimi trenerami. W 1937 r. dwa razy pokonała na trawie mistrzynię z US Open Alicję Marble, by trzeci raz zwyciężyć ją w półfinale Wimbledonu. W finale z Angielką Dorotą Round źle rozłożyła siły i w trzecim secie przegrała 5:7. Była w tym roku piąta na świecie - tak wynikało z rozlicznych rankingów układanych przez dziennikarzy i działaczy, bo nie było wtedy jednego oficjalnego. Jędrzejowska dostała zaproszenie do Ameryki: popłynęła promem "Queen Mary" i zdobyła wicemistrzostwo US Open. Potem grała też w finale French Open. Karykaturzyści w angielskich gazetach żartowali, że sędziowie przed jej meczami wysyłani są na specjalne kursy, by nie złamali języka przy wymowie nazwiska Jędrzejowskiej, tak skomplikowanego jak miejscowość Llangammarchgoggllugahh w północnej Walii.