Nie jesteśmy już anonimowi

Patryk Tyryłło, menedżer Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego, o niedzielnym Superfinale na Stadionie Narodowym, szybkim rozwoju rozgrywek i planach na przyszłość

Publikacja: 10.07.2013 14:00

Patryk Tyryłło

Patryk Tyryłło

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak pion Piotr Nowak

Inwestowanie w futbol amerykański w Polsce wymagało dużej odwagi. Zaczynaliście praktycznie od zera.

Gdy liga startowała w 2006 roku, brakowało boisk, był tylko jeden zespół – Warsaw Eagles. W zasadzie dopiero od dwóch lat, czyli od pierwszej telewizyjnej transmisji Superfinału w Bielawie rozwój futbolu amerykańskiego w Polsce bardzo przyspieszył. Gdy przychodziłem wówczas do ligi, postanowiliśmy podjąć jakieś poważniejsze kroki. Wiedzieliśmy, że na powstających na Euro 2012 obiektach będzie brakować imprez. Wszyscy pukali się w czoło, słysząc, że dwa tygodnie po mistrzostwach i tuż przed igrzyskami chcemy organizować finał rozgrywek na Stadionie Narodowym. Pomógł ówczesny szef NCS Rafał Kapler, bardzo spodobał się mu ten pomysł. Mieliśmy satysfakcję, bo przyszło 23 tysiące osób. Transmisję w kulminacyjnym momencie oglądało nawet 200 tys. widzów.

W pierwszym sezonie rywalizowały tylko cztery drużyny, dziś aż 74 w pięciu klasach rozgrywkowych, w tym osiem w Toplidze. Finał znów pokaże telewizja. Spodziewaliście się tak szybkiego rozwoju i takiego zainteresowania?

Jeszcze rok temu mieliśmy 38 zespołów, teraz dwa razy tyle. To pokazuje popularność dyscypliny, zwłaszcza wśród młodzieży. Zawsze podaję przykład gimnazjalisty, szczupłego, wątłego, poniewieranego przez kolegów i niezauważanego przez dziewczyny, który idzie na nabór do drużyny futbolowej, zakłada kask, ochraniacze, uczy się zagrań, jest bardzo szybki i nagle robi furorę. Staje się prawdziwym mężczyzną, dziewczyny zaczynają patrzeć na niego z podziwem, a u kolegów zyskuje szacunek.

Kim są ludzie, którzy tworzą kluby? Pasjonatami zakochanymi w NFL?

Na początku rzeczywiście tak było. Kluby zakładali Polacy zainspirowani kulturą USA. Ale teraz bywa różnie. Zawodnicy nie patrzą, że jest to amerykańska dyscyplina, chociaż co ciekawe wywodzi się z Wielkiej Brytanii.

Czy założyliście sobie jakiś cel maksimum? Gdzie jest szczyt możliwości?

Nigdy nie będziemy walczyć z piłką nożną, bo nie wygramy, to sport narodowy. Ale jeżeli znajdziemy kilkaset tysięcy Polaków, których zafascynuje futbol amerykański i będą przychodzić na mecze, w zupełności nam to wystarczy. Jesteśmy na fali wznoszącej, myślę, że potrwa to jeszcze kilka lat, ale przygotowujemy się oczywiście na moment, kiedy osiągniemy szczyt możliwości. Wyzwaniem jest budowa reprezentacji, w takiej dyscyplinie jak nasza potrzeba aż 60 zawodników. Debiut kadry odbył się 2 lutego w Atlas Arenie (porażka ze Szwecją 14:27), byliśmy pionierami, bo dotychczas nigdy nie rozegrano spotkania międzypaństwowego w hali. We wrześniu mecz z Holandią, wszystko wskazuje, że na stadionie Polonii Warszawa, gdzie na co dzień grają Warsaw Eagles.

Korzystacie z doświadczeń organizatorów Super Bowl?

Inspirujemy się oczywiście ich oprawami meczów, ale z powodu braku środków nie jesteśmy w stanie powtórzyć wielu rzeczy, np. sceny wjeżdżającej na boisko w pół minuty. Byliśmy natomiast bardzo blisko realizacji planu, by chwilę po zakończeniu Superfinału nad Narodowym przeleciały nasze F-16, może uda się za rok. Chcemy, by były to dwie godziny dobrej zabawy, by cały czas coś się działo. Będzie aż 60 cheerleaderek, tego w Polsce jeszcze nie było. Rok temu obawialiśmy się, że na stadionie będzie cicho, bo nikt nie rozumie zasad, a była fala meksykańska i szaleństwo podczas przyłożeń. Rozdawaliśmy materiały wyjaśniające przepisy. Odbiór ułatwiał konferansjer komentujący imprezę, każda akcja była tłumaczona.  Zasady gry nie są wcale trudne. Skoro gospodynie domowe w Ameryce są w stanie je zrozumieć, nie wierzę, że Polak po dwóch meczach nie będzie wiedział, o co chodzi w tej zabawie.

Ile wynoszą budżety klubów?

W Toplidze 300 – 350 tys. zł. Futbol w Polsce jest półamatorski. Wynagrodzenia otrzymują zawodnicy przyjeżdżający z USA, ale ich nie jest dużo, bo nie chcemy popełnić błędów koszykówki z lat 90., gdy sprowadzono masowo Amerykanów i brakowało w składach miejsca dla młodych Polaków.

Ile zarabiają Amerykanie?

Dostają skromne mieszkanie i pensję do 1 tys. euro. Ale nawet ci, którzy brali udział w rozgrywkach akademickich albo w testach w NFL, przyjeżdżają i są bardzo zadowoleni, bo mogą grać. Cenią sobie dobry klimat i rosnący poziom. Nie ma Amerykanina, który by narzekał. Jeden z zawodników Seahawks Gdynia, wyjeżdżając rok temu, miał łzy w oczach.

A czym zajmują się na co dzień polscy gracze?

W reprezentacji 70 procent zawodników ma wyższe wykształcenie. Prawnicy, naukowcy, nawet studenci filozofii, czyli ludzie, z którymi można porozmawiać nie tylko na temat sportu. Są byli siatkarze, pływacy, lekkoatleci czy rugbyści. I brązowy medalista olimpijski w zapasach Damian Janikowski, grający w Giants Wrocław. Babatunde Aiyegbusi, urodzony w Oleśnicy pół-Nigeryjczyk, pół-Polak, był koszykarzem Śląska Wrocław. Żartował, że przerzucił się na futbol amerykański, bo na parkiecie za szybko zbierał pięć fauli.

Futbol to dyscyplina i dla kogoś szczupłego, kto przebiegnie 100 m z piłką w 11 sekund, i dla ponaddwumetrowego Aiyegbusiego, który skutecznie zatrzyma rywala. Umiera stereotyp, że na boisku trzeszczą kości. Nie ma więcej kontuzji niż w piłce nożnej, a w przeciwieństwie do rugby nie leje się krew. Zawodnicy grają z wielkim sercem, po porażce ze Szwecją nas przepraszali.

Kto sponsoruje kluby?

We Wrocławiu zespół Devils wspiera pan Jacek Tarczyński, producent wędlin, a Giants japońska firma Mitutoyo (urządzenia i przyrządy pomiarowe). W Warsaw Eagles inwestują Amerykanie. Każdy klub w Toplidze ma jakiegoś sponsora, mniejszego lub większego. Już nie jesteśmy anonimowi, nikt nie patrzy na nas jak na kosmitów. Dzwoni dużo ludzi z USA i dopytuje się o naszą ligę, np. pewien biznesmen z Teksasu, który kiedyś był dobrym kopaczem w college'u. Wietrzne Radio z Chicago prosi o wywiady. W tym roku Superfinał objęło patronatem Ministerstwo Sportu i Turystyki, a także prezydent Warszawy i burmistrz Pragi-Południe.

A jakim budżetem dysponuje liga?

Około 200 tys. zł ze składek. Musimy więc zdobywać sponsorów. Mamy młody zespół menedżerski, 20-osobowy, półzawodowy. To ludzie, którzy w tygodniu wykonują inne zajęcia i swój wolny czas poświęcają PLFA. Nie dostają pensji, a jedynie wynagrodzenia po imprezach. Nie jesteśmy związkiem sportowym, nie mamy 20-osobowego zarządu, wszystkie decyzje podejmujemy błyskawicznie. Poprzedni zarząd PL.2012 powiedział mi, że jesteśmy najlepszym promotorem, który zrobił imprezę na Narodowym za ich kadencji. Kiedy nie dysponuje się dużymi funduszami, wymyśla się interesujące rzeczy. Może pieniądze, jakie ma PZPN, by nas zepsuły.

Rok temu Seahawks Gdynia pokonali w finale Warsaw Eagles. Teraz Eagles spotkają się z Giants Wrocław. Czego możemy się spodziewać po tym meczu?

Obie drużyny słyną ze znakomitej defensywy, co pokazały półfinały. Giants grali bardzo dobrze przez cały sezon, Eagles najwyższą formę przygotowali na jego koniec. Może nie być tak wielu przyłożeń jak w zeszłym roku, ale na pewno będzie ciekawy, wyrównany mecz. Kibicom powinien przynieść sporo emocji. Warto przyjść w niedzielę na stadion albo usiąść przed telewizorem (transmisja w TVP Sport i Eurosport 2), by zobaczyć, co się dzieje w naszym kraju. Wszyscy narzekają na kryzys, że jest źle, a my staramy się sprawić, żeby życie było bardziej kolorowe. Pokazać, że można zrobić coś pozytywnego w Polsce.

-rozmawiał Tomasz Wacławek

Inwestowanie w futbol amerykański w Polsce wymagało dużej odwagi. Zaczynaliście praktycznie od zera.

Gdy liga startowała w 2006 roku, brakowało boisk, był tylko jeden zespół – Warsaw Eagles. W zasadzie dopiero od dwóch lat, czyli od pierwszej telewizyjnej transmisji Superfinału w Bielawie rozwój futbolu amerykańskiego w Polsce bardzo przyspieszył. Gdy przychodziłem wówczas do ligi, postanowiliśmy podjąć jakieś poważniejsze kroki. Wiedzieliśmy, że na powstających na Euro 2012 obiektach będzie brakować imprez. Wszyscy pukali się w czoło, słysząc, że dwa tygodnie po mistrzostwach i tuż przed igrzyskami chcemy organizować finał rozgrywek na Stadionie Narodowym. Pomógł ówczesny szef NCS Rafał Kapler, bardzo spodobał się mu ten pomysł. Mieliśmy satysfakcję, bo przyszło 23 tysiące osób. Transmisję w kulminacyjnym momencie oglądało nawet 200 tys. widzów.

Pozostało 89% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni