Rajdy to nie gra w szachy

Polski kierowca Robert Kubica mówi o rehabilitacji po wypadku i swoich rajdowych planach na najbliższy sezon

Publikacja: 15.03.2013 01:16

Czy przejście do rajdów oznacza koniec marzeń o powrocie do Formuły 1?

Robert Kubica:

Oddałbym wszystko, żeby wrócić na tor wyścigowy w samochodzie jednomiejscowym i to w jak najwyższej kategorii. Sądzę jednak, że dzisiaj nie ma miejsca na rozmowę o F1. Po niektórych torach, jak na przykład w Barcelonie, mógłbym jeździć chociażby jutro. Jednak jazda np. w Monte Carlo, to na chwilę obecną byłoby niewykonalne. Ten sezon spędzę przede wszystkim w rajdach, ale nie jest tak, że wyścigi poszły w odstawkę. Bardzo możliwe, że będę często gościł na torze, testując. To również ważny czynnik mojej rehabilitacji. Zapowiadałem, że będę się starał startować w mistrzostwach jak najwyższej rangi – i chyba dotrzymałem słowa. Porównując z rajdowymi mistrzostwami świata, tylko Formuła 1 jest wyżej.

Wypadek, który zmienił pana karierę i życie – to był tylko pech? Niektórzy twierdzą, że kusił pan los startami w rajdach, zamiast skupiać się na Formule 1...

Trudno nazwać kuszeniem losu robienie czegoś, co tak naprawdę pomagało mi być lepszym kierowcą w Formule 1. Rajdy nie były tylko pasją, w 2010 roku zauważyłem pewną poprawę na torze. Nie chodzi o jazdę, ale ocenianie niektórych sytuacji. Nie próbuję się tłumaczyć, dlaczego jeździłem w rajdach, ponieważ nikomu nie muszę się tłumaczyć z moich decyzji. Oczywiście w najgorszych scenariuszach nie myślałem, że tak to się skończy. Jak się jedzie, to się o tym nie myśli. Z drugiej strony ryzyko jest, zresztą tak jak wszędzie. Tyle że w rajdach jest większe niż na torze, większe niż np. przy grze w szachy. Przy samym wypadku doszło do zbiegu różnych rzeczy, które mi na pewno nie pomogły. Oczywiście był to mój błąd, który źle się skończył. Gdyby ta bariera była w jednej całości, to prawdopodobnie nas by tu nie było – nie w sensie, że bym nie żył, tylko byłbym w Australii na Grand Prix F1. Nie ma jednak co gdybać, trzeba iść do przodu.

Dwukrotny mistrz świata F1 Mika Hakkinen przechodził kiedyś długą rehabilitację po wypadku na torze i wspominał potem, że był to czas, kiedy ze względu na ból i dolegliwości ostatnią rzeczą, o jakiej myślał, był powrót za kierownicę. Pan też miał takie myśli?

Była przede wszystkim walka o zdrowie, bez tego nic nie dałoby się zrobić. Na początku miałem dużo większe ograniczenia nie tylko jeśli chodzi o jazdę, ale nawet o poruszanie o własnych siłach, bez pomocy. Musiałem pracować nad wszystkim, wykonać wiele małych kroczków i w którymś momencie nadszedł czas na jazdę. Jeździłem dosyć często, biorąc pod uwagę dużą liczbę operacji, które nie pozwalały mi na konsekwentny program za kierownicą. Te operacje były dłuższe i było ich więcej, niż zakładano, niestety często nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Ale to już przeszłość, chociaż tak naprawdę ona się za mną ciągnie i jeszcze przez długi czas będę sobie stawiał nowe cele, jeśli chodzi o rehabilitację, o poprawę formy.

Czy w ramach tej rehabilitacji planowane są kolejne operacje?

Nie wiadomo. Na razie robimy przerwę. Nie wykluczam, że kiedyś wrócę na stół operacyjny, ponieważ bez dalszych zabiegów pewne rzeczy się nie rozwiążą, ale jest też ryzyko, że mimo zabiegów poprawy też nie będzie. To jest trudny orzech do zgryzienia. Zdecydowałem się na starty w rajdach, ponieważ chcę mieć jeden sezon na rozruszanie, bez presji, dla frajdy. Oczywiście to nie będzie tak, że pojadę do Portugalii pozwiedzać okolicę i popatrzeć na krajobrazy w czasie pokonywania odcinków specjalnych. Jako sportowiec będę się do jazdy przykładał w stu procentach i na maksimum swoich możliwości.

Czy ma pan wrażenie, że  wypadek, przejścia z nim związane, przerwa w startach – zmieniły pana jako kierowcę?

Przyznam szczerze, że wydarzyły się pewne rzeczy, które są trudne do wytłumaczenia. Podczas testów po wypadku czy jazd w symulatorach pojawiały się dziwne, niespodziewane wyniki. W pewnej chwili pomyślałem, że jestem teraz lepszym kierowcą, choć oczywiście tak naprawdę nie mogę być lepszy, bo przez cały ten czas niczego się nie nauczyłem. Za to jestem może bardziej głodny rewanżu, głodny satysfakcji z jazdy i robię wszystko, żeby do tego dążyć. To nie jest tak, że jak jeździłem dawniej, to mnie nic nie obchodziło, ale im dłużej jest się poza środowiskiem, w którym się żyło, tym przyjemniejszy jest powrót do niego.

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, a trawa u sąsiada jest bardziej zielona?

Tak. Pamiętam, jak mniej więcej 12 miesięcy po wypadku, może trochę wcześniej, jeździłem po torze wyścigowym moją prywatną rajdówką Renault Clio. Wsiadłem do tego auta ze wszystkimi ograniczeniami, które wówczas miałem, a były dużo większe niż teraz. Już na drugim okrążeniu wydawało mi się, jeśli chodzi o moją jazdę, tak naprawdę nic się nie stało. To było bardzo miłe i pozytywne, ale niestety trochę złudne, bo ograniczenia są. Cały czas jestem mam ochotę na jazdę, okres przestoju jeszcze to pogłębił. Ten sezon jest ogromnym wyzwaniem i mam nadzieję, że pod jego koniec będę mógł pozytywnie ocenić swoją pracę. Nie mówię tutaj o rezultatach, ale o tym, jakie będziemy mieli odczucia w aucie, jak nam się będzie jeździło i to będzie bardzo ważne, także jeśli chodzi o moją rehabilitację. Mam nadzieję, że te starty ją przyspieszą.

Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?