Jego prywatny odrzutowiec wylądował w Paryżu o 11 rano. Stamtąd Beckham pojechał do szpitala na badania, które były tylko formalnością. Po południu pojawił się na konferencji, by powiedzieć: – Tak, to jeszcze nie koniec mojej przygody. Chciałem grać w piłkę, interesowały mnie tylko wielkie kluby, marzyłem o Lidze Mistrzów.
Ma 37 lat i ciągle marzy. Przez ostatni tydzień trenował z Arsenalem i Arsene Wenger określał go jako superambitnego. Szejkowie z Paryża, którzy przez ostatnie dwa lata zainwestowali w futbol najwięcej ze wszystkich klubów w Europie – ponad 200 milionów euro – chcieli go w swoim zespole już rok temu. Wtedy odmówił, bo był jeszcze związany z Los Angeles Galaxy.
Beckham jest niezniszczalny. Jako kapitan reprezentacji Anglii w 2003 roku trafił z Manchesteru United do Realu Madryt i już tam niektórzy próbowali mu wmówić, że jego czas się skończył. To samo słyszał, kiedy po czterech latach wylatywał do amerykańskiej Major League Soccer. Wiadomo było, że jedzie do Ameryki po coś więcej, niż grać w piłkę. Jechał z misją, soccer dzięki niemu miał rosnąć w siłę, a liga żyć dostatnio.
Na boisku nie zawsze zachwycał, ale jest piłkarzem-instytucją. Stworzył piłkarską markę kojarzoną z luksusem. Ma swoją firmę odzieżową, perfumy, razem z żoną Victorią, czyli Posh z zespołu Spice Girls, stali się najbardziej rozpoznawalną parą show-biznesu.
Kiedy MLS miała przerwę, Beckham wracał do wielkiej piłki. Amerykański klub dwa razy godził się na wypożyczenie piłkarza do Milanu. To właśnie w Mediolanie trafił na Carlo Ancelottiego i Leonardo, którzy teraz namawiali go na grę w Paryżu.