Że tam były największe gwiazdy, rekordy transferowe, najlepsze stadiony, najładniejsze dekoracje, a Silvio Berlusconi i jemu podobni dawali przykład, jak z futbolu robić show, jak obłaskawiać media. Wtedy nawet Anglicy nie zaprzeczali, że nie ma na świecie ligi ponad Serie A, i gdy swoje zapyziałe stadiony zamieniali na nowoczesne, wzorowali się właśnie na Włochach. Włoski futbol się kochało i nienawidziło, tam był ogień. A dziś się Serie A zbywa wzruszeniem ramion.
Co oni tam we Włoszech wiedzą o futbolu, skoro nie mają Barcelony z Realem, bogactwa Premiership, ani nawet polskiej trójki z Borussii? Utopili wszystko w bałaganie i korupcji, nie potrafią zarabiać jak Anglicy, szkolić jak Hiszpanie, ani się wydobyć z upadku jak Bundesliga, nowy pieszczoch Europy. Serie A mało kto ogląda, ale każdy ma na jej temat swoje zdanie. Wiadomo: goli tam jak na lekarstwo, grają emeryci podtrzymywani przy życiu przez lekarzy z MilanLab, na trybunach garstka chuliganów – bo normalni ludzie zostali przed telewizorami – którzy palą race i rzucają skuterami, a piłkarze najpierw ustalają wynik z mafiozami i obstawiają swój mecz u bukmachera, a potem tylko murują bramkę, udają faule i poprawiają włosy.
Pochwalić włoski futbol to nietakt. A powiedzieć przed dzisiejszym ćwierćfinałem Ligi Mistrzów (20.45, nSport), że Juventus wcale nie musi odpaść z Bayernem, to już prowokacja. Nudziarze z Juventusu równi temu Bayernowi, który strzelił 9 goli HSV i niedługo przejmie go sam Pep Guardiola? Ok, Juventus będzie już drugi raz z rzędu mistrzem Serie A, ale przecież ta liga pikuje. A Bayern odzyska tytuł w kraju, który wymyślił ligowy futbol po nowemu: tak, żeby zarabiał, a jednocześnie był dostępny dla wszystkich, żeby świetnie płacił gwiazdom ale żeby to robił mądrze i nie zapominał o szkoleniu młodzieży. Niemcy to nowoczesność i młodość. A Włosi to Włosi. Wszystko pięknie, tylko podobnie brzmiały zapowiedzi przed półfinałem Euro 2012. A potem pięknie grające Włochy, silne Juventusem (zagrało sześciu piłkarzy obecnego Juve), pokonały Niemcy, stojące Bayernem (ośmiu piłkarzy). A Toni Kroos, nazywany przez Niemców piłkarzem z delikatesów, biegał bezradnie za Andreą Pirlo, biorąc od niego lekcję nowoczesnej piłki.
Tak jak nie zauważaliśmy odrodzenia niemieckiego futbolu, póki nas nie zachwyciła reprezentacja prowadzona najpierw przez Juergena Klinsmanna, potem Joachima Loewa, tak dziś nie dostrzegamy że Serie A się zmienia. Na razie Juventus jest w niej wyspą, jako pierwszy w Serie A klub ze stadionem własnym, a nie miejskim (kiedyś Anglicy wzorowali się na Włochach i ich stadionach, teraz Juve na Anglikach, stadion został otwarty półtora roku temu), z najlepszą we Włoszech akademią dla młodzieży na wzór niemiecki czy hiszpański, ze szkołą i internatem, klub coraz lepiej zarabiający na biletach i marketingu. Drużyna stworzona przez młodego trenera Antonio Conte, który kiedyś był klubową legendą, drużyna budowana mądrze, w oparciu o długie kontrakty. Raz bardziej, raz mniej efektowna, ale bardzo trudna do pokonania. Mistrzostwo Włoch sprzed roku łatwo było zbyć lekceważeniem: Juventus w ogóle nie grał w pucharach, więc miał więcej sił niż rywale. Ale teraz, gdy reprezentacyjna obrona, pomoc z Andreą Pirlo i Claudio Marchisio ma w nogach komplet meczów Euro 2012, jesień w Lidze Mistrzów i nadal jest nieuchwytna w Serie A, o przypadku już nie ma mowy.
Niedługo miną trzy lata, od kiedy porządki w klubie zaczął robić dyrektor Beppe Marotta. Wiosną 2010 nowy szef klubu Andrea Agnelli postanowił wreszcie skończyć z wydawaniem pieniędzy na oślep, pomyłkami transferowymi i chaosem który panował od kiedy Juventus został zdegradowany w aferze Calciopoli. Szybko wrócił po degradacji, ale stał się klubem jednym z wielu, w dodatku ciągle produkującym długi. Marotta i jego prawa ręka Fabio Paratici, obaj z sukcesami w Sampdorii Genua, mieli to wszystko posprzątać. I posprzątali, ale byli dla kibiców za mało turyńscy, żaden nie był wcześniej związany z Juventusem. Więc po roku pracy zatrudnili Conte – trenera obsesjonata, który Juventus ma w genach. Grał w nim 13 lat, m.in. w czterech finałach Ligi Mistrzów (wygrał jeden). Conte z Marottą i Paraticim, odpowiedzialnym za szukanie talentów, odmłodzili drużynę, docenili Włochów, sprowadzili pensje piłkarzy z kosmosu na ziemię. Conte potrafi świetnie dobrać taktykę do rywala, obronę zmienia tylko gdy musi, ale atak – bez przerwy. Zrobił z Juventusu drużynę żołnierzy, którzy gdy trzeba, potrafią być i artystami i złodziejami. A w Serie A coraz więcej jest chętnych, by się odbudować na wzór Juve. Liga odmłodniała, zarówno jeśli chodzi o piłkarzy jak i trenerów, swoje własne stadiony chcą budować i w Mediolanie i w Rzymie. Juventus dziś walczy również o to, by ta włoska wiosna trwała.