Ma numer 111. Tyle lat historii bólu, wysiłku, odwagi, upadków, ucieczek i pogoni w błocie i kurzu, zależnie od kaprysów pogody.
Najważniejsze jest te ponad 50 km bruku, znak firmowy wyścigu i jego przekleństwo. Granitowe dróżki, tradycja francuskiej prowincji. Wybiera się kilkadziesiąt takich odcinków, ocenia trudność wedle tradycji w gwiazdkach (od 1 do 5) i patrzy co z tego wyniknie. Trasa w 2013 roku ma 27 sektorów po bruku, o łącznej długości 52,6 km. Najdłuższe – po 3,7 km są w Quiévy i Hornaing, najkrótszy, zaledwie 300 m, to odcinek tuż przed welodromem w Roubaix, czyli metą wyścigu.
Najsławniejsze pozostają jednak inne, te pięciogwiazdkowe: Trouée d'Arenberg (Lasek Arenberg, 2,4 km), który jest 158 po starcie. Następnie Mons-en-Pévele (po 205 km) i Le Carrefour de l'Arbre (po 236,5 km).
Wyścig kiedyś naprawdę zaczynał się w Paryżu, ale w 1966 roku start przeniesiono do Chantilly, 11 lat później do Compiegne i tak jest do dziś. Pierwsze kostki widać po jakichś 100 km.
Wymyślono go pod koniec XIX wieku. Dwóch przedsiębiorców branży włókienniczej z Roubaix, Théodore Vienne i Maurice Perez, chciało godnie zaznaczyć otwarcie toru kolarskiego w swym mieście. Wedle pierwszych idei miał to być wyścig przygotowujący do wielkiego maratonu kolarskiego Bordeaux–Paryż (560 km). Pomysł, nie bez trudności, znalazł wsparcie dziennikarzy z magazynu „Le Vélo", ostatnie ich opory przełamała mocno podlana alkoholem kolacja i w kwietniu 1896 kolarze ruszyli na kostkę.