Kontrakt miał na trzy lata. Miesiąc za miesiącem siadał na ławce rezerwowych i patrzył, jak w bramce spisuje się lepszy kolega. „Miller pozostaje w cieniu Zielera" – pisał fachowo i krótko magazyn „Kicker", jeśli w ogóle coś o nim pisał.
Markus Miller cierpiał, pytał sam siebie, czemu nie odnosi sukcesów zawodowych, czemu, choć solidnie pracuje i dobrze zarabia, czuje się coraz gorzej. Nie uciekł w użalanie się nad sobą, nie zaprzeczał faktom, nie milczał o problemie. Poszedł do władz klubu i powiedział jak się czuje, poprosił o kilka tygodni urlopu, o opublikowanie oficjalnego oświadczenia. Poszedł do psychoterapeuty.
Objawy, jakie opisywał, nie były banalne. Ogromne bóle głowy przed każdym treningiem zagłuszane lekami przeciwbólowymi. Nagła podatność na kontuzje. – Ciało nie wytrzymywało napięcia psychicznego. Jechałem samochodem do mojej wymarzonej pracy i zamiast zadowolenia czułem, że staję przed zadaniem niewykonalnym. Czułem, jakby stawał mi mózg – opowiadał.
Lekarze na szczęście nie żartowali, że jak bramkarz i lewoskrzydłowy w każdej drużynie, miewa odchylenia od norm psychicznych. Zbadali i wydali opinię – depresja na tle rozczarowania sportowego. Powód ważny jak każdy inny. Jedenaście tygodni zwolnienia i pomocy terapeutycznej pod opieką medyczną.
W klubie dostał wsparcie. W Hanowerze wszyscy pamiętają głośne samobójstwo Roberta Enke. 10 listopada 2009 roku znany bramkarz skoczył pod lokomotywę na przejeździe kolejowym w Neustadt am Rübenberge. Pociąg jechał 160 km/h. Przyjaciele potwierdzili – zostawił list, w którym pisał, że to samobójstwo z powodu depresji, którą za długo ukrywał przed światem.