Markus Miller: bramkarz, który wygrał z depresją

Markus Miller, drugi bramkarz drużyny piłkarskiej Hannover 96, poczuł się wypalony jesienią 2011 roku. Kiedyś pełen ambicji i wiary w przyszłość, stanął przed pustką. Uratował się, bo zaczął o tym mówić

Publikacja: 18.05.2013 01:01

Markus Miller: bramkarz, który wygrał z depresją

Foto: Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Germany

Kontrakt miał na trzy lata. Miesiąc za miesiącem siadał na ławce rezerwowych i patrzył, jak w bramce spisuje się lepszy kolega. „Miller pozostaje w cieniu Zielera" – pisał fachowo i krótko magazyn „Kicker", jeśli w ogóle coś o nim pisał.

Markus Miller cierpiał, pytał sam siebie, czemu nie odnosi sukcesów zawodowych, czemu, choć solidnie pracuje i dobrze zarabia, czuje się coraz gorzej. Nie uciekł w użalanie się nad sobą, nie zaprzeczał faktom, nie milczał o problemie. Poszedł do władz klubu i powiedział jak się czuje, poprosił o kilka tygodni urlopu, o opublikowanie oficjalnego oświadczenia. Poszedł do psychoterapeuty.

Objawy, jakie opisywał, nie były banalne. Ogromne bóle głowy przed każdym treningiem zagłuszane lekami przeciwbólowymi. Nagła podatność na kontuzje. – Ciało nie wytrzymywało napięcia psychicznego. Jechałem samochodem do mojej wymarzonej pracy i zamiast zadowolenia czułem, że staję przed zadaniem niewykonalnym. Czułem, jakby stawał mi mózg – opowiadał.

Lekarze na szczęście nie żartowali, że jak bramkarz i lewoskrzydłowy w każdej drużynie, miewa odchylenia od norm psychicznych. Zbadali i wydali opinię – depresja na tle rozczarowania sportowego. Powód ważny jak każdy inny. Jedenaście tygodni zwolnienia i pomocy terapeutycznej pod opieką medyczną.

W klubie dostał wsparcie. W Hanowerze wszyscy pamiętają głośne samobójstwo Roberta Enke. 10 listopada 2009 roku znany bramkarz skoczył pod lokomotywę na przejeździe kolejowym w Neustadt am Rübenberge. Pociąg jechał 160 km/h. Przyjaciele potwierdzili – zostawił list, w którym pisał, że to samobójstwo z powodu depresji, którą za długo ukrywał przed światem.

Gdy minął czas żałoby, działacze Hannover 96 pytali piłkarzy, czy mają problemy psychiczne, czy chcą pomocy. Większość odpowiedziała, że nie, że poradzą sobie sami. W Bundeslidze wciąż lepiej być twardym, nawet na pokaz. Dlatego i w Hanowerze i pozostałych klubach długotrwałej współpracy z psychologami sportowymi raczej się nie praktykuje.

– Mogę zrozumieć obawy działaczy i piłkarzy przed zrozumieniem depresji. Ja też się długo zastanawiałem, czy milczeć i kłamać, czy odważyć się mówić publicznie o swej chorobie i narazić karierę na niebezpieczeństwo. Powiedziałem. Enke milczał – ocenia Miller.

W klubie świetnie wiedzą, co robić z naderwaniem ścięgien, ze złamaniami i urazami mięśni. Plastry na duszę to nie jest specjalność futbolu. Może także całego sportu zawodowego. – Profesjonalny sport musi zmierzyć się i z tym problemem. W przypadku Markusa Millera jego poczucie beznadziei na początku interpretowano jako wyczerpanie fizyczne, ale rozróżnienie to jest trudne zadanie nawet dla ekspertów — twierdzi specjalista z Instytutu Sportu w Kolonii, dr Andreas Marlovitz. Doktor Marlovitz był jednym z tych, którzy postawili bramkarzowi właściwą diagnozę. Pomoc okazała także Fundacja Roberta Enke.

Markus Miller wrócił na ławkę. Nauczył się, jak radzić sobie z tym, że Ron-Robert Zieler jest wciąż oblegany przez kibiców, a on może spokojnie przejść na boisko treningowe z dziennikarzem „Zeita" i opowiedzieć tę cała historię. Bez poczucia zranionej dumy.

Daje sobie radę z tym, że Hannover 96 nie ma ostatnio dobrej passy, że porażka 1:6 z Bayernem też nie dodała drużynie splendoru. Niewiele osób zauważyło, że podpisał umowę z klubem na kolejne dwa lata. – Nie liczy się tylko tu i teraz. Jestem kawałkiem większej historii, niewielkim, ale zawsze jakąś częścią – mówi ze spokojem. Radzi sobie z pogardą, którą niekiedy odbiera od kibiców podczas rozgrzewki. Pracuje jak zawsze. Numer 2 i miejsce w rezerwie mu nie doskwiera. – To lepsze, niż numer 3 i miejsce za ławką, na trybunie – zapewnia z uśmiechem.

Nie chce mówić wyłącznie o futbolu. Woli opowiadać o swej pasji do motocykli. Jak kocha nimi pędzić, choć to niebezpieczne. O tym, że na sport zawodowy trzeba spojrzeć krytycznie, że to przemysł, w którym ludzie to wykorzystywani bezlitośnie niewolnicy, choć świetnie opłacani. Powiedział to głośno podczas dyskusji panelowej na temat depresji zorganizowanej w Muzeum Narodowym w Hanowerze. Mówił do licznych słuchaczy, ale w klubie raczej takiego wykładu by nie powtórzył. Strach, co zrobiłyby z tego sportowe media.

– Dzisiaj po prostu zwracam większą uwagę na życie poza sportem. Na dzieci, które są w domu największym skarbem, a ja je kiedyś zaniedbywałem. Na to, że dobrze jest żyć, gdy świeci słońce i w wolny od zajęć dzień dwójka szkrabów wpada mi do łóżka o szóstej rano – tłumaczy. O cenie sukcesu w Bundeslidze już mówić nie chce.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku