US Open na Merion: dumna historia Ameryki

To jest piąty turniej US Open na polu Merion Golf Club w Pensylwanii. Mówią o Merion, że krótkie, ciasne, że nie tak piękne jak inne, ale za to tkwi tam kawał sportowej historii Ameryki. Dumnej historii

Publikacja: 15.06.2013 01:01

Tiger Woods na polu Merion

Tiger Woods na polu Merion

Foto: AFP

Przed wejściem do męskiej szatni widać mosiężną tabliczkę z napisem: „Miejsce narodowej historii". Amerykanie lubią takie tabliczki. O Merion zawsze były spory, choć nikt nie zaprzeczał, że to ważne miejsce dla golfa. Wystarczy przypomnieć: tu w 1930 roku na oczach 18 tysięcy widzów Bobby Jones wygrał turniej US Amateur i w ten sposób zdobył ówczesnego Wielkiego Szlema, co dla niektórych było nawet symbolem odrodzenia kraju po latach wielkiego kryzysu. Dla Ameryki wszystko, co zaczynało się w XIX wieku jest głęboką historią, więc Merion Cricket Club, założony w 1864 roku to też daleka przeszłość.

Pierwsze pole golfowe przy klubie krykietowym powstało w 1896 roku w Haverford, też dawno. Kroniki tego miejsca, na którym odbywa się turniej US Open 2013, zaczynają się jednak trochę później – członkowie w 1910 roku poprosili jednego ze swego grona, szkockiego imigranta Hugha Wilsona, by zbudował nowy plac gry – East Course. Wilson spisał się jak należy – pojechał nawet na Wyspy Brytyjskie, by poznać lepiej zasady budowy pól golfowych, wrócił i w dwa lata zbudował co należy. Na niespełna 13 hektarach terenu, co dziś budzi uśmiech albo zdziwienie – jak można upakować 18 dołków na tak małym obszarze. Hugh Wilson potrafił i to tak, że po latach Jack Nicklaus mówił:

– Każdy akr tego miejsca jest wart określenia, że to najlepsze pole świata. Często na Merion grali swe mistrzostwa amerykańscy amatorzy, turnieje US Open rozegrano tam cztery razy. Tylko tyle i aż tyle, bo każdy z nich wniósł do kronik niezwykłe wspomnienia. Najpierw był rok 1934 i zwycięstwo Olina Dutry. Dutra urodził się w Monterey w stanie Kalifornia. Rodzina – portugalscy emigranci. Golfista nigdy nie był uważany za kandydata do wielkoszlemowych zwycięstw, choć dwa lata wcześniej zwyciężył w US PGA Championship. Nawet kumple twierdzili, że kije go słuchają, ale nie ma woli zwyciężania, brakuje mu wiary we własne umiejętności. Wtedy, w 1934 pokazał, że nie brakuje. Przyjechał do Pensylwanii z chorobą, ostrą biegunką, której nabawił się w podróży. Wylądował w szpitalu, przez parę dni stracił kilka kilogramów, sądzono, że się wycofa z turnieju. Stanął przeciw najsławniejszym golfistom epoki: Gene Sarazenowi, Walterowi Hagenowi, Johny'emu Goodmanowi, Tommy'emu Armourowi i innym.

Początkowo liderami byli Sarazen i Bobby Cruickshank. Dutra tracił do nich trzy punkty jeszcze na 9 dołków przed końcem rywalizacji. W kilka minut wynik się zmienił – Olin Dutra zaliczył 10. dołek na birdie, Sarazen miał na 11. trzy punkty powyżej normy, nagle nowym liderem został potomek portugalskich emigrantów. Walka trwała do końca, ale zwycięzcą pozostał Dutra, punkt przed Sarazenem, co rodacy zapamiętali jako akt wyjątkowej dzielności. W tle rywalizacji najlepszych pojawił się wtedy na Merion Ben Hogan, po latach ikona golfa. To był pierwszy wielkoszlemowy start późniejszej legendy, Hogan nie przeszedł wówczas cięcia stawki po dwóch rundach. Po 16 latach to on stał się jednak kolejnym bohaterem US Open na ciasnym polu w Pensylwanii. Mówiono potem, że to był „Cud na Merion".

Pewnie trochę był. Ben Hogan wystartował 16 miesięcy po wypadku samochodowym, w którym omal nie stracił życia. Jechał z żoną Valerie, prowadził. Podczas wyprzedzania ciężarówki na drodze w Teksasie zderzył się czołowo z autobusem sieci „Greyhound". Lekarze ledwie go poskładali, w szpitalu leżał 59 dni, potem miesiące trwała rehabilitacja. Nigdy nie był masywny, ale ważył poniżej 50 kg. Wrócił do golfa wczesną wiosną 1950 roku, w lipcu był na Merion. Wygrał nie po zwyczajowych czterech rundach, ale po pięciu, bo w poniedziałek musiał jeszcze zagrać 18 dołków dogrywki z Georgem Fazio i Lloydem Mangrumem. Wtedy też powstała kolejna golfowa legenda – piękne uderzenie Hogana żelaznym kijem nr 1 na 18. dołku w czwartej rundzie. Piłka pięknie dotarła do greenu, dwa putty dały golfiście dogrywkę i, dzień później, wielki sukces.

To uderzenie, wykonane przez sportowca, który godzinami zaciskał zęby z bólu (skutki wypadku wciąż dawały znać o sobie), również upamiętniono mosiężną tabliczką zatopioną w trawie. Jest tam tylko tyle: „June 10, 1950 US Open, Fourth Round, Ben Hogan, 1-iron". Swoją drogą o tej żelaznej jedynce też powstała legenda, wzmocniona podziwianym przez Amerykę wielkim zdjęciem Hy Peskina w „Life Magazine". Kij przed dogrywką zaginął, po prostu ktoś go ukradł. W dogrywce na dołku nr 18 Hogan uderzał żelazną czwórką (i trafił niemal w to sami miejsce). Zaginiony kij znalazł się w 1982 roku, gdy jakiś kolekcjoner odkrył go między innymi, kupionymi w zestawie na jakiejś aukcji. Teraz leży jako eksponat w muzeum USGA (golfowej federacji USA), oczywiście w sali Bena Hogana. W 1971 roku wygrał Lee Trevino, kolejny z panteonu golfa. I wtedy działo się wiele, o mało nie wygrał amator, Jim Simons, ale w końcu o tytule znów zadecydowała dogrywka, cała poniedziałkowa runda, między dzielnym Meksykaninem i Nicklausem.

Emocje sportowe były ogromne, ale zapamiętano najlepiej węża. Pomysł miał Trevino. Aby pokazać jak trudne są pobocza pola gry, stanął w wysokiej trawie, pozował fotografom w słomkowym kapeluszu, z toporkiem w ręku i z gumowym wielkim wężem na kiju. Potem w nerwowej dogrywce znalazł tego węża w torbie i, dla rozluźnienia, cisnął nim w rywala. Niektórzy uważali to za niesportowy gest, a po latach okazało się, że Jack Nicklaus sam poprosił o ten rzut, dla odrobiny zabawy. Dziesięć lat później na Merion wygrał David Graham, pierwszy australijski mistrz w historii US Open. Po zwycięstwie miał telefon od Bena Hogana. Stary mistrz powiedział, że zobaczył w Grahamie jakby samego siebie i przy okazji jedną z najlepszych finałowych rund golfowego Wielkiego Szlema, jakie miał okazję oglądać.

Zapamiętano także, że mistrz po sukcesie postawił dziennikarzom 25 butelek szampana. Kroniki nie pominęły też faktu, że w tym 1981 roku po pierwszej rundzie prowadził Jim Thorpe, pierwszy czarnoskóry golfista, który został liderem US Open. Graham wycofał się golfa w wieku 58 lat po tym, gdy w 2004 roku podczas turnieju seniorów padł na green z powodu zaburzeń pracy serca. – Nie chciałem, by koniec mej wyczynowej kariery zbiegł się z końcem mego życia – tłumaczył potem decyzję. Historia piątego turnieju US Open na Merion właśnie się pisze od czwartku. Chyba znów nie będzie nudna. Kto ma okazję obejrzeć zdjęcia lub relację, widzi to niezwykłe pole z pofałdowanymi greenami, poszarpanymi bunkrami, wodą i potężnymi chaszczami obok torów gry. Widzi ludzi stłoczonych obok grających. Limit wynosi 25 tysięcy widzów, więcej nie da się upchnąć. Grający mówią, że już pierwsze uderzenie rodzi klaustrofobię, czuć również zapach piwa z baru dla członków, bar jest na odległość kija. Widać też zadziwiające czerwone wiklinowe koszyki zamiast chorągiewek na kijach w dołkach. Czemu koszyki, które przecież nie wskażą kierunku wiatru? – nie bardzo wiadomo.

W każdym razie są na masztach od 1916 roku, widać je wyraźnie (także w logo klubu), ponoć to echo spotkania Hugha Wilsona ze szkockimi pastuchami, którzy koszykami odwróconymi do góry dnem zabezpieczali swe mienie na halach.  Do 1980 roku były wyplatane w Merion przez osoby z załogi. Są wręczane jako nagrody w turniejach amatorskich. Władze klubu nie chcą ujawnić, kto je teraz robi. Jeszcze jedna mała tajemnica Merion. Amerykanie mówią: Augusta jest najsławniejszym polem golfowym w USA, Merion jest najbardziej fascynującym.

Przed wejściem do męskiej szatni widać mosiężną tabliczkę z napisem: „Miejsce narodowej historii". Amerykanie lubią takie tabliczki. O Merion zawsze były spory, choć nikt nie zaprzeczał, że to ważne miejsce dla golfa. Wystarczy przypomnieć: tu w 1930 roku na oczach 18 tysięcy widzów Bobby Jones wygrał turniej US Amateur i w ten sposób zdobył ówczesnego Wielkiego Szlema, co dla niektórych było nawet symbolem odrodzenia kraju po latach wielkiego kryzysu. Dla Ameryki wszystko, co zaczynało się w XIX wieku jest głęboką historią, więc Merion Cricket Club, założony w 1864 roku to też daleka przeszłość.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Sport
Po igrzyskach w Paryżu czekają na azyl. Ilu sportowców zostało uchodźcami?
Sport
Wybiorą herosów po raz drugi!
SPORT I POLITYKA
Czy Rosjanie i Białorusini pojadą na igrzyska? Zyskali silnego sojusznika
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Robin van Persie: Artysta z trudnym charakterem
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń