- Wyjechałem 6000 kilometrów od Barcelony, prosiłem prezesa żeby mnie zostawili w spokoju, ale nie udało im się. Nie dotrzymali słowa. Było wiele takich spraw w ostatnim roku, gdy przekroczyli linię. Użycia choroby Tito Vilanovy, by uderzyć we mnie, nigdy nie zapomnę. To było niesmaczne – mówił Guardiola podczas konferencji prasowej na zgrupowaniu Bayernu w Trentino. Odniósł się w ten sposób do sugestii, że podczas rocznego urlopu w Nowym Jorku, między pracą w Barcelonie i przyjściem do Bayernu, nawet nie miał czasu żeby się spotkać z chorym na raka Vilanovą, gdy ten przylatywał do Stanów na leczenie. – Oczywiście, że się z nim widziałem. A gdy nam się nie udawało spotykać, to dlatego, że to nie było możliwe, nie z mojej winy – mówił Guardiola.
Swoją tyradę wygłaszał po katalońsku, to był ciąg dalszy odpowiedzi na pytanie o słowa jednego z działaczy Santosu, klubu z którego Neymar przeszedł do Barcelony. Zdaniem brazylijskiego działacza Guardiola, który też zabiegał o tego piłkarza, miał powiedzieć ojcu Neymara, że Tito Vilanova nie będzie miał pomysłu jak najlepiej wykorzystać współpracę Neymara i Leo Messiego. Guardiola odpowiedział dziś, że takie słowa nie padły, działacz musiał mieć złych informatorów. I być może trener Bayernu uznał to za kolejną plotkę rozpuszczaną przez prezesa Sandro Rosella i jego współpracowników. Bo bez pytania o Rosella pierwszy raz tak otwarcie powiedział o swoich sporach z nim i jego ludźmi, choć były od dawna tajemnicą poliszynela. Kilka miesięcy temu rzecznik zarządu Barcelony Toni Freixa powiedział np., że Tito Vilanova wygrywa wszystkie porównania z Guardiolą, również jeśli się ich porówna jako ludzi, nie tylko trenerów. Takie sytuacje miał na myśli Guardiola, mówiąc o przekraczaniu linii. On paktu o nieagresji dotrzymał, nie wypowiadał się na temat Rosella i jego ekipy, gdy odpoczywał od futbolu.
Guardiola to człowiek Joana Laporty, poprzedniego prezesa Barcy, bo to od niego dostał szansę trenowania najpierw drugiej drużyny, a potem pierwszej. Rosell, kiedyś najbliższy sojusznik Laporty, potem jego wróg, wygrał wybory w 2010 i był szefem Guardioli przez ostatnie dwa lata jego pracy na Camp Nou. Trener czuł się związany z poprzednim prezesem i dawał to odczuć. Z biznesmenem Rosellem, który zastąpił adwokata Laportę, nie mógł znaleźć pełnego porozumienia. Podobnie jak z nowym dyrektorem sportowym Andonim Zubizarretą, swoim byłym kolegą z Dream Teamu Johana Cruyffa. Złośliwi mówili, że choć gabinety trenera i dyrektora w podziemiach Camp Nou dzieliło 50 metrów, Pep nigdy nie zdobył się na to, by te 50 metrów przejść. W środku wojny Rosella z Laportą – wojny m.in. na kwity pokazujące niegospodarność poprzednika - Guardiola wybrał się na obiad z byłym szefem, co obóz Rosella odebrał jako policzek. Trener z kolei nie mógł się przyzwyczaić do tego, że szefa, który był w niego wpatrzony i spełniał każdą zachciankę zastąpił twardy negocjator, który dla Guardioli nie chciał robić wyjątków. Laporta długami Barcelony się nie przejmował, mówił: dla ciebie wszystko, Pep. Rosell traktował trenera po prostu jak pracownika, i cały czas przypominał mu o oszczędzaniu. Dość bezceremonialnie ogłaszał Guardioli np., że musi z dnia na dzień zdecydować, którego piłkarza sprzedać, by załatać dziurę w budżecie (wypadło na Dymitro Czyhryńskiego, sprzedanego z powrotem do Szachtara Donieck, choć Guardiola chciał mu jeszcze dać szansę). Rosell równie bezceremonialnie negocjował z menedżerami trenera przedłużenie jego kontraktu. Albo dawał do zrozumienia, że nie do końca mu się podoba, iż wielu piłkarzy ze szkółki La Masia trafia pod skrzydła Jose Marii Orobitga, czyli jednego z menedżerów Guardioli, i Orobitg przy podpisywaniu pierwszych profesjonalnych kontraktów żąda dla nich bardzo wysokich pensji. Gdy ponad rok temu Guardiola ogłaszał że nie przedłuży umowy i robi sobie urlop, rozstali się z prezesem chłodno, ale obiecali sobie nie wracać do konfliktów. Dziś to już nieaktualne.
Guardiola podczas konferencji w Trentino powiedział, że chce kupić do Bayernu tylko jednego nowego piłkarza: Thiago Alcantarę z Barcelony. Wydawało się przesądzone, że Thiago odejdzie tego lata do Manchesteru United, ale Guardiola może go przekonać do zmiany planów, nie tylko dlatego, że menedżerem piłkarza jest Pere Guardiola, brat trenera. Thiago ma w kontrakcie sumę odstępnego, więc Rosella Guardiola przekonywać nie będzie musiał.