Reklama
Rozwiń

Kody doktora Fuentesa

„Operacja Puerto” zbliża się do finału – 2 kwietnia sąd w Madrycie ma wydać wyrok w sprawie dr Eufemiano Fuentesa i innych osób zaangażowanych w największy europejski skandal dopingowy ostatnich lat

Publikacja: 25.03.2013 13:20

W maju 2006 roku wydawało się, że szokujące odkrycia po nalocie hiszpańskiej policji na madryckie laboratorium i domy Fuentesa oraz pozostałej czwórki założycieli dopingowej siatki z hukiem przerwą kariery nawet setek sportowców, zwłaszcza kolarzy, lekkoatletów i piłkarzy, nie tylko z Hiszpanii. Doping krwi, nielegalne transfuzje, planowe nielegalne wzmacnianie całych klubów i ekip wydawało się niemal oczywiste i proste do udowodnienia.

Po niespełna siedmiu latach takiej pewności już nie ma, choć kilku znanych kolarzy (Tyler Hamilton, Ivan Basso, Michele Scarponi, Jörg Jaksche) w końcu przyznało się do korzystania z usług dr Fuentesa i w kilku przypadkach dało się bezspornie udowodnić doping sportowca (m. in. Jana Ullricha).

Prokuratorzy hiszpańscy znaleźli tysiące dawek sterydów, setki paczek z zamrożoną krwią, urządzenia do oddzielania składników krwi oraz do transfuzji, nawet dość długie listy kolarzy, którzy mieli korzystać z nielegalnych metod wzbogacania krwi, ale większość spraw rozpatrywanych przez hiszpańską federację kolarską i sądy została umorzona z braku znamion przestępstwa lub braku wystarczających dowodów.

Ofiarami „Operacji Puerto" zostali dyrektorzy kilku grup kolarskich, paru sponsorów wycofało wsparcie, względnie niewielu kolarzy straciło pracę, a ci, którzy skończyli kariery, nie mieli przymusu oddawania nagród, ani nie ponieśli innych kar. Jak na skalę zaangażowania policji i służb antydopingowych, efekt jest słaby. Także dr Fuentes, choć poważnie obciążony, nie musi się bać bardzo srogiego wyroku, gdyż jedynym oficjalnym zarzutem jest stworzenie zagrożenia dla zdrowia publicznego (górna granica: dwa i pół roku więzienia bez zawieszenia), a nie łamanie prawa antydopingowego – w 2006 roku, w chwili przeprowadzania „Operación Puerto" takie prawo w Hiszpanii nie obowiązywało.

Prokurator Rosa Calero żąda dla Fuentesa dwóch lat pozbawienia wolności, ale niewielu wierzy, że doktor, wciąż pracujący w zawodzie (obecnie w klinice w Las Palmas), w ogóle pójdzie za kratki.

Strategia obrony Eufemiano Fuentesa jest dość czytelna: stwarzać wrażenie skruszonego i obiecywać daleko idącą współpracę w dziedzinie wyjaśnienia mechanizmu dopingowego. A także odwracać uwagę od meritum sprawy. Ma w ręku mocny argument – 216 pojemników z krwią odkrytych w chłodziarkach swego laboratorium. Większość nazw próbek jest zakodowana, a klucz do ich odkrycia ma tylko Fuentes. Przewodnicząca składu sędziowskiego pani Julia Santamaria uznała, że w procesie nie ma potrzeby odkrywania, czyją krew znaleziono w lodówkach.

Sąd uznał również, że nie odda znaleziska Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), choć agencja chciałaby bardzo dostać pojemniki i na podstawie analiz DNA ustalić do kogo należą.

Proces wszedł w końcową fazę w styczniu tego roku. Fuentes zasugerował niedawno, że może ujawnić WADA tożsamość swych klientów, ale pewności, że to zrobi nie ma. – Jeśli działacze agencji uznają, że to coś im da i poproszą mnie o nazwiska, to rozważę taką możliwość – mówił dziennikarzom. Te słowa odczytano jako oczywistą ofertę ugody, ale pod warunkiem znacznego złagodzenia kary, choć sam oskarżony formalnie temu zaprzecza i woli mówić o „współpracy z organami antydopingowymi dla osiągnięcia obopólnych korzyści".

Ujawnienie nazwisk kolejnych klientów dr Fuentesa jest więc od miesięcy znacznie bardziej ciekawe, niż sam wyrok, bo być może to będzie dopiero dopingowa bomba, znacznie silniejsza niż to, co znaleziono w kolarstwie.

Na razie jednak są tylko podejrzenia, że oprócz kolarzy sprawa dotyczy znanych tenisistów (niedawno takie sugestie ze złością odrzucał Rafael Nadal), lekkoatletów i piłkarzy. Połączenie z „listą Fuentesa" wywołało kilka dni temu burzę medialną w Realu Madryt, gdy oskarżony doktor wspomniał niby mimochodem, że działacze Realu są mu winni jakieś pieniądze. Rumor był ogromny do chwili, gdy wyjaśniono, że wielki klub jest winien lekarzowi drobną kwotę zwrotu kosztów pojawienia się w Madrycie w 2007 lub 2008 roku na procesie jako świadek, w sprawie wytoczonej przez Real francuskiemu dziennikowi „Le Monde". Francuzi sugerowali, że Real korzystał z pomocy Fuentesa, sprawę ostatecznie przegrali.

Eufemiano Fuentes wydał w miniony weekend oświadczenie, że „... nigdy nie leczył żadnego piłkarza lub pracownika Realu Madryt". Piłkarski trop jednak jest – w lutym w gazecie „AS" były prezes Realu Sociedad Inaki Badiola powiedział, że w latach 2001-07 klub korzystał z dopingowych usług Fuentesa, nawet podał cennik: 4000 euro za transfuzję.

Wyrok na doktora tuż po Wielkanocy, ale wydaje się, że rzetelne wyjaśnienie afery Puerto ciągle jeszcze daleko przed nami.

W maju 2006 roku wydawało się, że szokujące odkrycia po nalocie hiszpańskiej policji na madryckie laboratorium i domy Fuentesa oraz pozostałej czwórki założycieli dopingowej siatki z hukiem przerwą kariery nawet setek sportowców, zwłaszcza kolarzy, lekkoatletów i piłkarzy, nie tylko z Hiszpanii. Doping krwi, nielegalne transfuzje, planowe nielegalne wzmacnianie całych klubów i ekip wydawało się niemal oczywiste i proste do udowodnienia.

Po niespełna siedmiu latach takiej pewności już nie ma, choć kilku znanych kolarzy (Tyler Hamilton, Ivan Basso, Michele Scarponi, Jörg Jaksche) w końcu przyznało się do korzystania z usług dr Fuentesa i w kilku przypadkach dało się bezspornie udowodnić doping sportowca (m. in. Jana Ullricha).

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku