Zapewne tysiące Polaków kibicowało Borussii, ze względu na Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka. A poza tym biedniejsi zawsze cieszą się większą sympatią.
Ale Bayern był lepszy. Wykorzystał cały swój potencjał ekonomiczny, przełożył go na pracę na boisku i zbiera plony od lat. To jest niemiecka maszyna, która się rzadko psuje. Dzięki piłce Niemcy zrobili w Londynie wyjątkową promocję swojego kraju. Medale zwycięzcom i pokonanym wręczał wprawdzie prezydent Michel Platini, ale w towarzystwie kanclerz Angeli Merkel. A wszystko to na tle napisu: Kings of Europe. Świadkami tej ceremonii były miliony ludzi na całym świecie. Takiej reklamy nie można kupić. Trzeba na nią zapracować.
Polacy grali bardzo dobrze, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale nie udało im się. Może to nie był ich ostatni finał. Płaczący Łukasz Piszczek to rzadki widok. Wydawało się, że to jest żelazny facet. Ale w takich sytuacjach nie ma ludzi odpornych na emocje.
Piszczek płakał, bo przegrał, Arjen Robben - bo zwyciężył. On przegrywał w ostatnich latach wszystkie możliwe finały w Bayernie lub reprezentacji Holandii i też miał marzenia. Wczoraj to on był największym bohaterem. Z medalem na szyi dyrygował tysiącami kibiców, jak kolegami podczas gry.
Trudno nie cieszyć się razem z trenerem Bayernu. Jupp Heynckes ma 68 lat i powoli odchodzi na emeryturę. Nie można sobie wymarzyć piękniejszego zakończenia. Juergen Klopp pewnie płakał po cichu. Kiedyś może to on wygra. Kiedy patrzyło się na mecz, reakcje piłkarzy, trenerów i kibiców, nietrudno było zrozumieć co miał na myśli słynny angielski menedżer Liverpoolu Bill Shankly, wypowiadając słynne słowa: Jeśli ktoś myśli, że piłka nożna to sprawa życia i śmierci, jest w błędzie. To coś znacznie poważniejszego.