W niedzielę Piekło Północy, czyli wyścig Paryż-Roubaix

W niedzielę odbędzie się wyścig-legenda. Klasyk Paryż-Roubaix, ostra jazda po kostce brukowej ze stolicy na północ Francji. Coś dla tych, którzy kochają i nienawidzą ściganie na rowerach

Publikacja: 06.04.2013 01:01

Ma numer 111. Tyle lat historii bólu, wysiłku, odwagi, upadków, ucieczek i pogoni w błocie i kurzu, zależnie od kaprysów pogody.

Najważniejsze jest te ponad 50 km bruku, znak firmowy wyścigu i jego przekleństwo. Granitowe dróżki, tradycja francuskiej prowincji. Wybiera się kilkadziesiąt takich odcinków, ocenia trudność wedle tradycji w gwiazdkach (od 1 do 5) i patrzy co z tego wyniknie. Trasa w 2013 roku ma 27 sektorów po bruku, o łącznej długości 52,6 km. Najdłuższe – po 3,7 km są w Quiévy i Hornaing, najkrótszy, zaledwie 300 m, to odcinek tuż przed welodromem w Roubaix, czyli metą wyścigu.

Najsławniejsze pozostają jednak inne, te pięciogwiazdkowe: Trouée d'Arenberg (Lasek Arenberg, 2,4 km), który jest 158 po starcie. Następnie Mons-en-Pévele (po 205 km) i Le Carrefour de l'Arbre (po 236,5 km).

Wyścig kiedyś naprawdę zaczynał się w Paryżu, ale w 1966 roku start przeniesiono do Chantilly, 11 lat później do Compiegne i tak jest do dziś. Pierwsze kostki widać po jakichś 100 km.

Wymyślono go pod koniec XIX wieku. Dwóch przedsiębiorców branży włókienniczej z Roubaix, Théodore Vienne i Maurice Perez, chciało godnie zaznaczyć otwarcie toru kolarskiego w swym mieście. Wedle pierwszych idei miał to być wyścig przygotowujący do wielkiego maratonu kolarskiego Bordeaux–Paryż (560 km). Pomysł, nie bez trudności, znalazł wsparcie dziennikarzy z magazynu „Le Vélo", ostatnie ich opory przełamała mocno podlana alkoholem kolacja i w kwietniu 1896 kolarze ruszyli na kostkę.

Nazwę „Piekło północy" wyścig dostał po pierwszej wojnie światowej, gdy zniszczone przez walki obszary wokół Roubaix przez lata nie mogły odzyskać normalnego wyglądu. Do drugiej wojny światowej cała trasa biegła po granitowych kamieniach, dopiero wynalazek telewizji kazał organizatorom pomyśleć o wizerunku wyścigu i z roku na rok zaczęli zwiększać udział dróg pokrytych asfaltem.

Miało to taki skutek, że pierwsi na torze w Roubaix zaczęli pojawiać się sprinterzy, a nie ci, którym przypisywano najlepsze cechy kolarza – wytrzymałość, umiejętność przetrwania kryzysów, odporność na cierpienie, twardość fizyczną i psychiczną. Kostki ubywało także z przyczyn naturalnych – niszczył ją upływ czasu. Dziś grupa entuzjastów konserwuje te kilkadziesiąt kilometrów zabytkowych dróżek (koszt: 10-15 tys. euro rocznie) i nie pozwala na zaginięcie najważniejszego elementu tradycji wyścigu. Entuzjaści to najczęściej obywatele z gmin na trasie, którzy dostarczają piasek, beton i sami reperują to, co psują przejazdy rowerów i aut. Sporo pracy wkładają również studenci z miejscowych szkół rolniczych.

Wyścig jest legendą także dlatego, że w czasach drużynowej pracy kolarzy na zwycięstwo swego lidera, na wąskich brukowanych dróżkach znacznie trudniej o przewidywalne rozstrzygnięcia. Wygrywają mistrzowie fachu, wygrywają robotnicy, do których uśmiechnął się los. Nie trzeba szukać w odległych czasach: w 2011 roku zwyciężył Johan Van Summeren, któremu nikt nie dałby przed startem szansy na odebranie granitowej nagrody na mecie. Rok później było już tak, jak przewidywano – czwarty raz wygrał Tom Boonen.

Wyścig, ze względu na skalę trudności oraz kaprysy pogody (deszcz zawsze odgrywał ogromną rolę w dzieleniu peletonu) działa na wyobraźnię wszystkich, nawet twórców filmowych. Mało który klasyk kolarski jest filmowany tak chętnie. Paryż – Roubaix doczekał się dwóch uznanych dzieł: „Niedziela w piekle" i „Droga do Roubaix".

O tegorocznym wyścigu też nie da się powiedzieć wiele więcej, niż sam pokaże. Wiadomo, że w niedzielę ma być raczej sucho, ale chłodno (5-8 stopni Celsjusza). Wielu wskazuje na Fabiana Cancellarę, jako głównego kandydata do sukcesu, bo wygrał niedawny Wyścig Dookoła Flandrii. Łatwo wskazać, ale przecież nawet szwajcarski mistrz padł na sławną kostkę podczas rekonesansu w środę i trochę się potłukł.

W peletonie nie będzie Toma Boonena i Petera Sagana, znanych kolarskich wojowników, więc fachowcy mówią, by patrzeć na Alexandra Kristoffa, Iana Stannarda albo Sébastiena Turgota, ale tak naprawdę lepiej zostawić sobie emocje na czas rywalizacji. Będzie co będzie, niezależnie od prognoz.

Jeden z dziennikarzy „L'Equipe" w zapowiedzi napisał: – Przyjeżdżajcie, oglądajcie ostatnie wielkie szaleństwo kolarstwa.

Transmisja wyścigu Paryż-Roubaix w niedzielę o 13 w Eurosporcie.

Ma numer 111. Tyle lat historii bólu, wysiłku, odwagi, upadków, ucieczek i pogoni w błocie i kurzu, zależnie od kaprysów pogody.

Najważniejsze jest te ponad 50 km bruku, znak firmowy wyścigu i jego przekleństwo. Granitowe dróżki, tradycja francuskiej prowincji. Wybiera się kilkadziesiąt takich odcinków, ocenia trudność wedle tradycji w gwiazdkach (od 1 do 5) i patrzy co z tego wyniknie. Trasa w 2013 roku ma 27 sektorów po bruku, o łącznej długości 52,6 km. Najdłuższe – po 3,7 km są w Quiévy i Hornaing, najkrótszy, zaledwie 300 m, to odcinek tuż przed welodromem w Roubaix, czyli metą wyścigu.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie